Dobry Samarytanin
Choć od napadu minęły niemal trzy tygodnie, na głowie pana Jana wciąż widać ślady pobicia. Na czole ma bowiem założone szwy. - To była rana od uderzeń butelką. Bo tak mnie ten drań bił. Goi się powoli, ale cały czas mam zawroty głowy. Muszę brać lekarstwa - mówi pan Jan.
Mężczyzna, gdy wspomina 34-letniego Pawła G., przeklina pod nosem. Bo zlitował się nad człowiekiem, czego omal nie przypłacił życiem.
Wszystko zaczęło się od spotkania G. w Czarnym Dunajcu.
- Pojechałem tam popłacić sobie rachunki i załatwić urzędowe sprawy. Gdy wychodziłem z urzędu, zobaczyłem go. Był brudny, zarośnięty, śmierdzący. Wyglądał jak dziad - mówi góral.
Gdy 81-latek wracał do domu, na przystanku spotkał znów 34-latka. - Mówił, że jedzie do jednego bacy w Witowie, który ma dużo krów, owiec i kóz. Że miał tam juhasić. Ale, że nie ma grosza przy duszy, że jest głody, od dwóch dni nic nie jadł. I że spał od 1,5 miesiąca pod mostem w Czarnym Dunajcu. Pytał się mnie, czy bym mu na bilet nie dał - mówi dziadek z Podczerwonego. A że - jak mówi pan Jan - w życiu poczuł, co to znaczy być głodnym, zaprosił go do domu.
- Uwarzyłem mu jajecznicy. Zrobiłem herbatę. Wykąpał się. Dałem mu skarpetki, majtki, koszulkę. Bo te, co miał, śmierdziały jak fiks - mówi mężczyzna. Dał mu także na bilet autobusowy. - I parę złotych na jedzenie. Nie pojechał do Witowa, ale do Czarnego Dunajca, gdzie miał też upatrzoną robotę. Jakieś ogrodzenie miał robić - mówi 81-latek.
Góral nawet zdecydował się udzielić 34-latkowi noclegu. Bo w domu mieszka sam (jego najbliższa rodzina mieszka w Stanach oraz po sąsiedzku). Choć młody mężczyzna jeździł do Dunajca kilka razy, nigdy nie wrócił z informacją, że znalazł robotę. Cały czas za to dopraszał się dziadka, żeby mu dał ze stówkę.
Rzucił się na 81-latka
- Po kolejnym wyjeździe z Czarnego Dunajca wrócił tu z piwem. Wypił je przy mnie duszkiem. Potem poszedł do szopy, żeby niby obejrzeć maszyny rolnicze. Tam znalazł butelkę. Wrócił z nią za pazuchą. I nagle uderzył mnie nią w głowę - wspomina napad 81-latek. Potem mężczyzna rzucił się na niego. Okładał flaszką po głowie, przyduszał poduszką. - Krzyczałem: Co mi robisz, dlaczego mnie bijesz? Wołałem: Pomocy. Myślałem, że już po mnie - mówi. A 34-latek tylko krzyczał: Jak mi nie dasz pieniędzy, zabiję cię.
Gdy starszy człowiek stracił przytomność, napastnik splądrował pokój, w którym mieszka 81-latek. Gdy nic nie znalazł, przeszedł do pozostałych pokoi. Tak odkrył w szafie z ubraniami schowane pliki banknotów 100-dolarowych i złotówki.
- Tego było ponad 7 tys. dolarów i 4 tys. zł - mówi dziadek. - Ukradł mi wszystko i uciekł.
Gdy pan Jan się ocknął, był cały zakrwawiony.
- Pościel, którą mnie dusił, była czerwona. Zamknął mnie w domu od środka, więc musiałem wyjść na zewnątrz oknem. Wtedy zaalarmowałem sąsiadów - opowiada.
Do Podczerwonego przyjechała policja i karetka pogotowia. 81-latek został zabrany do szpitala w Nowym Targu. Tam lekarze zeszyli mu rany na głowie. Potem został przewieziony do Podczerwonego.
Siedzi teraz już w pace
Po napadzie 34-latek przepadł jak kamień w wodę. Policji jednak szybko udało się go namierzyć. Okazało się, że pojechał do Czarnego Dunajca, gdzie w kantorze wymienił część pieniędzy. Ruszył na zakupy. Chciał wyjechać z Czarnego Dunacja. Ale nie zdążył.
- Mężczyzna został zatrzymany i tymczasowo aresztowany na dwa miesiące - mówi Anastazja Huzior, prokurator z Nowego Targu. - Przyznał się do kradzieży pieniędzy, ale twierdził, że nie pobił tego pana. Dodał także, że ukradł mniej pieniędzy, niż ich właściciel twierdzi.
Prokuratorka dodaje, że mężczyzna już wcześniej miał zatargi z prawem. M.in. był skazany za jazdę po pijanemu, a także za niepłacenie alimentów. 34-latek żyje bowiem ze swoją żoną w separacji. Nie umiał jednak wyjaśnić, dlaczego napadł na dziadka, który wcześniej wyciągnął do niego pomocną dłoń.
Mężczyzna usłyszał zarzut rozboju, za co grozi mu od dwóch do 12 lat więzienia. Przebywa w Zakładzie Karnym w Nowym Sączu.
Policji udało się odzyskać część skradzionych pieniędzy. Na razie są one przetrzymywane w depozycie. - Mam nadzieję, że niedługo uda mi się je odzyskać - dodaje Jan Kania.