https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Krzysztof Gałecki z Racławic bardziej przypomina prepersa niż szefa parafii. Proboszcz jest zdania, że najlepiej wszystko zrobić samemu

Marcin Banasik
Wideo
od 12 lat
Po jednej stronie ulicy stoi kościół, a po drugiej jest gospodarstwo rolne. Ks. Krzysztof Gałecki po odprawieniu porannej mszy przebiera się w robocze ubrania i bierze się do ciężkiej pracy na roli. Duchowny o swoim gospodarstwie mówi z rozbrajającą szczerością, że to "dziadostwo". - Tak może to wyglądać na pierwszy rzut oka, ale w tym dziadostwie jest pewna metoda działania, która daje dobre owoce - twierdzi proboszcz z parafii w podkrakowskich Racławicach.

Spis treści

Tuż obok parafialnego gospodarstwa 4 kwietnia 1794 r. rozegrała się jedna z najbardziej symbolicznych potyczek w historii naszego kraju - bitwa pod Racławicami. 65-letni ks. Krzysztof Gałecki od pond 20 lat prowadzi własną bitwę o ludzi wykluczonych oraz o życie w zgodzie z naturą, tak jak bywało dawniej.

Niezwykła parafia proboszcza z Racławic

W jego gospodarstwie jest miejsce dla zwierząt i ludzi. Po podwórku chodzą kury, a z obory dochodzi chrumkanie świń, muczenie krów i beczenie kóz. Po gospodarstwie krzątają się ludzie, część z nich to bezdomni, którzy trafili na margines życia z różnych powodów. U księdza dostali kolejną szansę na powrót do normalnego życia. Mają dach nad głową, dobrze jedzenie i parę groszy za pracę, która w gospodarstwie nie należy do łatwych.

Przykład pracowitości idzie tutaj z góry, bo proboszcz pokochał pracę na roli już za dziecka.

- Jako chłopiec musiałem budzić się o piątej nad ranem, żeby nakarmić krowy, a dopiero potem mogłem iść do szkoły. Na pierwszych lekcjach często robiłem sobie drzemkę, żeby odespać wczesne wstawanie. Nie raz budziła mnie nauczycielka krzycząc "Gałecki nie śpij!". Pracę w polu wpajano mi od najmłodszych lat i pewnie dlatego tak bardzo zżyłem się z rolnictwem. Kiedy po latach wstępowałem do seminarium największą rozłąką dla mnie było rozstanie z polem - przyznaje duchowny.

Garaż racławickiej parafii pełen... rowerów

Ksiądz przyznaje, że prowadzenie parafii i pracochłonnego gospodarstwa jest jak chodzenie po krawędzi.

- Wciąż jednak udaje się to robić bez większego uszczerbku dla parafian i gospodarstwa. Na roli jest mnóstwo pracy, a rąk do ciężkiej roboty jest coraz mniej. Dlatego też nasze gospodarstwo nie przypomina dzisiejszych nowoczesnych zagród. My zatrzymaliśmy się jakieś 20 lat temu. Z drugiej strony ma to swój urok. Wszystko co robimy staramy się robić bez użycia nowoczesnych maszyn i urządzeń. Często przerabiamy lub wykorzystujemy zużyte rzeczy i dajemy im drugie życie. Na przykład ze zużytych nart robimy płoty, których u nas jest już dosyć sporo - mówi duchowny.

Proboszcz uważa, że na drugie imię powinien mieć "Przyda się". Na terenie gospodarstwa jest garaż wypełniony rowerami, bo ksiądz lubi zabierać parafian na wycieczki rowerowe. W ogrodzie można też natknąć się na kilka kajaków, które potrafią z duchownym przejechać nawet kilkaset kilometrów, żeby nimi popływać w morzu. Pod drewnianą wiatą są poukładane meble z odzysku, które czekają na wykorzystanie ich. Wszystko to zalega w różnych częściach gospodarstwa bo kiedyś "przyda się". W jednym z budynków jest hala, w której pielgrzymi nocują w drodze na Jasną Górę. Duchowny tak ją urządził, że można tam spać, umyć się, zjeść posiłek i zażyć sportowej aktywności.

To nie jest zwyczajny ksiądz, to nie jest zwyczajna parafia

Gospodynią na plebani jest pani Halina, która codziennie dojeżdża do pracy ponad 30 kilometrów. Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem krząta się po kuchni, w której piecze chleb, robi masło i przygotowuje mnóstwo produktów z owoców, warzyw, mleka, jaj i mięsa z gospodarstwa. W plebańskiej kuchni piecze się chleb, robi się masło, z którego efektem ubocznym jest przepyszna maślanka.

- My tutaj praktycznie nic nie jemy, co byłoby kupione ze sklepu. Dla naszego księdza to bardzo ważne, aby być samowystarczalnym. Do tego proboszcz jest chory na hipoglikemię, czyli niedocukrzenie. Oznacza to, że w ogóle nie może jeść cukru. Taka dieta jest wymagająca, ale bardzo zdrowa - mówi pani Halina.

Gospodyni twierdzi, że tajemnica siły księdza, który zawsze dla każdego ma czas i potrafi pracować od rana do wieczora tkwi właśnie w stylu życia, który prowadził.

- Ksiądz na urlop potrafi pojechać z kajakiem nad morze, popływać i wrócić. Innym razem idzie na Rysy w Tatry i mówi, że chce być bliżej Pana Boga. Myślę, że takie wycieczki są dla niego jak ładowanie baterii - dodaje pani Halina.

Parafinie cenią pasje swojego księdza i zapał do pomagania innym.

- Pamiętam wycieczkę nad morze, którą zorganizował proboszcz. Dla wielu była to pierwsza wyprawa nad Bałtyk. Dzięki proboszczowi ludzie, którzy nigdy nie mieliby szans zobaczyć morza na żywo mogli to zrobić - mówi Marta - jedna z parafianek.

Promienie słoneczne mogą powodować nowotwór skóry. Jak się chronić?

od 7 lat
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska