Urodził się w Krakowie, późnij wyjeżdżał stąd na dłużej i krócej, ale zawsze wracał. W Krakowie miał swoje miejsca, ścieżki, zawsze czekały na niego fotele na sali kinowej, miejsca na widowni. Tu zdobywał teatralne szlify, kreował wybitne role, uczył kolejne pokolenia. Dziś artystyczny Kraków żegna swojego Mistrza.
Stary Teatr: Polska sztuka poniosła wielką stratę
"Z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość, że w dniu dzisiejszym odszedł Jerzy Stuhr – wspaniały artysta: aktor teatralny i filmowy, reżyser i pedagog, przed 30 lat związany ze Starym Teatrem w Krakowie, gdzie – jako aktor tworzył niezapomniane kreacje w spektaklach reżyserowanych przez najwybitniejszych polskich reżyserów" - żegna swojego aktora Narodowy Stary Teatr w Krakowie, na którego deskach Jerzy Stuhr zadebiutował rolą Belzebuba w "Dziadach" Konrada Swinarskiego w 1972 roku.
Ze sceną Starego Teatru związał się na trzy dekady. Tworząc wybitne role u wielkich reżyserów, ale też wieloletnie przyjaźnie.
Jerzy Fedorowicz: To była drużyna, a Jurek Stuhr był w niej jednym z najlepszych rozgrywających
- Nas wychował Stary Teatr. W naszej garderobie siedział Marek Walczewski, Wiktor Sadecki, Janek Nowicki, Jurek Bińczycki, Jurek Trela, Wojtek Pszoniak, Leszek Piskorz, a po dwóch latach dołączył do tej ekipy też Jurek Stuhr. Przez 20 lat pracowaliśmy w tym cudownym gronie ludzi, którzy zaznaczyli się w polskiej sztuce filmowej i teatralnej. Z tego grona, z rozmów z Jarockim, Swinarskim, z Wajdą wyszliśmy, to nas ukształtowało. To była drużyna, a Jurek Stuhr był w niej jednym z najlepszych rozgrywających - wspomina aktora Jerzy Fedorowicz, aktor, były dyrektor Teatru Ludowego, dziś senator. - My byliśmy kumplami z pracy. Zawsze był pomocny, serdeczny i mądry.
Artyści spotkali się, gdy Jerzy Fedorowicz jako dyrektor Teatru Ludowego zaprosił Jerzego Stuhra na deski nowohuckiej sceny.
- Ludowy Teatr to moje wielkie szczęście i rodzina, w tym teatrze Jurek Stuhr tuż po zawale zechciał stworzyć ze mną najwspanialsze przedstawienia oklaskiwane na scenach całej Europy z jego trzema wielkimi rolami: Ignacego w "Iwonie, księżniczce Burgunda", głównej roli w "mieszczaninie szlachcicem" i Ryszarda III. To zaledwie ułamek z życia tego wielkiego artysty. Odszedł gigant teatru, artysta pełną gębą - mówi Jerzy Fedorowicz. - Pracował z największymi polskimi reżyserami, grał z Michelem Piccoli, był wybitnym profesorem i rektorem, stworzył wspaniałą rodzinę - spełnione życie wielkiego człowieka. O jego wielkości świadczy nie tylko walka z chorobą, ale też pomagając ludziom chorym na raka.
Anna Radwan: Nie trzymał dystansu do nas, młodych aktorów
- Spotkałam się w pracy z panem Jerzym kilkakrotnie – i dwa razy były to niezwykłe rzeczy. Pierwszą był program zrobiony dla TVP Kraków o tytule „Śmiech o wolności”, a złożony z fenomenalnych tekstów z dwudziestolecia międzywojennego. Druga rzecz to moje zastępstwo za Ewę Kaim, która grała Wielebną Burton w sztuce „Wielebni” Mrożka. Mieliśmy w obu przypadkach fantastyczne próby, podczas których mogliśmy zetknąć się z silną osobowością pana Jerzego jako reżysera. Było mnóstwo uśmiechu, ale też bardzo bolesnych i aktualnych diagnoz. On to umiał wspaniale nazwać i wydobyć. Potrafił być przy tym złośliwy, miał bardzo cięty dowcip. Oczywiście nigdy nie przekraczał żadnej granicy i nikt się nie poczuł dotknięty. Robił zimny prysznic, dzięki któremu człowiek doznawał olśnienia: „Że też na to nie wpadłam!”. Działał więc poprzez humor i bardzo podciągał IQ aktorów. Pamiętam go również z rozmów kuluarowych.
W zestawieniu z jego sarkastycznym poczuciem humoru w pracy, było zaskoczeniem, że prywatnie okazywał się kimś niezwykle ciepłym, serdecznym i bezpośrednim. To było niezwykle ujmujące. Że nie trzymał dystansu do nas, młodych aktorów, ale potrafił być bardzo bezpośredni.
Zagrałam też w jego pierwszym filmie kinowym – „Spis cudzołożnic”. To była Maria Magdalena Zgółka. Jak powiedział o niej pan Jerzy: „Ania, to jest takie esprit kobiece, że może sobie co najwyżej o niej pomarzyć”. No i jak tu kogoś takiego było zagrać? Do dzisiaj ma w uszach intonację kwestii pana Jerzego: „O, Mario Magdaleno!”. - wspomina Anna Radwan, aktorka Starego Teatru.
Rafał Dziwisz: Otwierał oczy i serca na piękno i trudy tego zawodu
"Gdyby nie On, Jego zaufanie do mnie, nigdy nie przeżyłbym tych niezapomnianych chwil. Był gigantem aktorstwa, dzielił się hojnie swoim doświadczeniem, otwierał mnie i moim koleżankom i kolegom oczy i serca na piękno i trudy tego zawodu, uwrażliwiał na siłę i znaczenie słowa i rytmu, kształtował moje poczucie smaku, rozmiłowywał w literaturze - Gombrowicz!!!- muzyce, sztukach plastycznych, Jego wiedza, erudycja i skrywana pod maską wybujałego ego niezwykła wrażliwość - to wszystko w znacznym stopniu ulepiło ze mnie aktora, ale i człowieka którym jestem. Moja wdzięczność dla Niego za te wszystkie dary trudna jest do ujęcia w słowa. No i nie ma mojego Profesora. Odszedł - zdecydowanie za szybko- ale nie zniknął z mojego serca i pamięci. Pozostanie tam na zawsze" - napisał na swym Facebooku aktor Rafał Dziwisz.
Koniec "epoki Stuhra" w Teatrze Ludowym
"Odszedł Człowiek, który otworzył nowy okres w historii Teatru Ludowego, przyniósł ze sobą powiew świeżości i młodości, przyprowadzając ze sobą do Nowej Huty swoich studentów. Jerzy Stuhr, którego zaprosił do współpracy po raz pierwszy w 1990 roku Jerzy Fedorowicz objął wtedy na wiele lat nasz Teatr we władanie. Kochali go wszyscy i aktorzy, i widzowie, czekali na pracę z nim i jego spektakle. Był gombrowiczowskim Królem Ignacym i szekspirowskim Ryszardem III. Reżyserował klasykę, ale dając jej lekkość aktualności. Wydaje się, że jeszcze nie tak dawno obchodził na naszej scenie swój jubileusz... A dziś dobiegła końca “epoka Stuhra” w Teatrze Ludowym. Żegnamy Cię Mistrzu i dziękujemy" - pożegnała artystę nowohucka scena.
Piotr Pilitowski: Był człowiekiem tytanicznej pracy
"Był wybitnym aktorem i człowiekiem tytanicznej pracy" - pożegnał Jerzego Stuhra Piotr Pilitowski, aktor Teatru Ludowego. - "Odszedł kolejny z moich guru. Jestem wdzięczny za wszystkie z nim spotkania na scenie".
Profesor Jerzy Stuhr
"Rektor naszej Uczelni w latach 1990-1996 i 2002-2008, wybitny artysta, wychowawca wielu aktorskich pokoleń, wspaniały kolega, serdeczny przyjaciel i opiekun młodych twórców. W Jego osobie Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie traci swoją istotną część" - żegna swojego byłego rektora krakowska AST.
Łukasz Maciejewski: Panu nie było wolno
"Niebawem, szybciej niż nam się zdaje, uzmysłowimy sobie, że był jednym z największych artystów w dziejach. Kimś, od kogo teatr i kino się zaczyna. Panie Jerzy, Panie Jerzy – nie pan. Panu nie było wolno" - pisze Łukasz Maciejewski, krytyk teatralny i filmowy.
Teatr im. Słowackiego: Był idolem, mistrzem, autorytetem
"Jerzy Stuhr wyróżniał się niezwykłą wrażliwością artystyczną, doskonałym kunsztem aktorskim. Dla kilku pokoleń aktorów był idolem, mistrzem, autorytetem, niedoścignionym wzorem aktorstwa, mądrym, inspirującym nauczycielem, a przy tym dobrym człowiekiem" - czytamy w pożegnaniu Teatru im. Słowackiego, z którym wprawdzie Jerzy Stuhr nie był związany zawodowo, ale jak czytamy "kiedy gościł w “Przywróconych Arcydziełach” czy „Salonach Poezji” były zawsze wyjątkowym doświadczeniem i niezwykłą wymianą myśli".
Teatr Łaźnia Nowa: Jego odejście jest wielką stratą dla polskiej kultury
"W Łaźni Nowej zagrał tylko w jednym spektaklu - ale stworzył w nim jedną z najbardziej wyrazistych i najważniejszych kreacji w swojej karierze. Mowa oczywiście o "Wałęsie w Kolonos" w reżyserii Bartosza Szydłowskiego, w którym Jerzy Stuhr wcielił się w rolę tytułową. Właśnie za nią otrzymał nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza za najlepszą kreację aktorską w sezonie 2018/2019.
Przyjęcie roli Wałęsy w wyjątkowo trudnym dla polskiej demokracji momencie było aktem szczególnej odwagi i odpowiedzialności. Spektakl nawoływał do porozumienia ponad politycznymi podziałami oraz wyjścia poza zabetonowane postawy. Odwołując się do greckiej mitologii i tragedii Sofoklesa, poszukiwał innego spojrzenia na polską historię najnowszą. Wyrażał niezgodę na nasz narodowy gen destrukcji, zacietrzewienie i brak miłosierdzia. Wspominamy dziś tę rolę, ale też całą brawurową karierę Jerzego Stuhra, w przekonaniu, że jego odejście jest wielką stratą dla polskiej kultury".
Bartosz Szydłowski: Był gotów ryzykować swoją pozycję rynkową dla spraw, w które wierzy
- "Wałęsa w Kolons" to było wydarzenie formatujące nasz teatr. Powstał spektakl, w którym rolę Jerzego Stuhra można określić jako historyczną, którą powrócił właściwie do teatru, dostał za nią Nagrodę Zelwerowicza. Rola pełna odwagi obywatelskiej i artystycznego kunsztu. Cały ten projekt urodził się nie tylko z artystycznej ambicji, ale też poczucia za moment, w którym i znaleźliśmy. To był 2018 rok, czas, kiedy łamano Konstytucję, protestowaliśmy przed sądami, ale mieliśmy nadzieję, że jeszcze da się nawiązać ten społeczny dialog. Jerzy Stuhr zgodził się na pracę nad tą rolą i próbę opowieści o tym, dlaczego my jako społeczeństwo nie potrafimy z naszej historii wyciągać tych rzeczy, które budują, a jedynie te, które dzielą. To był też projekt fundamentalnego pytania o siłę teatru. Jerzy Stuhr był w tym projekcie już nie tylko wielkim aktorem, profesorem, rektorem, ale też odważnym obywatelem, który czuł odpowiedzialność za swój głos w przestrzeni publicznej. I ten głos miał pracować też na innych, nie tylko na niego. Był gotów ryzykować swoją pozycję rynkową dla spraw, w które wierzy. Mam wielką wdzięczność dla losu za możliwość tej wspólnej pracy i rozpacz wielką za tym, że ten świat nam znika.
Krzysztof Gierat: Był gwiazdą, ale nigdy nie "odpłynął"
- Miał do siebie duży dystans, to wynika pewnie z wieloaspektowości jego kariery, był artystą interdyscyplinarnym, zaczynał od Teatru STU, prowadził w latach 70. "Spotkania z Balladą" na Krzemionkach, ale też grał u największych, za granicą. Miał taką popularność, że mógł się zacząć zachowywać jak gwiazdor, ale tego nie znosił. Był gwiazdą, ale nigdy nie "odpłynął". Był kochany - mówi Krzysztof Gierat, dyrektor Krakowskiego Festiwalu Filmowego. - Pierwsza moja praca to był dom kultury, do którego zapraszałem artystów na spotkania. Jednym z pierwszych był Jerzy Stuhr. Potem pracowaliśmy ze sobą wielokrotnie, kiedy dystrybuowałem jego filmy. Miał niezwykłą pokorę, podejmował wszystkie zadania, których od niego oczekiwała i publiczność i dystrybutorzy.
