Urzędnicy długo nie mogli wpaść na pomysł co zrobić, by udrożnić to przejście. Choć mieszkańcy wielokrotnie apelowali o to. Prezydent miasta, Janusz Marszałek, tłumaczy, że dotąd miał związane ręce, bo projekt kładki był przecież zaopiniowany przez nadzór budowlany, policję i straż pożarną.
- Gdybym wówczas uznał, że barierek trzeba się pozbyć, to na pewno oskarżono by mnie o marnotrawienie publicznych pieniędzy - broni się Janusz Marszałek. - Poza tym kładka w takiej postaci została zaprojektowana za kadencji moich poprzedników.
Urzędnicy długo dumali nad tym, jak uporać się z problemem. W końcu poszli po rozum do głowy. Wpadli na to, że wystarczy... zmienić nazwę przeprawy na rzece i sprawa załatwiona.
- Zmiana nazwy z kładki pieszo-jezdnej na pieszo-rowerową pozwoli na demontaż barierek - wyjaśnia prezydent Oświęcimia.
W zamian barierek mają pojawić się słupki przy wjeździe na kładkę, zablokują one drogę kierowcom, którzy chcieliby skrócić sobie drogę ze Starego Miasta na osiedle Błonie.
Miasto wykonało kosztorys. Wyszło z niego, że wycięcie barierek i adaptacja kładki dla potrzeb pieszych to wydatek rzędu 27 tys. zł. Pieniądze są. Radni zagłosowali za tą inwestycją.
- To jedyna słuszna decyzja - mówi Angelika Graca, matka 8-miesięcznej Nadii, które mieszkają na Błoniach. - Teraz, żeby przejść do centrum musi przejść przez ruchliwy most Piastowski, na którym chodnik ma szerokość półtora metra.
- Niedawno próbowałam przejść kładką przy zamku i o mało nie doszło do awantury. W połowie drogi spotkałam się z drugą matką, która też wiozła dziecko w wózku i musiałam się wycofywać - mówi Edyta Guzik, matka małego Łukaszka.
Z tej decyzji władz cieszą się również renciści i emeryci, którzy każdego dnia spacerują po pobliskich bulwarach.
- Trzeba raz na zawsze zrobić porządek na tej kładce, bo mostem chodzić się nie da, taki tam jest ruch - mówi Jadwiga Makuch z Oświęcimia. - Jak auto przejedzie po tym błocie, to zaraz człowiek jest cały ochlapany. A teraz tędy spokojnie będzie wreszcie można przejść przez rzekę.