Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pana Boga się nie boję, ale nie będę z Niego drwić

Maria Mazurek
Od 2001 roku Marcin Daniec jest żonaty z Dominiką Grobelską. Ma dwie córki: Karolinę (ur. 1980) i Wiktorię (ur. 2007)
Od 2001 roku Marcin Daniec jest żonaty z Dominiką Grobelską. Ma dwie córki: Karolinę (ur. 1980) i Wiktorię (ur. 2007) Andrzej Banaś
Doprowadza do śmiechu miliony Polaków. Ale, jak twierdzi, też do refleksji. O tematach zakazanych w żartach i polskim poczuciu humoru Marcin Daniec opowiada Marii Mazurek

Umówiłem się dziś z panią tylko dlatego, że była pani bardzo uparta. Mam mnóstwo rzeczy teraz na głowie: hydraulik, ogród, z menedżerem muszę się spotkać. Napisać, co będę mówił za kilka dni w telewizji...

Musi Pan oddać tekst wcześniej?
Tak i strasznie z tego powodu cierpię. Niby mamy wolny kraj i wszystko można mówić, ale trzeba najpierw napisać, co się będzie mówiło. Lubię improwizować, wymyślać żarty na scenie. Jestem ekologiczny po prostu - nie zużywam papieru, jak nie muszę. To moja wielka słabość, żeby widzowie wiedzieli, że to, co słyszą, powstało teraz, na scenie. Ale czasem trzeba napisać scenariusz. I to jest dla mnie męka, bo taki scenariusz liczy tyle kartek, ile praca magisterska zdolnego studenta. I muszę tam opisać, co dzieje się na lewej stronie sceny, na prawej stronie sceny, głosy z offu, didaskalia i wreszcie teksty. Wie pani, że 90 procent tekstów, które przez 35 lat mówiłem ze sceny, powstało w mojej głowie, a nie na papierze?

Skąd Pan wie, co publiczność będzie śmieszyć? Zawsze mówię to, co rozbawiło mnie. I mam to szczęście, że moi widzowie nadają na podobnych falach. I dlatego nigdy nie odpowiadam na pytanie, do kogo adresuję swoje występy. Wielką przykrość sprawił mi recenzent, który twierdził: „Daniec najpierw sonduje widzów, a potem dopiero dobiera teksty”. Nie testuję nigdy na rodzinie, przyjaciołach. Widz zawsze jest pierwszy. Staram się natomiast mówić zawsze o rzeczach ważnych, aktualnych. Bez względu na to, czy występuję w Polsce, Kanadzie, Niemczech czy Stanach Zjednoczonych.

A publiczność u nas i za granicą reaguje tak samo? Identycznie! To najlepszy dowód, że świat się skurczył. Ale dodam (proszę napisać to mniejszą czcionką), że nie mam obsesji, żeby śmiech pochodził z wszystkich miejsc na sali. I przyrzekam pani, że nigdy nie miałem, nie mam i nie będę miał gonitwy za ciągłym śmiechem. W moim programie, jak w życiu, zawsze jest warstwa refleksyjna. Żeby widzowie mogli się zastanowić nad sobą. Bo choć nigdy nie robię programów o „was”, tylko „o nas”, to widzowie lubią śmiać się ze szwagra, z sąsiada, z doktora, z księdza. Z siebie rzadziej.

Bo mamy ponoć dość proste poczucie humoru i nie stać nas na dystans.
Z tym się nie zgodzę. Polacy, na to, co dzieje się wokół, mają znakomite poczucie humoru. Tym bardziej że byt określa poczucie humoru (kiedyś pani dzieci będą uczyć się w szkole, że wujek Daniec wymyślił takie stwierdzenie). Łatwiej się śmiać Niemcowi, Anglikowi, Amerykaninowi, jeśli wysiada z luksusowego samochodu, zarabia tysiące euro, funtów czy dolarów. Nam, w tych szarościach i biedzie, trudniej. I to jest dopiero sztuka. Uśmiechać się, mimo wszystko...

Polska taka szara już nie jest. Nie pamiętam czasów komuny, ale pamiętam transformację. I nawet od tego czasu bardzo się zmieniło. To powinna pani cieszyć się, że uniknęła pani tego, co było wcześniej. I modlić się, żeby to już nie wróciło. Kiedyś prowadziłem program „Hit dekady”. Kończyłem go, cytując fragment piosenki mojego idola, Andrzeja Sikorowskiego. ,,Nim na pożarcie rzucą nas tłumom, chcemy powiedzieć niektórym gościom, to nie tęsknota jest za komuną, to jest tęsknota za młodością”. Raz dostałem list od zagorzałego komunisty z pretensjami: „ten ustrój cię przecież wykształcił, a ty go parodiujesz”. No tak, pomyślałem, jakby mnie jeszcze nie wykształcił, to już niczego by mi nie dał. Szalenie mi imponuje, jak dwie trzecie Europy stoi na krakowskim Rynku i mówi „oh my God”, zachwycając się naszymi zabytkami. Cieszy, że nikt już nie myśli, że mamy drewniane chodniki, duże traktory z kominami i niedźwiedzie chodzące po ulicach. Ale też nie można nie zauważyć, że wciąż żyje nam się gorzej niż na Zachodzie. Mniej zarabiamy...

A naprawdę Pan uważa, że nasze poczucie humoru zależy od tego, ile zarabiamy? Trudniej śmiać się komuś, kto ma problemy od pierwszego do pierwszego. Dlatego Amerykanom wydaje się śmieszne, jak ktoś poślizgnie się na skórce od banana. Wyobraża sobie pani, żeby w naszym filmie ktoś wymyślił „śmieszną” scenę, że ludzie obrzucają się tortem? No, przyzna pani, dość to prymitywne. Choć na kontrze mają też Woddy’ego Allena. W każdym narodzie jest jakaś część społeczeństwa, która wyławia subtelności, dwuznaczności i ironię. Choć, mam wrażenie, w Ameryce ta część jest mniejsza.

Za to oni są wciąż uśmiechnięci. Mnie to męczyło jak byłam w Stanach. Aż mięśnie twarzy mnie bolały od tego sztucznego uśmiechania się. Oni są śmieszni w tej swojej życzliwości. Nie można schować się w sklepie przed deszczem, zaraz 30 osób zapyta, czy nie potrzeba pomocy. Obcy ludzie na ulicy pytają wciąż, jak się czujesz. Inna sprawa, że nie czekają na odpowiedź! Wiem, co mówię, bo jeżdżę tam regularnie od 20 lat.

A jak naprawdę potrzeba pomocy, myślę, że Polacy są bardziej uczynni. W Stanach przemieszczałam się z walizką - metrem, pociągami. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś mnie zapytał, czy nie trzeba jej wnieść po schodach. W Polsce zaraz znajdzie się jakiś mężczyzna, który pomoże. Nasi mężczyźni są prawdziwie szarmanccy. I niech zawsze tacy będą. Niech puszczają panie przodem i całują w rączkę. I nie przejmują się tym, że ktoś mówi, że jesteśmy staroświeccy.

Akurat całowania w rękę nie pochwalam. To niehigieniczne. Błagam, jak ktoś panią całuje w rękę, niech się pani nie zastanawia, czy to jest higieniczne! Jest milion rzeczy mniej higienicznych. Widziałem wczoraj na dworcu w Warszawie Japończyków w maskach. A to u nich szaleje ten wirus, nie u nas. Zatkało mnie.

Azjaci są chyba specyficzni? Nigdy tam nie byłem, ale z moich obserwacji wynika, że uśmiechają się wtedy, jak mogą sobie zrobić cztery tysiące zdjęć w ciągu dnia. Przemieszczają się jak automaty.

Jeszcze o Anglików chciałam zapytać. Ich poczucie humoru jest chyba znacznie subtelniejsze niż amerykańskie?Nie powiedziałbym. Wystarczy spojrzeć, co robią Anglicy w Krakowie. Wymyśliłaby pani, że Polak robi wieczór kawalerski w Londynie, pije 20 piw i załatwia potrzebę fizjologiczną pod jednym z najważniejszych kościołów w Wielkiej Brytanii? I jeszcze chwalą się, że mają najlepsze poczucie humoru. A pani tej magii, widzę, uległa.

Bo to magia, którą wynieśliśmy z Monthy Pytona. Nie musimy mieć kompleksów! W Polsce były takie kabarety, że Monthy Pyton powinien zapytać, jak się pisze takie piękne teksty i taką cudną muzykę.

Czy mamy tematy tabu? Z których śmiać się nie wypada? Powiem pani, z czego się nigdy nie śmiałem i śmiał nie będę. Po pierwsze: z tematu śmierci. Szczególnie, odkąd odeszła do nieba moja największa fanka, czyli mamusia. Miała zaledwie 59 lat. Jak zobaczyłem recenzje moich występów, które miała przewinięte wstążką, to już w ogóle zrozumiałem, jaką tragedią jest śmierć. Więc nigdy nie usłyszy pani ode mnie drwinek i kpinek ze śmierci.

Z czego jeszcze? Z chorób, kalectwa, wiary. Tych tematów nie dotykam.

Czyli nie dotyka Pan rzeczy, których się boimy. Nie chodzi o strach, tylko o szacunek. Nie dotykam rzeczy, które są poważne. Ja się Pana Boga nie boję. Ale nie chcę z Niego drwić - z żadnego Boga! Żydowskiego, chrześcijańskiego czy muzułmańskiego. Najlepszym przykładem „kabaretowym” kpin z Boga było to, co zrobił „rozczochrany z Lublina” (jak nazywa tego polityka mój sąsiad). Pięć lat temu wsiadł na konia i powiedział: Ze mną ten, kto w Boga nie wierzy. Teraz ma 0,3 procent poparcia.

To, z czego Pan nie robi żartów, jest zgodne z badaniami nad humorem Polaków. Nie akceptujemy właśnie żartów z wiary i ze śmierci. Nie kierowałem się badaniami. Ale intuicyjnie: to nieakceptowane. Jak np. mało śmieszny artysta przebrał się za motylka i biegał między ludźmi na procesji Bożego Ciała. Wielce dumny z siebie, że udało mu się ją rozwalić. Koncert Krzysztofa Pendereckiego czy Antonia Boticellego też by był rozwalony, jakby latał na widowni taki „motylek”...

A czy z uchodźców lub imigrantów by się Pan śmiał? Kilka dni temu na jubileuszu „Scandali” na Kazimierzu, w połowie występu weszła sześcioosobowa grupa obcokrajowców. Zostali minutę i wyszli. Powiedziałem tylko: „imigranci”. Ale myślę, że z uchodźców nie będę chyba dworował. To jest poważna sprawa. Ludzie uciekający ze swojego kraju, z dziećmi, idący pieszo po 40 km dziennie, narażający się na niebezpieczeństwo. Pewnie w latach 70. na Zachodzie śmiano się z Polaków z dwoma torbami, którzy na siłę myli szyby samochodów.

Taki mem: na zdjęciu Indianie i podpis: „Oni też mieli problem z imigrantami. Teraz mieszkają w rezerwatach”. Nie zabawne? Widzę, że Pan się uśmiecha. To świetny wyjątek potwierdzający regułę, że z poważnych sytuacji śmiać się nie powinno. Tak jak z ludzi skromnych. Małysz nie był wdzięcznym tematem do kabaretów. Można było się pośmiać co najwyżej z bułki, ale nie z jego postawy. Bo jak się śmiać z „King Konga”. Ale jak ktoś jest nadęty, zarozumiały, odgraża się, ze wygra, a wraca z... 79. lokatą, jest kabaretowym diamentem.

I politycy są takimi diamentami. Jasne! Oni są wybrani po to, żeby żyło nam się lepiej. A przez 70 lat nie ma zamiaru zrobić tego nikt. I jeszcze zachowują się, jakby uważali nas za kretynów. To jak się z nich nie śmiać? Jak się nie śmiać z wyjazdowych posiedzeń rządu, skoro w Warszawie jest specjalny budynek przeznaczony do tego, by ministrowie w nim się spotykali? Albo z tego, że każdy 2-kilometrowy odcinek autostrady otwierają z pompą, przy wstęgach? W San Francisco z taką pompą nie otwierali dwupoziomowego mostu odbudowanego po trzęsieniu ziemi, w czasie pięciokrotnie krótszym niż sześciokilometrowy odcinek zakopianki do Chabówki...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska