https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mocny cios mistrzyni świata Justyny Walaś [ZDJĘCIA]

Przemysław Franczak, Łukasz Madej
Justyna Walaś.
Justyna Walaś. fot. Andrzej Banaś
Na pierwszy rzut oka - normalna 16-latka. Tylko pasję ma nietypową: boks. Marzenie? Olimpijski medal. O tarnowiance Justynie Walaś, która niedawno została mistrzynią świata, piszą Przemysław Franczak i Łukasz Madej.

Jak mocno potrafi walnąć Justyna? - Bardzo mocno. Myślę, że zwykły śmiertelnik, który zaczepiłby ją na ulicy, szybko przekonałby się, że ta dziewczyna ma dynamit w ręce - uśmiecha się jej trener Aleksander Maciejowski.

Grzeczna, w okularach
Gdyby ktoś spotkał ją na ulicy, nie domyśliłby się, że przechodzi obok młodzieżowej mistrzyni świata w boksie. Grzeczna, ładna buzia, na nosie okulary.
- Jest zakapiorem?
- W ringu tak - odpowiada trener. - Poza nim jest jednak zupełnie inną osobą.

Justyna: - Zakapior? To po części klucz do sukcesu. Instynkt. Trzeba pokazać, co drzemie w środku. Należę do osób spokojnych, ring to jednak całkiem inna bajka. Zanim zaczęłam trenować boks, nigdy nikogo nie uderzyłam. Kiedy jednak miałam już walnąć kogoś pierwszy raz na treningu, to nie miałam zahamowań. To jest taki sport. Między linami zdarza się, że emocje ponoszą, ale trener potrafi mnie stopować. Na ulicy nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie zaczepiał. Nie mam pociągu, żeby wykazywać się poza ringiem. Boks ukształtował mój charakter. To piękny sport, nie widzę piękniejszego.

Wszystko zaczęło się tak:
Trener: - Justyna przyszła do mnie, kiedy miała 13 lat, żeby zbić wagę. O startach w ogóle nie było mowy. Mama zarzekała się, że chodzi tylko o to, żeby wyładowała się na przyrządach bokserskich i zrzuciła troszeczkę kilogramów.

Justyna: - Wcześniej pływałam, grałam w tenisa, ale to nie było to. W końcu na boks namówił mnie kolega z podwórka, który akurat trenował. Zachęcał mnie też brat. Mama miała jakieś "ale". W końcu jednak się zgodziła.

Hanna Walaś, mama: - Jak usłyszałam, że chce trenować boks, to trochę ścięło mnie z nóg, ale obiecałam jej, że pojedziemy i zobaczymy. A ona od razu spakowała krótkie spodenki, podkoszulek, stanęła w szeregu i tak już zostało. Jestem pielęgniarką i tylko zdążyłam zapytać trenera pół żartem, pół serio, czy nie powinnam zarezerwować dla córki miejsca na bloku operacyjnym.

Justyna: - Mama powiedziała też wtedy, że nie będzie możliwości żadnych walk, tylko trening, zabawa. No to teraz, kurczę, ma. Mistrzynię świata.

Trener: - Justyna była bardzo spokojnie prowadzona. Trenowała wtedy u nas taka dziewczyna, Asia Mazurkiewicz, która osiągała niezłe wyniki, była wicemistrzynią Polski. A że nie było u nas wielu dziewczyn, młodsza Justyna trochę z nią sparowała. I w momencie kiedy zauważyłem, że z tak dobrą zawodniczką nawiązuje walkę, postanowiłem porozmawiać z rodzicami Justynki, żeby też mogła spróbować sił w ringu.
- Trudna rozmowa?
- Nawet nie. Wytłumaczyłem, że to już nie ten sam boks, który był dawniej. Że technologia poszła do przodu, sprzęt jest bezpieczniejszy, są regulaminy. Zapewniłem mamę, że pierwsze walki na pewno będą w formie sparingowej, że nie pozwolę, żeby jakakolwiek krzywda stała się Justynie.

Pierwszą walkę stoczyła w czerwcu 2011 roku, biła się ze starszą od siebie zawodniczką. Wygrała jednogłośnie na punkty. Od tamtej pory stoczyła ponad 20 pojedynków. Ani razu nie miała nawet podbitego oka. No, może raz. - Nie daje się trafiać - śmieje się Maciejowski.

- Raz miałam taką walkę, że pomyślałam sobie: Jezu, co ja tutaj robię? Dostałam bardzo mocny cios, aż mnie prąd przeszedł. Nokautu nie było, ale przegrałam. Boks to jednak całe moje życie. Nie mam zamiaru przestać - przypomina Justyna.

Mama nie sądziła, że córka tak daleko zajdzie, ale widząc jej sumienne treningi stwierdziła, że nie będzie stawała na drodze.
- Ale boję się o nią - mówi.

Taniec w ringu
W czasie rozmowy Justyna cały czas rytmicznie uderza stopami o ziemię. Jakby tańczyła w ringu.
- Praca nóg jest w boksie najważniejsza. Nogi, głowa, na końcu ręce. Taka kolejność - powtarza.

Osiągnęła już taki poziom, że w trakcie sparingów wchodzi do ringu z chłopakami. Zresztą jej zajęcia niczym nie różnią się od treningów chłopców.
- Są i przybory, i technika, i sparingi. Zakopane, Cetniewo, czyli góry i morze. Na zgrupowaniach trenuje nawet cztery razy dziennie. To bardzo dużo - opowiada trener.
- Harówa jest ostra. W klubie, na zgrupowaniach, luzu nie ma. Jak trzeba, to na Kasprowy się wbiegnie - dodaje Justyna. Szkoła? - Jakieś wyniki w nauce trzeba mieć - uśmiecha się. Liceum idzie jej na rękę, może będzie miała indywidualny tok nauczania.

Na co dzień trenuje w Tarnowskiej Szkółce Bokserskiej. Nieopodal tory kolejowe, w środku mała salka, odrapane ściany, na podłodze - sprzęt. Trenują młodzi zawodnicy. Sporo dziewczyn.

- Wizerunek boksu się zmienia. Dawniej patrzono w taki sposób, że do tej dyscypliny trafiają dzieci z patologii, żeby się wyżyły. Nie ma jednak takiej reguły. Przychodzą dzieci z dobrych i zagrożonych domów. Dowodem na to jest Justyna, która pochodzi z bardzo dobrego domu. Mistrz bokserski może się urodzić wszędzie - wyjaśnia Maciejowski, który sam jest nauczycielem wychowania fizycznego w zakładzie poprawczym.

Kobieta-bokser to już w Polsce nic nadzwyczajnego. To nasze dziewczyny odnoszą w boksie amatorskim więcej sukcesów od mężczyzn. - Po sukcesie Justyny odebrałem bardzo dużo telefonów. Kiedyś chłopcy chcieli zostać Tomaszem Adamkiem, a teraz dziewczyny chcą być Justyną Walaś - podkreśla z dumą trener.

Przygotowania w USA
Justyna już osiągnęła bardzo dużo. Teraz wchodzi w wiek juniorski, została objęta programem przygotowań do młodzieżowych igrzysk olimpijskich, które w przyszłym roku odbędą się w Chinach. To kolejny cel. A potem będzie mierzyć już w prawdziwe igrzyska.

Ale czy to będzie już Rio de Janeiro za dwa lata, czy dopiero Tokio za sześć, tego jeszcze nie wie. - Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Igrzyska to jednak moje wielkie marzenie. Będę na to ciężko pracować. Ten złoty medal na mistrzostwach dodał mi skrzydeł - nie ukrywa.

Na drodze do igrzysk nic Justyny nie zatrzyma. - Groźny wiek? Dyskoteki? Zabawa? Nie sądzę. Ona ma cele, poświęca się sportowi. Nie obawiam się, że zrezygnuje - zapewnia trener.

Tylko boks
Popularności nie szuka, autografów na razie jeszcze nie rozdaje. - I mam nadzieję, że to się nie zmieni. Nie lubię rozgłosu. Jak jest jakiś sukces, to się z niego cieszę, ale żeby się z tym ujawniać, to nie mój styl. Najlepsze rozwiązanie: zostawić to wszystko za sobą i tylko boksować - twierdzi.

O zawodowym boksie, tak twierdzi, w ogóle nie myśli. Wpadła jednak w oko Mariuszowi Kołodziejowi, szefowi mieszczącej się w USA grupy Global Boxing. To on doprowadził Mariusza Wacha do walki o mistrzostwo z Władimirem Kliczką. Zaproponował pomoc przy organizacji dla Justyny obozów w Stanach. - Kołodziej wie, że najlepszą drogą dla boksera zawodowego są sukcesy w boksie amatorskim - przypomina Maciejowski.

- A ja mam nadzieję, że Justyna nigdy nie będzie walczyć zawodowo - mruży oczy mama.

Justyna w przyszłość nie wybiega, ale chyba gdzieś tam się widzi, gdy wychodzi na ring, jak zawodowcy, przy dźwiękach muzyki. - Chciałabym, żeby moi koledzy z ulicy Żwirki nagrali dla mnie jakiś kawałek. Mają hip-hopowy skład. Myślę, że kiedyś to dla mnie zrobią - zaciera ręce.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska