Krzyczano: "Jakim prawem?" "Nie mamy za co przepraszać". "To nie my byliśmy zbrodniarzami, to nas mordowano". Opinia publiczna wolała uwierzyć propagandzie, choć od zakończenia II wojny minęło 20 lat, ale pozostałe po niej głębokie rany nie zostały zasklepione.
Na czym polegała "zdrada" biskupów?
W czasie trwania ostatniej sesji II Soboru Watykańskiego w Rzymie, w grudniu 1965 r., biskupi polscy opracowali, przesłali biskupom niemieckim i opublikowali list, w którym zawarli znamienne słowa: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie", odnosząc się do zła, jakie wyrządziła napaść Niemców na Polskę we wrześniu 1939 r., wojna i okupacja, do śmierci milionów ludzi, poległych w bitwach i umęczonych w obozach koncentracyjnych, do cierpień i strat materialnych i duchowych obydwu narodów, polskiego i niemieckiego. Uznali, że nie sposób żyć z nienawiścią w sercu i ciągle ją podsycać, bo taka postawa nikomu i niczemu nie służy i jest sprzeczna z chrześcijańskim przykazaniem miłości.
Nie wolno wymazywać z pamięci doznanych krzywd, nie wolno usprawiedliwiać dokonanych zbrodni, ale należy zmierzać do stworzenia takich warunków współżycia w stosunkach z Niemcami, które umożliwią Polakom i Niemcom pokojowe sąsiedztwo i normalny rozwój. Jedyną drogą, by osiągnąć ten cel, było wzajemne wybaczenie, niezależnie od stopnia winy stron. Chodziło o wybaczenie w sensie religijnym, a więc głębokie i szczere, zgodne z Ewangelią.
Ileż lat trzeba było czekać, aby ta wspaniałomyślność przebaczenia chrześcijańskiego zaowocowała? Prawie ćwierć wieku. Gest po geście, krok po kroku narastało przekonanie, że warto było. Dziś wiadomo, że był to gest profetyczny, milowy krok, otwierający dobre perspektywy na przyszłość, choć to nie oznacza, że u wszystkich zniknęła nienawiść, że wszystko dało się naprawić.
17 sierpnia 2012 r. ma dojść w Warszawie do podpisania wezwania do wejścia na drogę podobnego pojednania między Polakami i Rosjanami. Zostało ono opracowane wspólnie przez biskupów polskich i patriarchat moskiewski, reprezentowanych ze strony Kościoła katolickiego w Polsce przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abpa Józefa Michalika i ze strony rosyjskiej przez Cyryla I, patriarchę Cerkwi prawosławnej Moskwy i Wszechrusi.
Czy pojednanie Polaków z Rosjanami jest już dziś w ogóle możliwe? Nie dziwmy się takim pytaniom. Ale nie dziwmy się też inicjatywie, która 50 lat po wybuchu II wojny światowej i 22 latach po upadku systemu komunistycznego zmierza do ułożenia normalnych, ludzkich stosunków między sąsiadującymi z sobą narodami, odwołując się do podstawowych zasad współżycia między ludźmi, zawartymi w chrześcijańskim przykazaniu miłości Boga i bliźniego. Taka jest rola chrześcijańskich Kościołów, by szukać tego, co łączy, co pozwala wspólnie budować, zaś miarą przebaczenia ogarniać to, co dzieli, nawet jeżeli chodzi o bardzo bolesne sprawy.
Krakowski szybki tramwaj na pięciu nowych trasach - sprawdź!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Jest pewna asymetria w tym wezwaniu do pojednania. Rodzi się ona z faktu, że Kościół katolicki, proponując drogę do pojednania, może pozostać wyłącznie w nurcie religijnym, natomiast Cerkiew prawosławna ma instytucjonalne powiązania z władzą świecką. To stwarza pewne obawy, że wezwanie do pojednania może być skażone interesem politycznym. Przecież patriarcha Cyryl I nie mógłby zgodzić się na taki gest, wzywający do pojednania, bez przyzwolenia najwyższych władz rosyjskich, na co polscy biskupi nie potrzebują takiej aprobaty polskiego rządu. Ale czy to ma przekreślić wartość moralną ważnego gestu, otwierającego szerszy dialog ku normalności między Polakami i Rosjanami?
Wiara czyni cuda i miejmy nadzieję, że i z tego zasiewu wzrośnie dobre ziarno.