Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Gortat: Albo NBA, albo koniec kariery. Jestem przygotowany na każdą ewentualność

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Marcin Gortat jest na rozdrożu. Po 12 latach może zabraknąć Polaka w koszykarskiej lidze NBA
Marcin Gortat jest na rozdrożu. Po 12 latach może zabraknąć Polaka w koszykarskiej lidze NBA Lukasz Gdak
- Decyzję podejmę w lipcu. Jestem w stu procentach pewny, że znalazłoby się dla mnie miejsce w NBA, jest tylko kwestia, na jakich zasadach. Za kontrakt minimalny znalazłbym zatrudnienie we wszystkich 30 klubach. Tylko, że warunki minimalne w grę nie wchodzą – mówi 35-letni Marcin Gortat, od lutego i rozstania z Los Angeles Clippers pozostający bez klubu.

Wsłuchując się w pańskie słowa i obserwując pana podczas oficjalnych wystąpień można odnieść wrażenie, że żegna się pan z NBA. Ba, że jest pan już pogodzony z końcem kariery.

Chyba tak jest. Trzeba być świadomym tego, co się dzieje i wolę dmuchać zimne niż być zaskoczonym i potem płakać. Taka jest prawda – zbyt jestem zorganizowany i poukładany, żeby teraz robić drastyczne ruchy, które wywróciłby mi życie do góry nogami. Miałem swój plan: do pewnego momentu grać w NBA i dawać z siebie wszystko. Wiedziałem też jednak, że czasu nie cofnę. Chociaż jeśli mówimy o stronie fizycznej, to spokojnie mógłbym grać dalej, może nawet dwa lata na wysokim poziomie. Jednak na pewno 18-latkiem już nie jestem.

Marcin Gortat w krakowskiej szkole: smartfony i tablety to zło, zabierają wam czas [ZDJĘCIA]

Od rozwiązania kontraktu z Los Angeles Clippers minęły cztery miesiące. To był czas, gdy oswajał się pan z myślą, że to naprawdę może być koniec?

Można tak powiedzieć. Teraz jest już większy luz, bo w NBA są wakacje i nie odczuwam tego tak bardzo. Jednak wiem, że nadejdzie ten moment we wrześniu czy październiku, gdy za Oceanem zacznie się sezon, a u mnie - cisza. Wtedy będzie dziwnie, ale pewnie już będę pogodzony z całą sytuacją.

Ale jak to jest – dziś pańska przyszłość w NBA jest w rękach agenta, wszystko zależy od jego zdolności negocjacyjnych?

Przyszłość jest w moich rękach. Jak zawsze. A agent może i ma działać. Jestem w stu procentach pewny, że byłoby dla mnie miejsce w lidze, jest tylko kwestia na jakich zasadach. Za kontrakt minimalny znalazłbym zatrudnienie we wszystkich 30 klubach. Tylko, że warunki minimalne w grę nie wchodzą.

A jakie wchodzą?
Kluczowa jest rola w zespole. Siedzenie na ławce i robienie dobrej atmosfery w szatni mnie nie interesuje. Wysokość kontraktu też nie jest bez znaczenia, ale jedno z drugim się przecież wiąże.

To jak dzisiaj się wyglądają procentowo szanse, że będzie pan kontynuował karierę?

Trudno powiedzieć. Poczekajmy do końca lipca, wtedy będę mądrzejszy.

Uściślając - mentalnie jest pan gotowy na każdą ewentualność.

Tak, to jest ładne zdanie. Ja o wszystkim decyduję. Gotowy tylko nie byłem na to wykupienie kontraktu w lutym w Clippers [o kulisach można przeczytać TUTAJ].

Szok?
Jeden telefon od trenera i po wszystkim. Moja 12-letnia kariera w NBA zakończyła się w minutę. Dla sportowca nie ma niczego gorszego niż chwila, gdy budzisz się rano i telefon, który dzwonił codziennie przez naście lat – z informacją o treningach, wyjazdach, meczach planach, eventach – teraz milczy. Siedzisz w czterech ścianach i zastanawiasz się, co teraz będziesz robił. Spadło to na mnie, kiedy nie byłem na to przygotowany.

Dziś sprawy wyglądają tak, że albo NBA, albo nic?
Tak.

A Europa? Euroliga?

Nie ma takiej opcji. Jeżeli odejdę z NBA, to dlatego, że ostatecznie uznam, iż mam inne priorytety w życiu, nie dlatego, że nie ma tam dla mnie miejsca. Gdyby nadal chciał za wszelką cenę grać, to zostałbym w NBA, bo spokojnie znalazłbym angaż. A jeśli nie będę mógł w niej grać na swoich warunkach, zaspokajając własne ambicje, to po prostu kończę karierę. Wolę skoncentrować się na innych rzeczach. Gra w Eurolidze, czy w Polsce też przecież wiązałaby się z wysiłkiem, treningami, wyjazdami, życiem poza domem. W lipcu podejmę decyzję, czy jeszcze rok spędzę w NBA czy zaczynam realizować prywatne sprawy. Na razie codziennie trenuję, choć to trochę walka z wiatrakami. Bieganie, siłownia. Ale jako sportowiec nie mogę i nigdy nie będę mógł tak kompletnie stanąć w miejscu.

Pan już wcześniej wykluczył udział w mistrzostwach świata w Chinach, ale czy to nie byłoby piękne ukoronowanie kariery?

Nie ma takiej opcji. Są ludzie, którzy wywalczyli ten awans i oni powinni tam pojechać. Ja im będę kibicował i jeśli będę mógł im w czymś pomóc, to pomogę, ale moja przygoda z kadrą zakończyła się kilka lat temu. To jest temat zamknięty. Co z tego, że do drużyny dojdzie ktoś z nazwiskiem? Z chłopakami nie grałem od trzech-czterech lat, a z niektórymi nigdy. Trzeba spoglądać szerzej.

A awans na mundial to dowód, że coś w polskiej koszykówce drgnęło? Bo pan miał kiedyś krytyczny stosunek do PZKosz.

Miałem, ale to było spowodowane brakiem działań ze strony związku. Teraz jest nowy prezes, za którym pojawił się jakiś sponsor. Zresztą największym problemem PZKosz nie byli pracujący tam ludzie, tylko brak strategicznego sponsora. Jeżeli takowego nie będzie, to nie będzie nic. Moja fundacja też by nie istniała, gdyby nie partnerzy i sponsorzy. To proste. Nie ma wzoru na sukces, który ja posiadam, a inni nie. Tu chodzi o to, że wykonuję jakąś pracę i buduję marketingowy produkt, który sprawia, że mamy fundusze na działalność. Związek tego nie robił. Teraz zaczyna działać, jesteśmy zresztą po wstępnych spotkaniach i będziemy wspólnie budować polską koszykówkę. A czy turniej mistrzostw świata w tym pomoże? O tym decyduje więcej czynników. Znacznie więcej rzeczy musi się wydarzyć, żeby koszykówka ruszyła u nas z kopyta.

Pańskie szkoły i campy to ten element pracy u podstaw?

System, który stworzyliśmy musi przynieść pozytywne efekty. To oczywiście nie jest tak, że po roku z naszej szkoły wyjdzie talent i zdobędziemy tytuł mistrza świata. To tak nie działa. Trzeba szkolić trenerów, potem zawodników, wyniki musi mieć kadra, bo wtedy będzie więcej chętnych do trenowania. To długofalowa praca, która musi być ulepszana z roku na rok. My też musimy ten nasz szkolny projekt rozwijać, a wtedy za może 10-15 lat, gdy my już będziemy chodzili o laskach, to będziemy mieli absolwentów, którzy będą medalistami ważnych imprez.

A pan widzi się w roli trenera?

Raczej nie. Byłbym za bardzo wymagający i za dużo bym krzyczał. Sam byłem pracusiem, moja filozofia była taka, że po treningach trzeba było wykręcać koszulkę z potu. Teraz trochę denerwuje mnie, że ktoś przychodzi na trening i robi sobie selfie.

Został Pan za to ostatnio prezesem Związku Zawodowego Koszykarzy. To też taki element z jednej strony naprawiania tej dyscypliny, a z drugiej szukania sobie zajęcia na przyszłość?

Nieee, ja mam już wystarczająco dużo zajęć w swojej fundacji. To jest związane z tym, że o takiej inicjatywie rozmawialiśmy już od dawna. Pojawiła się osoba, która jest świetnie przygotowana merytorycznie, również od strony prawnej, czyli Hubert Radke. Ja mam na głowie sprawy marketingowe i to wszystko ładnie się scementowało. Chcemy dbać o zawodników, zabezpieczyć ich kontrakty, zdrowie. Nie może być tak, że kluby nie realizują umów, albo że zawodnik po kontuzji zostaje na lodzie. Opieką obejmiemy też oczywiście koszykarki, a nie zapominamy też o koszykarzach na wózkach.

Rozważa Pan powrót do Polski na stałe?

Nie, niezależnie od tego, co się wkrótce wydarzy, nadal będę dzielił życie między Polskę a Stany. Wrosłem tam tak mocno, że nie wyobrażam sobie inaczej.

A ten dom amerykański jest gdzie? W Waszyngtonie?

Nie, w Orlando na Florydzie. A teraz będzie jeszcze w Los Angeles.

A zaskoczyło pana, że Toronto wyrwało Golden State tytuł?
Zaskoczyło – nie zaskoczyło. Gdyby nie kontuzje w Golden State, to nie byłoby żadnej dyskusji. 4:0, może 4:1 wygraliby Warriors. Ale szacunek dla Raptors. Mają to, za co wiele bym oddał – mistrzowskie pierścienie.

Marcin Gortat podczas spotkania z uczniami swojej krakowskiej szkoły

Marcin Gortat w krakowskiej szkole: smartfony i tablety to z...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska