To był zdecydowanie zły dzień krakowian. Grając w przewadze, stracili pierwszego gola, a w drugiej tercji puściły im nerwy, niemal nieustannie siedzieli na ławce kar. Goście to wykorzystali, dwa razy grając w pięciu na trzech, zdobyli bramki i było praktycznie po meczu.
- Gospodarzom nic nie wychodziło. Grali nieźle przez pierwsze 15 minut, ale po stracie gola załamali się - mówił olimpijczyk i były gracz Cracovii Roman Steblecki. - Czarny dzień miał bramkarz Rafał Radziszewski. Złym wyjazdem za bramkę sprokurował pierwszego gola, potem niepotrzebnie faulował, otrzymał dwie karne minuty i gospodarze musieli grać w trójkę. Tyszanie zaimponowali mądrą, taktycznie grą, mają bardzo dobrych obcokrajowców.
Bardzo niezadowolony po meczu był trener gospodarzy Rudolf Rohaczek: - Przy pierwszej bramce błąd popełnił Radziszewski. Zdarza się to nawet najlepszym bramkarzom, a Rafał do tej pory był naszym mocnym punktem, często ratował nas z opresji. W drugiej tercji zgubiły nas głupie kary, naszym graczom zabrakło odpowiedzialności. W takim meczu nie można sobie na to pozwalać. Tyszanie to bardzo doświadczony zespół, potrafili wykorzystać nasze wpadki. Teraz zawodnicy mają trzy dni wolnego. Będą mieć czas, by „wyczyścić” głowy. W związku z tym, że 29 grudnia zagramy w turnieju finałowym Pucharu Polski w Nowym Targu, będziemy trenować wieczorem już w drugi dzień świąt.
Nastroje w szatni gospodarzy były, co zrozumiałe, kiepskie.
- Fajnie, że strzeliłem gola, po którym na taflę poleciały pluszaki - mówił zdobywca pierwszej bramki dla „Pasów” Adam Domogoła. - Ale satysfakcja jest marna, przegraliśmy bardzo ważny mecz. Zadecydowały nasze kary, czym ułatwiliśmy zadanie rywalowi. Nie sądzę, abyśmy nie wytrzymali presji meczu. To było spotkanie jak każde inne, o trzy punkty. Presja to będzie dopiero w play-off. Pierwsza stracona bramka ustawiła całe spotkanie, potem staraliśmy się gonić wynik, ale rywal był dobrze zorganizowany.
Pytany, czy Cracovia będzie chciała się zrewanżować GKS Tychy w turnieju finałowym Pucharu Polski, Domogała odrzekł: - Najpierw w półfinale musimy pokonać Podhale. I w tej chwili myślimy już tylko o tym meczu.
W czwartek po raz pierwszy w Cracovii grało siedmiu obcokrajowców, choć regulamin zezwala na sześciu (gdyby miał grać siódmy, trzeba by do kasy PZHL wpłacić 25 tys. zł). W ostatniej chwili PZHL przyznał Czechowi Michaelowi Kolarzowi status gracza polskiego pochodzenia. Okazuje się, że ma polskie korzenie i złożył wniosek o nasze obywatelstwo.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska