Mam tu dwa spostrzeżenia: jedno na temat Rosji, drugie na temat Ukrainy. Nie znam się na polityce, będę mówić o kulturze. Na naszych oczach zostaje zaprzepaszczona ogromna szansa. Daniel Olbrychski, ja, parę innych osób, które stały się tam popularne, jak Basia Brylska, Beata Tyszkiewicz, Maryla Rodowicz, Olga Tokarczuk - pół życia strawiliśmy, żeby zobaczyć w Rosji ten ogromny potencjał twórczy. Ogromny! Ileż Jerzy Jarocki tam reżyserował! Nieżyjący Henio Baranowski - również! To była ogromna praca, z obu stron. Wzajemne sycenie się, wzajemna ciekawość kultury. Pamiętam, jak syna uczyłem Rosji, gdy byliśmy tam razem. Ja pracowałem w filmie, a on nocami oglądał tamtejszy kanał Kultura. Leciały sztuki teatralne, filmy, wielkie, klasyczne nazwiska - i co chwilę łapał się za głowę, jakie to jest gigantyczne bogactwo. Wybiegał rano z hotelu, wracał nocą, już się o niego martwiłem, a on chłonął Moskwę! Parę miesięcy temu nawet grał w serialu rosyjskim. I nagle to zostało przez politykę przerwane.
Zaczyna się fobia: Rosjanin, to wróg, to kłamca… Widzę, że następuje jakaś wielka wyrwa: powraca przekonanie, że na wschód to "biała plama" , że nie chcemy "niedźwiedzia". Pracowałem tam od "Deja vu", brałem udział w festiwalach, nieraz trzy dni jechało się na festiwal do Czelabińska, pokonując te ich ogromne odległości. A tam? Cudowni ludzie, otwarci, bardzo szanujący ludzi sztuki. Jechaliśmy, żeby z nimi rozmawiać, żeby ich chłonąć i żeby oni chłonęli nas. Ta wzajemna ciekawość siebie została zaszczepiona przez starsze pokolenie, przez Josifa Brodskiego, przez Miłosza… A teraz widzę, jak łatwo zrobić "wyrwę". Strasznie żal! Już się zaczyna: nasi młodzi ludzie, jak słyszą słowo Rosjanin, to nawet nie chcą się odwracać w tę stronę.
A teraz Ukraina: nie chcę mówić o polityce, ale trudno patrzeć na to, jak łatwo można upokorzyć naród. Pamiętam, jak trzy lata temu byłem w Odessie, już chory bardzo, choć jeszcze o tym nie wiedziałem. Byłem na festiwalu, miałem spotkania… Zobaczyłem tłumy młodych ludzi, którzy zaczynali być dumni z tego, że są Ukraińcami. Ci młodzi byli szczęśliwi, że Europa do nich przyjechała, nie tylko zresztą Europa, pamiętam udany i pełen autentycznego zainteresowania, wieczór z Johnem Malkovichem. I to wszystko się rozpadło!
Jakież to musi być upokorzenie, jak ci zabierają kawał ziemi i wyrzucają cię. Nikt cię o nic nie pyta. To jest upokorzenie narodu. I to pójdzie na całe pokolenie, tego nie uda się szybko naprawić. A już się po europejsku dźwigali, już mieli w sobie świadomość, kim są - widziałem to w Odessie. Wiem, Odessa, to specyficzne miasto, ale przecież nadal - to serce Ukrainy. Jak to jest, że można wyprawiać harce na granicy, straszyć podziałem, rozbiorami, w żywe oczy wmawiać, że sami tego chcą?… To stan ducha narodu został zaatakowany. Bez skrupułów, z cynizmem. I naszą wyobraźnię to przerosło. Pamiętam, jak niektórzy koledzy ze środowiska filmowego chodzili z wstążeczkami w klapie, na znak, że żądają uwolnienia Julii Timoszenko z więzienia, a teraz - nie wiedzą, gdzie oczy schować i jak uszy zamknąć, gdy słyszą, co pani polityk wygaduje. Naród zaatakowany w godności swojej - to najgorszy rodzaj ataku. Czy jakakolwiek sztuka jest zdolna temu zaradzić?
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+