Całe zamieszanie związane jest z prowadzoną przez kolejarzy budową dodatkowych torów dla Szybkiej Kolei Aglomeracyjnej, między Bieżanowem a stacją Kraków Główny. W ramach tej, wartej blisko miliard złotych inwestycji, przebudowywane i poszerzane są też wiadukty - m.in. ten zabytkowy w rejonie Hali Targowej. Likwidowany jest również ziemny nasyp kolejowy, który zastąpiony zostanie estakadą.
Prace rozpoczęły się już w zeszłym roku. Obecnie między Płaszowem a Krakowem Głównym pociągi poruszają się w obu kierunkach tylko po jednym torze. Już to powoduje duże utrudnienia dla podróżnych i notoryczne opóźnienia pociągów. W PKP PLK regularnie przekonywali jednak, że nie dojdzie do takiej sytuacji, by zamknięty został również drugi tor, co powodowałoby, że pociągi od strony Płaszowa w ogóle nie mogłyby dojechać do centrum miasta.
„Cały czas planujemy utrzymanie jednego czynnego toru z maksymalną możliwą na dany moment częstotliwością”- zapowiadał w branżowym portalu rynek-kolejowy.pl Rafał Zahuta, kierownik kontraktu z PKP PLK.
Teraz okazuje się, że podróżni mogą czuć się oszukani. Jak udało nam się dowiedzieć już od 11 marca, na kilka miesięcy - prawdopodobnie do czerwca - poważnie ograniczony zostanie przejazd pociągów między dwoma największymi stacjami kolejowymi w Krakowie. Od około godz. 9.30 do około 14.30 tory od Krakowa Głównego do Płaszowa będą całkowicie wyłączane z ruchu. Najbardziej ucierpią na tym pasażerowie pociągów Szybkiej Kolei Aglomeracyjnej, dojeżdżających codziennie do Krakowa do pracy czy szkoły m.in. z Wieliczki, Tarnowa i Skawiny.
- Chcielibyśmy, aby przepustowość została utrzymana. Ale trzeba przyznać, że PLK poszła w miarę możliwości przewoźnikom na rękę, bo pierwotnie przerwa w kursowaniu miała być dłuższa - mówi Grzegorz Stawowy, prezes Kolei Małopolskich. I przyznaje, że w ciągu tych newralgicznych pięciu godzin, podczas których codziennie zamykane będą tory, pociągi z Tarnowa dojadą do tylko Podłęża, gdzie pasażerowie będą musieli przesiadać się na autobus zastępczy. Z kolei z Krakowa Głównego podróżni odjadą autobusem, a w Podłężu przesiądą się na pociąg. Jeszcze gorzej będzie w przypadku pociągów ze Skawiny i Wieliczki. Między godziną 9.30 a 14.30 prawdopodobnie nie będą one kursowały w ogóle. Dojść może więc do kuriozalnej sytuacji, w której przez cztery miesiące, żaden skład nie pojedzie przez niedawno otwartą łącznicę Zabłocie-Krzemionki, której budowa trwała dwa lata i kosztowała ponad 300 mln zł.
- Z Wieliczki kursować będą co godzinę zastępcze autobusy, przeprowadzimy analizy, czy jest potrzeba, by jeździły częściej. Najważniejsze, że udało nam się wynegocjować z PKP PLK, by tory były zamykane na pięć a nie np. na osiem godzin dziennie, również w godzinach szczytu komunikacyjnego - podkreśla prezes Stawowy. Ze Skawiny kolejarze nie planują uruchamiana komunikacji zastępczej. Pasażerowie będą musieli korzystać m.in. z autobusów MPK.
Pociągi z lotniska w Balicach będą natomiast kończyć trasę na stacji Kraków Główny. Z kolei tzw. pociągi „pośpieszne” z Rzeszowa i Przemyśla jadące m.in. do Wrocławia czy Świnoujścia, w Podłężu mają skręcać na północ i tzw. linią nr 95 przejadą przez Nową Hutę, okrążając Kraków, bez zatrzymywania się w centrum miasta. Między kolejarzami a krakowskimi urzędnikami trwają negocjacje, by bilety wykupione na pociąg uprawniały do przejazdu pojazdami MPK. Rozważana jest budowa tymczasowego przystanku Kraków-Olsza.
W PKP PLK w zaskakujący sposób tłumaczą, dlaczego nagle okazało się, że muszą blokować dojazd pociągów do centrum Krakowa od wschodniej strony. Podkreślają, że zgodnie m.in. z wydaną decyzją środowiskową, prace mogą prowadzić wyłącznie w porze dziennej. - Aby pomimo ograniczeń czasowych, realizować ważną dla Krakowa i sieci kolejowej inwestycję, zaplanowano czasowe zamknięcia torowe - mówi Dorota Szalacha z biura prasowego PKP PLK. Sęk jednak w tym, że z tych „ograniczeń czasowych” kolejarze musieli zdawać sobie sprawę od początku inwestycji, która trwa od lipca 2017 r.
O rzeczywistych powodach zamykania torów dużo może więc mówić odpowiedź, której udzielił Andrzej Bittel, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa na interpelację Tomasza Kostusia, posła PO. Czytamy w niej m.in., że termin zakończenia dobudowy torów dla SKA został określony na 2020 rok. Istnieje jednak „ryzyko wykroczenia realizacji robót budowlanych w ramach przedmiotowego projektu poza okres kwalifikowalności wydatków”. Andrzej Bittel dodaje również, że „PKP PLK została zobowiązana do podjęcia wszelkich możliwych działań w celu minimalizacji ryzyka wystąpienia opóźnień”. I można podejrzewać, że w te „wszelkie możliwe działania” wpisuje się właśnie zamknięcie torów, na którym ucierpią pasażerowie, ale prace na torach będą mogły postępować szybciej. W PKP i w ministerstwie już teraz mogą bowiem obawiać się utraty części dofinansowania unijnego (wynosi ono ok. 800 mln zł) w przypadku wspomnianego opóźnienia inwestycji. Rozpoczęła się ona bowiem zbyt późno - co podkreślali już na łamach „DP” eksperci od transportu - a harmonogram robót jest napięty. Choć Dorota Szalacha zarzeka się, że jak do tej pory prace „postępują zgodnie z planem”.
Jak mocno zabudował się Kraków? [PORÓWNAJ ZDJĘCIA]
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Puls Krakowa, odc. 6
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
