Najbardziej zgłodniali wrażeń, zaczęli kąpiele jeszcze w październiku, choć była to raczej forma aklimatyzacji, bo bez tego specyficznego dreszczyku, którzy przechodzi o kościach. Wszak były przecież dnie, gdy słońce windowało słupek rtęci na wysokość piętnastej kreski. Później niby się ochłodziło, ale bez szału. Gdy jedni wpatrywali się w piece centralnego ogrzewania i chwali każdą godzinę, gdy nie trzeba było w nich rozpalać, morsy były nieco zdegustowane: ziąb to ich żywioł.
Morsowanie na kobiece troski
Dzisiaj wreszcie byli szczęśliwi. Na termometrze około zera. Woda, nazwijmy ją, rześka. Do tego wiatr. Inauguracyjną kąpiel zaczęli od porządnej rozgrzewki – przebieżki po brzegu Sękówki, podskoków, pajacyków, przysiadów. Później już tylko szybkie zrzucenie ciuchów. I można wskakiwać do wody.
- Tutaj wcale tak nie wieje – przekonywało morosowe towarzystwo.
Szczękania zębami nie było słychać, po minach zaś widać było, że naprawdę nie jest najgorzej.
Kasia, liderka grupy Morsy Ziemi Gorlickiej zachęca przede wszystkim panie:
- Wiecie, jak się pozbyć cellulitu? Trzeba morsować – komentowała ze śmiechem.
Nowicjusze mile widziani
Grupa jest z każdym rokiem coraz liczniejsza. Są pośród nich ludzie bardzo młodzi, ale też seniorzy. Każda nowa osoba jest witana z serdecznością i może liczyć na garść dobrych porad, jak zacząć tę zimną przygodę. Wszyscy mocno dopingują nowicjuszy, a wejście do lodowatej wody nagradzane jest oklaskami.
Morsy Ziemi Gorlickiej zachęcają do dołączenia do nich – można się z nimi spotkać w każdą niedzielę o godz. 9 przy ulicy Dolnej (za Budimetem).