Reporterzy "Gazety Krakowskiej" skontrolowali jedną z ekip pracujących przy wymianie dachu budynku mieszkalnego przy ulicy Gałczyńskiego w Oświęcimiu. Jak się okazuje, żaden pracownik nie miał odpowiedniego zabezpieczenia, ani nawet kasku na głowie.
- Widocznie pracownicy na własną odpowiedzialność nie założyli przed pracą zabezpieczeń - mówi Jacek Lech, właściciel firmy wykonującej prace. - To jest karygodne. Na pewno wyciągnę z tego konsekwencje i nie pozwolę, aby taka sytuacja się powtórzyła. Dziękuję za zwrócenie uwagi - dodaje.
Tadeusz Ćwiklicki, blacharz z Oświęcimia, w branży budowlanej przepracował aż 25 lat. Choć doskonale zna przepisy, przyznaje, że niewiele firm je przestrzega.
- Pracodawcy wolą takich robotników, co to bez zabezpieczeń pracują na dachach - mówi wprost Tadeusz Ćwiklicki. - Bez tych wszystkich linek robota idzie znacznie szybciej, tyle tylko, że jest niebezpieczniejsza. Nasz fachowiec dodaje, że z jego obserwacji wynika, iż pracodawcy nastawieni są głównie na szybki zysk, a bezpieczeństwo ludzi ma już drugorzędne znaczenie. - Grunt, żeby kasa wpłynęła na konto - mówi były budowlaniec.
Jak tłumaczy Anna Majerek, rzeczniczka Okręgowej Inspekcji Pracy w Krakowie, za nieprzestrzeganie przepisów BHP firma może zostać ukarana grzywną sięgającą nawet do 30 tysięcy złotych. - Na wysokości powyżej trzech metrów konieczne są specjalne uprzęże budowlane i linki zabezpieczające z amortyzatorem - mówi Anna Majerek.
Dodaje, że każdy pracownik budowlany musi mieć kask, bez względu na to, czy pracuje na powierzchni, czy na wysokości. Okręgowa Inspekcja Pracy w Krakowie ostrzega przed bezmyślnością ludzi podejmujących się pracy przy remontach budynków. Rutyna jest, niestety, często zgubna. - Wypadek w Chrzanowie, w którym człowiek poniósł śmierć, jest dowodem na to, jak niebezpieczny jest ten fach - mówi Majerek. - Teraz zwiększymy częstotliwość kontrolowania firm na terenie Chrzanowa i Oświęcimia - dodaje stanowczo.