Zawsze, gdy zaczyna we mnie kiełkować potrzeba zrobienia filmu, robię sobie kilka dni oczyszczenia, czyli jestem wtedy rzeczywiście poza zawodem. Ale cały organizm sam przygotowuje się do działania. To właśnie nazywam oczyszczeniem.
Martwi mnie wprawdzie to, że wciąż nie mogę odnaleźć w sobie tej wewnętrznej mobilizacji, aby skupić się na moim nowym scenariuszu. Ale nie uważam tego za czas stracony. Rozgrzebałem początek, ciągle te klocki mam w głowie, pewnie też i temat jest tak drastycznie poważny, chociaż to przecież ma być komedia, że trochę mi pióro drży!
Czytałem teraz książkę Matywieckiego o Tuwimie i byłem zdumiony, że tam jest taka kopalnia spostrzeżeń
A może jeszcze napełniam się wrażeniami innymi, żeby poczuć się mocniejszy? Czytałem teraz fantastyczną książkę Matywieckiego o Tuwimie i byłem zdumiony, że tam o semityzmie
i antysemityzmie jest aż taka kopalnia spostrzeżeń.
Ta książka, choć jest o Tuwimie, jest też o fermencie intelektualnym, który możemy dzisiaj opisywać z pełną zazdrością, o mieszaniu się kultur. Jest jeszcze jednym dowodem na to, że prawdziwa sztuka bierze się z mieszania kultur.
I ten Tuwim, znoszący każdego dnia tak wiele upokorzeń! Od takich niby drobiazgów, owych prasowych uwag, w rodzaju, że "Julian Tuwim pisze w języku polskim, ale nie pisze po polsku",
aż do uwag i działań poważniejszych. Jedna z ciekawszych książek, jakie przeczytałem w ostatnim czasie. Także dlatego, że jest o Łodzi, o Warszawie.
Widzę też, nawet patrząc poprzez tę książkę, jak z upływem czasu temat semityzmu staje się coraz groźniejszy. Powiedzieć do kogoś przed wojną "Żydek" - to nie było nic. Nawet Iwaszkiewicz mógł napisać do żony: "Idź też do Strońskich i do Morskich, żeby nie powiedzieli, że tylko do Żydków chodzimy". Bo oni najchętniej do Słonimskiego, do Tuwima i do kilku innych z wizytami lubili się udawać.
Gdyby dzisiaj coś takiego napisać, to od razu byłaby awantura, a autor byłby wyklęty... A wtedy była taka naturalna symbioza w naszym wielonarodowym społeczeństwie, że nie miało to odcienia obrazy. Bo się przekrzykiwali tak samo jak dzisiaj Polacy sami robią to między sobą.
Jak i gdzie więc rodzi się w człowieku antysemityzm. Czym to się może żywić - bardzo mnie to interesuje. Tak jak w "Dużym zwierzęciu", też w gruncie rzeczy opowiadało się o tym, jak i gdzie rodzi się nietolerancja.
A wracając do Iwaszkiewicza, mało kto wie, że "Panny z Wilka" napisał on w Syrakuzach. Dopiero gdy byłem w Syrakuzach ktoś mi o tym powiedział. Nie rozumiem, jak on mógł tam cokolwiek pisać! I to jeszcze o sprawach tak odległych od tamtego miejsca!
To miasto jest tak bardzo piękne, że człowiek pochłonięty jest tylko patrzeniem i patrzeniem. Tam np. w roku 1953 wybudowano gigantyczne sanktuarium dookoła niewielkiego, gipsowego popiersia Matki Boskiej - Madonnina delle Lacrime.
A więc ani to specjalnie cenna figura, ani zbyt stara, ale towarzyszy jej bardzo wzruszająca opowieść. Otóż to gipsowe popiersie było prywatną własnością i stało nad łóżkiem młodej kobiety, która była w ciąży.
I w czasie tego stanu zaczęła tracić wzrok. Modliła się więc i pewnego razu z gipsowych oczu Madonny poleciały łzy, które padając na oczy kobiety pomogły jej odzyskać wzrok. I wzięli tę Madonninę i wybudowali dookoła niej gigantyczne sanktuarium. Oczywiście biznes kwitnie, ale
to sprawdza się nie tylko tam.
Na tamtych terenach myślałem jednak o czymś innym: o sile i potędze teatru! Są tam takie tereny, że jedziesz przez całkowicie niemal pusty krajobraz, nawet zieleni mało i nagle patrzysz, a
w Syrakuzach jest teatr antyczny na 15 tysięcy widzów!
Skąd ci ludzie przychodzili do tego teatru? Nie było samochodów, trudno więc było przyjechać, nie było nic, wokół jest pustka. Jak widzowie tu przychodzili? Jaką teatr musiał mieć siłę, aby być tym magnesem? A w Taorminie, a więc nie tak daleko, znowu napotykamy na drugi teatr. Tym razem jest to teatr rzymski. Raz na miesiąc taki wędrowny zespół pewnie przyjeżdżał, ale opłacało się.
Co trzeba było zrobić, aby ludzie przyszli? A przecież przychodzili, byli, bo inaczej teatr by nie działał. Ale jacy i którzy przybywali? Przecież tam nie było ludzi na tym terenie! Były, oglądane
do dziś, starożytne, maleńkie miasteczka, z domami przyczepionymi do skał, były bez przerwy wojny, dlatego ludzie wdrapywali się z tymi swoimi domami jak najwyżej, w celach obronnych właśnie.
Lubię więc taki czas oczyszczenia. Bo nawet każdy wypoczynkowy wyjazd może być - i ja liczę na to, że jest - wewnętrznym przygotowaniem do zupełnie innej pracy. I pewnie wreszcie będę gotowy!