Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Sumienie, świat maleńki...

Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr fot. Marcin Makówka
Czy sztukę można tworzyć z własnych przeżyć, z grzechów, obrachunków? Niby odpowiedź jest zawsze twierdząca, ale pozostaje wątpliwość, jak zainteresować indywidualnym życiorysem ogół odbiorców?

To ważne pytania z dziedziny tak indywidualnej jak twórczość. Każdy twórca, który zabiera się do takiego przełożenia jednej rzeczywistości na drugą, musi mieć bardzo precyzyjny pomysł. Inaczej się nie uda.

Spójrzmy najpierw na „prywatność”. Ostatnio oglądałem film mojego przyjaciela, Nanniego Morettiego o własnej matce. W tytule - niczego nie kamuflował: nazywało się to „Moja Matka”. Nie ukrywał sprawy także w stylistyce filmu: ciepły, dobry, delikatny, był czymś w rodzaju prywatnego pamiętnika.

Jego mama była nauczycielką greki i łaciny, jak bohaterka filmu. I jego matka umierała też w czasie realizacji filmu syna, w czasie powstawania filmu „Habemus papam”.

W czasie tej prawdziwej realizacji było tak, że Moretti nie mógł się oderwać od pracy. Widzieliśmy to na planie, tę jego prywatną mękę!

Pochodził z Bolzano, trudno mu było przerwać realizację, by jechać do mamy.

Mama umarła. I ta sprawa pozostała w Nannim jak mocny wyrzut sumienia. I wrócił do tych emocji w tym nowym filmie. Na zasadzie ekspiacji. Reżyserka - taka jest postać w jego filmie, gra jego alter ego. A on - grając jej brata, gra to, czego właśnie nie zrobił w życiu, tzn. nie przerwał realizacji filmu „Habemus papam”, gdy matka umierała. Więc w nowym filmie ów brat wręcz wypisuje się z pracy i cały czas siedzi przy mamie, umożliwiając pracę przy filmie własnej siostrze reżyserce. Czyli swoje własne wyrzuty sumienia rozpisuje tu na dwie strony reakcji. I tak jak w rzeczywistości, mama umiera.

Każdego z nas to dopadnie. Ja też patrzyłem na moich studentów w Palermo, realizując z nimi „Trzy siostry”, gdy umierała moja mama.

Może i przede mną jest taki temat?

A jak powstał z tej prywatnej i intymnej opowieści Morettiego film o temacie bardziej ogólnym?

Przez rozbudowanie wątku realizacji filmu. Bo wtedy stał się utworem z dziedziny bardzo lubianego gatunku, filmu autotematycznego. A więc znalazł formę, by wpisać swój intymny wyrzut sumienia - w szerszy gatunek.

Tematy duże, polityczne są trudniejsze do przełożenia na skalę prywatną. Chyba że się je weźmie na własną twarz i własne działania. To był mój pomysł na „Obywatela”. Swoją twarzą świadczyłem o prawdzie wydarzeń. Było łatwiej, ponieważ film miał być i był syntezą całej epoki. Mówił o wydarzeniach politycznych w wielu okresach indywidualnego życia i życia narodu. Na ekranie byłem coraz starszy, starzałem się wraz z upływającym czasem. Czas okazał się tu najlepszym pomocnikiem!

Czy taka sztuka udałaby się, gdyby ktoś chciał przenieść na ekran temat z politycznej aktualności? Na pewno nie! W normalnej sytuacji, każdy temat „duży” - polityczny czy inny, dziejący się na naszych oczach - musi się „odleżeć”. Autor i temat muszą nabrać dystansu. Tego wymaga sztuka: refleksji, interpretacji, dystansu. Ale jak go nabierać teraz, gdy dynamizm zmian rozsadza wszystko?

Pewnie trzeba by zacząć od psychologii jednostki! Czyli np. pokazać, że normalny, inteligentny człowiek już wstydzi się sytuacji, która się wokół niego buduje, w którą został wmanewrowany?

Przecież w świecie też widzą, że u nas przekracza się prawo świadomie, by „naprawiać państwo”. Poplątanie! Potrząsanie celem, który ma uświęcać środki!

Jak pokazać niespodziewany chaos, bałagan, krzyk ? I bezradność - wobec różnych absurdalnych, choć obrazowych pomysłów, że trzeba np. imigrantów wyszkolić, zrobić z nich armię i z powrotem ich wysłać do Syrii. Absurd? Prowokacja? Chęć denerwowania „Europy”?

Jak więc pokazać to prywatne zdumienie, że publiczny wstyd pojawił się tak szybko? Co ma odpowiedzieć jednostka, gdy jej niedługo powiedzą: wyczyściliśmy moralnie ten kraj!? Przecież wie, że już wcześniej krzyczeli, że naród jest zdemoralizowany! Czy więc jednostka ma czekać, aż określą, że już jesteśmy obywatelami uzdrowionymi?

To, że nie ma dystansu - to jasne. Ale czemu nie ma ironii, humoru, nawet i czarnego - choć ewidentnie ku temu zmierza taka sytuacja? Sztuki się z czegoś takiego nie zrobi! Przynajmniej na razie. Trzeba czekać!

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska