Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obrońcy modraszków walczą o Zakrzówek

Marek Lubaś-Harny
To nie jest druga Rospuda.  Nad Rospudą mieszkańcy byli przeciw Zielonym, a na Zakrzówku działają wspólnie... Na zdjęciu Jolanta Kapica, Michał Szpakiewicz (w środku) i Jan Komala
To nie jest druga Rospuda. Nad Rospudą mieszkańcy byli przeciw Zielonym, a na Zakrzówku działają wspólnie... Na zdjęciu Jolanta Kapica, Michał Szpakiewicz (w środku) i Jan Komala Andrzej Banaś
Znaczna część Zakrzówka, łącznie ze skałami i wodą, należała do rodziny Batków, potomków niegdysiejszych właścicieli Ludwinowa. Ich spadkobiercy chcieli w 1997 roku sprzedać ten teren miastu. Ale radni i miejscy urzędnicy stwierdzili, że gminy na to nie stać. Kilka lat później portugalski inwestor zapłacił za Zakrzówek trzydzieści milionów. I wtedy się zaczęła karuzela - pisze Marek Lubaś-Harny

Mało kto dziś pamięta, że już w czasach PRL po raz pierwszy chciano zabudować Zakrzówek blokami. Wtedy mieszkańcy skutecznie się temu przeciwstawili i blokowisko nie powstało, do czego przyczynił się także mój ojciec. Dziś sytuacja się powtarza. Zakrzówek znów potrzebuje obrony. Można więc powiedzieć, że to już tradycja rodzinna - uśmiecha się Michał Szpakiewicz, współzałożyciel Stowarzyszenia Ochrony Dębnik i jeden z inicjatorów grupy Zielony Zakrzówek.

Dawne kamieniołomy wapienia na Zakrzówku to jeden z najbardziej malowniczych zakątków Krakowa, tym bardziej że położony tak blisko centrum, nowego campusu UJ i wciąż rozrastającego się osiedla Ruczaj. Teren to cenny dla przyrodników, ale też atrakcyjny dla deweloperów. I w tym cały problem. Od kilku lat właścicielem części Zakrzówka jest portugalska spółka Gerium, która u stóp skalnych ścian chce zbudować osiedle mieszkaniowe, a w zamian zagospodarować rekreacyjnie resztę terenu. Nie zgadzają się na to obrońcy przyrody. Spór o Zakrzówek trwa już kilka lat, a znaczącą rolę odgrywa w nim niepozorny i lekceważony wcześniej motylek zwany modraszkiem.

Magia dzikości

- Jeśli Kraków jest magiczny, to jego magię tworzy także Zakrzówek, właśnie taki, jaki jest teraz - mówi mieszkanka ulicy Twardowskiego Małgorzata Komala, która od lat co dzień ogląda przez okno swego domu ścianę dawnego kamieniołomu. - Przyjeżdżają do nas ludzie ze świata, z Ameryki, z Japonii nawet i zachwycają się, że udało nam się w środku miasta ocalić taki zakątek. Teraz przychodzi ktoś z zewnątrz i chce to zniszczyć, a nasze władze, które sami wybraliśmy, jeszcze mu pomagają. To mi się w głowie nie mieści.

Jej mąż, Jan Komala, dodaje:
- Już raz ludzie zniszczyli Zakrzówek, kiedy utworzyli tu kamieniołom. Natura zdołała to jakoś odbudować, ale gdyby plany inwestora udało się zrealizować, to tego już przyroda nie wytrzyma. Za pięć, siedem lat będzie po przyrodzie. Najbardziej mnie zastanawia, że my starzy mieszkańcy, przez dziesięciolecia słyszeliśmy, że nie możemy niczego budować, nie tylko na zielonych terenach Zakrzówka, ale nawet na przydomowych działkach. Ja też kilka lat temu chciałem postawić dom na moim własnym gruncie, tyle że trochę w głębi ogrodu. Dowiedziałem się, że jak budowa, to przy ulicy, a dalej ma być tylko zieleń. Teraz przyszedł Portugalczyk i nagle okazało się, że już można.
- Niektórzy z naszych radnych nazywają obrońców Zakrzówka oszołomami, twierdzą, że to zieloni terroryści, że blokują korzystną dla miasta inwestycję, protestują, bo im przeszkadza wszystko. Mówi się, że to druga Rospuda. Nie, proszę pana, to nie jest druga Rospuda - zaręcza pani domu. - Nad Rospudą mieszkańcy byli przeciw zielonym, a na Zakrzówku mieszkańcy i ekolodzy działają wspólnie.

- Władze okazały się bezradne, więc musiała się znaleźć grupa wariatów - mówi Jolanta Kapica z Zielonego Zakrzówka. - Gdyby się nie znalazła, już dziś tu za oknami stałoby osiedle bloków i byłoby po przyrodzie.

- Nie jest prawdą, że my tylko krzyczymy i robimy pikiety, a nie proponujemy nic w zamian. Proponujemy i to z większym sensem - zapewnia Szpakiewicz.
Wyjmuje z teczki cały stos planów Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego, jaki proponują utworzyć na terenie Zakrzówka.

- Mamy w naszym gronie architektów, urbanistów, przyrodników - mówi. - Robią to bezinteresownie, niektórzy pozawalali prywatne sprawy, żeby ten projekt powstał.

- Dwa lata walki, a problemów, zamiast ubywać, przybywa - dodaje Jolanta Kapica.
Losy projektu decydują się właśnie w Radzie Miasta. Siły jego zwolenników i przeciwników wydają się wyrównane.

Gorący kartofel

Jeszcze dwadzieścia lat temu kamieniołom pracował pełną parą. Z głębokiego wyrobiska ciężarówki jedna po drugiej wywoziły urobek. Pompy były w ruchu przez całą dobę bez przerwy.

- Pamiętam dobrze kolejkę wąskotorową, dowożącą wapień z Zakrzówka do zakładów Solvay. Jej tory biegły obecną ulicą Wyłom. Kiedy zostałem prezesem Spółdzielni Podwawelskiej, kupiłem ją i ona do dzisiaj stoi na osiedlu jako zabytek - opowiada Jan Komala.

I nagle wszystko się skończyło. W roku 1992 wydobycie zakończono, pompy stanęły. Dno wielkiej dziury wypełniła woda, tworząc krajobraz jakby przeniesiony do Krakowa prosto z Prowansji. Wszyscy się zgadzali, że powstało miejsce wyjątkowej urody, tyle że wielka potencjalnie atrakcja szybko okazała się jeszcze większym kłopotem. Pomysłów na wykorzystanie nie brakowało. Zabrakło środków. Taka przynajmniej jest wersja oficjalna.

Znaczna część terenów Zakrzówka, łącznie ze skałami i wodą, należała do rodziny Batków, potomków niegdysiejszych właścicieli Ludwinowa. Rozmowy spadkobierców z Magistratem trwały kilka lat, począwszy od roku 1997, ale niewiele z nich wynikło. Wszyscy zgadzali się, że Zakrzówek powinien pozostać terenem rekreacyjnym, dostępnym dla wszystkich mieszkańców. Mówiło się o kortach tenisowych, boiskach, halach sportowych, a przede wszystkim o zagospodarowaniu kąpieliska. Nie znalazł się jednak nikt, kto by chciał to sfinansować.

- Batkowie chcieli swoją część sprzedać miastu, ale Magistrat stanął na stanowisku: "Nas na to nie stać" - mówi Michał Szpakiewicz. - Kilka lat później inwestor zapłacił trzydzieści milionów. Naszym zdaniem, dla takiego miasta jak Kraków, nie była to suma nie do przyjęcia.

- Miasto nawet nie spróbowało przymierzyć się do tego tematu - dodaje Jolanta Kapica. - Potraktowało go jak gorący kartofel, na zasadzie: "Oddajmy to komuś, niech on się martwi".

- Woli zabrakło, nie pieniędzy - podsumowuje Szpakiewicz.

Trzeba przyznać, że miejscy urzędnicy nie całkiem próżnowali. Po roku 2002 w Biurze Planowania UMK powstały nawet dwa kolejne projekty zagospodarowania Zakrzówka.

- Przed rokiem 2004 były prowadzone konsultacje z mieszkańcami - wspomina Szpakiewicz. - W końcu zawarliśmy kompromis, trudny dla nas do zaakceptowania, ale jeszcze możliwy. Zgodziliśmy się, że pomiędzy ulicami św. Jacka i Wyłom będzie możliwa zabudowa jednorodzinna rozproszona. Ten projekt pozytywnie zaopiniowała Komisja Planowania Rady Miasta. Jednak w połowie roku 2006 pojawiła się firma Gerium i od tego momentu zaczęły się cuda. Biuro Planowania przedstawiło nową wersję, gdzie cały ten obszar był już gęsto zabudowany domkami. Rok później z domków zrobiła się zabudowa wielorodzinna. Można powiedzieć, że w stosunku do ustaleń z mieszkańcami było to razy dziesięć.
Traszki i modraszki

Równocześnie jednak to samo biuro sporządziło załącznik do projektu, zawierający prognozę oddziaływania na środowisko. Okazało się, że wśród skał i wertepów Zakrzówka żyje ponad 100 chronionych gatunków roślin i zwierząt. M.in. nietoperze, traszki i modraszki. Te ostatnie, z występującego na Zakrzówku gatunku telejus, zrobiły największą karierę medialną.

Bo też trzeba przyznać, że to motylki niezwykle interesujące. Nie wystarczy im byle jaka łąka, tylko podmokła, na której rośnie krwiściąg lekarski, którego czerwone kwiatki, wzniesione na długich łodygach, fantazja ludu polskiego ochrzciła jako baranki Maryi Panny. Na tych właśnie kwiatkach przez trzy letnie tygodnie żerują larwy modraszków. Potem przerzucają się na pokarm mięsny, a robią to w sposób wielce przebiegły. Spadają na ziemię i… udają larwy mrówek wścieklic. Naiwne wścieklice rzeczywiście się na to nabierają i same zanoszą podrzutki do mrowiska. Tam gąsienice modraszka spędzają całą zimę i rosną, pożerając prawdziwe larwy mrówek. W poczwarki zamieniają się tylko na dwa tygodnie i na początku lata wylatują z mrowisk jako dorosłe motyle, by dać początek kolejnemu pokoleniu modraszków.

Przy tak skomplikowanym sposobie rozmnażania się, nic dziwnego, że modraszek telejus wpisany jest do światowej czerwonej księgi gatunków zagrożonych całkowitym wyginięciem. A na Zakrzówku wciąż sobie żyje. Ekolodzy dostali do ręki potężny argument przeciw inwestorowi.

Trzeba jednak przyznać, że Gerium zachowuje się w tej sprawie bardzo elastycznie i zapewnia, że wcale nie chce doprowadzić do zagłady modraszków. Inwestor zlecił Instytutowi Ochrony Środowiska UJ odpowiednią ekspertyzę, a po jej uzyskaniu zmodyfikował plany. Bloki mają być najwyżej czteropiętrowe, wtopione w zieleń, rozdzielone "korytarzami ekologicznymi". Spółka reklamuje planowane osiedle jako Miasto - Ogród, a cały projekt nazwała Kraków City Park. Zapowiedziała też wydzielenie z osiedla dwóch hektarów podmokłej łąki, gdzie motyle nadal żyłyby sobie niezagrożone.

Tak nie może trwać

Obrońcy Zakrzówka nie wierzą w realność tych zapewnień.
- Na tym skrawku ma mieszkać pięć tysięcy ludzi. Trzeba będzie teren uzbroić, zbudować drogi dojazdowe, parkingi. Trudno sobie wyobrazić, żeby to pozostało bez wpływu na przyrodę. Szum medialny wywołał wrażenie, że to jest wojna o modraszka. A chodzi o siedlisko, w którym żyje sto chronionych gatunków - przypomina Szpakiewicz. - To nie jest tak, ze jakaś grupka broni się przed nowymi sąsiadami. Wielu mieszkańców Krakowa rozumie nas i wspiera.

Małgorzata Komala potakuje:
- Kiedy we wrześniu 2008 roku wolontariusze zbierali podpisy przeciw zabudowie Zakrzówka, do podpisania apelu ustawiały się kolejki.

Trzeba jednak dodać, że wśród osób zainteresowanych Zakrzówkiem swoich zwolenników ma także Gerium. Należą do nich np. płetwonurkowie z klubu Kraken, którzy od kilku lat dzierżawią akwen w dawnym wyrobisku, zbudowali tam bazę i boją się, że utworzenie Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego ograniczy ich możliwości. Podobne obawy żywią taternicy z krakowskiego Klubu Wysokogórskiego, którym inwestor zapewnił udostępnienie skalnych ścian Zakrzówka i utrzymanie ich w odpowiednim w stanie.

- Od kiedy pamiętam, taternicy zawsze tu się wspinali - dziwi się Jan Komala. - Tu trenowali Andrzej Heinrich, Wojtek Kurtyka czy wspinacze z grupy Kaskaderów i jakoś niepotrzebne były im do tego żadne inwestycje.

Faktem jest jednak, że sytuacja panująca tu aktualnie, zwłaszcza nad zalewem, trudna jest do zaakceptowania. Brzegi niby są ogrodzone siatką, ale przez dziury wchodzi tam każdy, kto chce, łatanie nic nie daje, bo już następnego dnia siatka jest na nowo poprzecinana. W pogodne letnie dni nad wodą setki ludzi opalają się i kąpią, oczywiście nielegalnie. Młodzi ludzie skaczą ze skał na główkę. Od czasu do czasu zdarzają się wypadki, było już kilka śmiertelnych. Wszędzie walają się tony śmieci, pozostawianych na brzegach przez dzikich użytkowników. Podobno latem Kraken i strażacy wywożą jeden kontener co dwa tygodnie, ale efekty są słabo widoczne. Tak w nieskończoność trwać nie może.

Salomonowe wyjście
No i wreszcie jest grupka drobnych właścicieli działek, które pozostały jeszcze w prywatnych rękach. Oni dla odmiany zawiązali Stowarzyszenie Zakrzówek Dziś i Jutro, domagając się poszanowania prawa własności. Też są sojusznikami Gerium, a przynajmniej mają wspólny interes.

- Kiedy pan wiceprezydent Bujakowski wypowiadał się w sprawie Tyńca, podkreślał, że prawo własności nie oznacza prawa do nieograniczonej zabudowy - przypomina Michał Szpakiewicz. - Rolą samorządu jest ograniczanie tego prawa w imię wyższych wartości. Przez lata wszyscy wiedzieli, że na Zakrzówku możliwości budowy nie ma i godzili się z tym. Powiem więcej, wśród obrońców Zakrzówka też są osoby, mające działki na terenie, o którym mówimy. Jednak wybierają zieleń.

Jolanta Kapica uzupełnia:
- Przecież nie chodzi o to, żeby kogokolwiek skrzywdzić. Miasto stać na to, żeby chronić swoje tereny zielone, a ludziom, którzy na tym stracą, dać godziwe zadośćuczynienie. Uważam, że to miasto zawaliło, rezygnując kiedyś z prawa pierwokupu, więc teraz to ono powinno się martwić, jak wybrnąć z sytuacji.

- Nie jesteśmy też wrogami inwestora - zapewnia Szpakiewicz. - Trzeba powiedzieć, że kupując teren o niewyjaśnionej do końca sytuacji, podjął świadome ryzyko. Jednak, naszym zdaniem, wciąż można znaleźć wyjście korzystne dla wszystkich. Miasto ma jeszcze tereny budowlane, które mogłoby oddać spółce Gerium w zamian za działki na Zakrzówku. Jeśli zaś chodzi o projekt parku i obiektów rekreacyjnych, to uważamy, że ten inwestor mógłby nadal odegrać pozytywną rolę w zagospodarowaniu Zakrzówka i jeszcze na tym zarobić.

Przed upływem dwóch najbliższych miesięcy Rada Miasta ma podjąć uchwałę w sprawie utworzenia na Zakrzówku Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego. Od wyników tego głosowania zależeć będzie nie tylko los modraszków.

Małgorzata Komala wzdycha:
- Pamiętam, jak stałam na tarasie i machałam do Ojca Świętego, który latał nad Zakrzówkiem w helikopterze. Mam nadzieję, że nasz papież ten Zakrzówek ochroni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska