MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Krakowa Aleksander Miszalski: Trzeba przywrócić stabilność finansową miasta

Piotr Tymczak
Piotr Tymczak
Prezydent Krakowa Aleksander Miszalski w swoim gabinecie.
Prezydent Krakowa Aleksander Miszalski w swoim gabinecie. Anna Kaczmarz
- Jak teraz jadę na rowerze, to rzeczywiście mieszkańcy zwracają na mnie uwagę, ale machają do mnie, pozdrawiają. To jest bardzo miłe. Nikt nie podkłada nóg pod koła - mówi prezydent Krakowa Aleksander Miszalski, który wygrał w wyborach jako kandydat Koalicji Obywatelskiej. Od miesiąca rządzi miastem. Opowiada nam o pierwszych decyzjach i planach związanych z rozwojem Krakowa.

Kiedy pierwszy raz pomyślał Pan, że może zostać prezydentem Krakowa?
O tym, by zostać politykiem myślałem już w liceum, wtedy zapisałem się do Młodych Demokratów. Marzenie, aby zarządzać miastem pojawiło się czasach studenckich, kiedy zakładałem Stowarzyszenie Forum dla Polski, w którym działaliśmy na rzecz poprawy sieci dróg rowerowych, zabiegaliśmy, by było więcej przestrzeni z zielenią dla mieszkańców, placów zabaw, boisk sportowych, upominaliśmy się o zwiększenie dialogu obywatelskiego. Już wtedy było takie marzenie, ale w sensie, że nierealne. A kiedy faktycznie poczułem, że mogę zostać prezydentem Krakowa? To przyszło w pewnym momencie kampanii wyborczej. Kiedy sondaże przed pierwszą turą wyborów prezydenckich były dla mnie coraz lepsze, to pojawiła się myśl, że jest szansa. Przed drugą turą ta możliwość stała się już bardzo realna. Ostatecznego rezultatu do końca nie byłem jednak pewien. Zawsze trzeba walczyć do końca, a wiadomo było, że w drugiej turze przy tak silnej polaryzacji wszystko mogło się zdarzyć.

Co Pana zdaniem zadecydowało o ostatecznej wygranej?
Każdy najdrobniejszy czynnik, który wpływał na moją korzyść był jednym z tych decydujących. Przy tak niewielkiej różnicy głosów wszystko się liczyło.

Prawie połowa głosujących, 49 procent, w drugiej turze poparła Pana kontrkandydata. Jak bardzo będzie miał Pan to na uwadze podczas zarządzania miastem?
To jest bez znaczenia, jaką różnicą głosów bym wygrał. Zawsze trzeba brać pod uwagę tych, którzy zagłosowali inaczej, ponieważ chcę być prezydentem wszystkich krakowian. Tym bardziej, że ta różnica nie była wielka, wsłuchuję się w głosy tych, którzy nie oddali na mnie głosu. Wszystkich trzeba szanować.

Podjął już Pan pierwsze decyzje, które to potwierdzają?
Mój główny kontrkandydat Łukasz Gibała mówił o tym, że sprzeda prezydenckiego lexusa. Już ten samochód został wystawiony na sprzedaż. To symboliczna decyzja. W poważnych sprawach, programowo obaj wskazywaliśmy na podobne kwestie. Diagnoza tego, co musi się w Krakowie zmienić nie różni się bardzo między tym, co mówił Łukasz Gibała, a tym co mówiłem ja. Różnice były raczej jeżeli chodzi o styl prowadzenia kampanii, język i to w jaki sposób o tym mówiliśmy. Ja przekonywałem, że trzeba budować wspólnotę i potrzebna jest zmiana, a nie rewolucja, bo nie wszyscy urzędnicy są źli, nie wszystko w tym mieście nie działa, tak jak powinno. Łukasz Gibała chciał wszystko zmieniać, ale jak na koniec dojdziemy do konkretów, to diagnozowaliśmy podobne obszary, w których potrzebna jest poprawa, takie jak m.in. planowanie przestrzenne, likwidacja korków na drogach, poprawa dialogu z mieszkańcami. Myślę więc, że część elektoratu głosująca przeciwko mnie doceni to, iż duża część elementów programowych kontrkandydata zostanie uwzględniona.

Tak w kampanii jak i po niej nie ukrywał Pan, że kibicuje Wiśle Kraków. Dla kandydata na prezydenta taka deklaracja nie była ryzykowna?
Urodziłem się na osiedlu Wieczysta, tam kibicowało się Wiśle. Powiedziałem w kampanii, że jestem kibicem Wisły, bo uważam iż trzeba mówić prawdę i nie ukrywać swoich poglądów. Rozumiem, że nie każdy może być z tego zadowolony, ale ostatnio już jako prezydent byłem na meczu Cracovii. Cieszę się, że w tym spotkaniu pokonała Raków Częstochowa i utrzymała się w ekstraklasie. Jako prezydent wszystkie kluby będę traktował na równi i wszystkim będę kibicował. Chcę, żeby krakowski sport się rozwijał, tak zawodowy jak i amatorski. Na zawodowych arenach występują gwiazdy, które inspirują młodzież do tego, by zajęła się sportem. Aby talenty się rozwijały, to musimy jednak mocniej postawić na sport młodzieżowy, kluby, które kształcą młodych zawodników. Bardzo będę chciał, aby rola miasta w tym zakresie wzrosła, bo nie była dotychczas wystarczająca.

Sport był i jest nadal ważny w Pana życiu?
Wychowywałem się i w młodości przez 15 lat mieszkałem na Wieczystej. Trenowałem piłkę nożną w KS Wieczysta, w trampkarzach i juniorach. Grałem jeszcze TS Tramwaj. Piłka nożna to mój ulubiony sport, ale oprócz tego lubię jeździć na nartach, biegać, chodzę na siłownię i na górskie wycieczki, gram w tenisa.

Przez Wieczystą będzie prowadzić powstająca linia tramwajowa do Mistrzejowic. Jest Pan zadowolony z tej inwestycji?
Z każdej nowej inwestycji trzeba być zadowolonym. Nie jestem natomiast zadowolony ze sposobu przeprowadzania tego przedsięwzięcia. Uważam, że zostało za słabo skonsultowane na poziomie jego przygotowania. To zadanie jest realizowane na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego, co moim zdaniem ma sens. Można było jednak wcześniej przeprowadzić odpowiednie konsultacje społeczne, aby inwestycja była prowadzona zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców.

Poprzedni prezydent Krakowa Jacek Majchrowski pytany czego żałuje kończąc prawie 22-letnie urzędowanie, odpowiadał, że szkoda, iż nie powstał jeden stadion miejski dla Cracovii i Wisły, którego budowy był zwolennikiem. Pan myśli podobnie?
Są różne modele. Może być tak jak w Mediolanie, gdzie dwa tamtejsze kluby Inter i Milan grają na jednym stadionie. Są też miasta, gdzie każdy klub ma swój stadion. Nie wiem, czy jest sens to już teraz roztrząsać. W Krakowie mamy stadiony Cracovii i Wisły. Swoje obiekty mają Hutnik, Garbarnia, czy Wieczysta. To kluby, które chcą się piąć w górę i czekają na poprawę standardów stadionów. Nie ma sensu wracać do tego co było. Nie będziemy stadionów burzyć.

W kampanii mówił Pan, że Kraków powinien być jak Mediolan, czy Monachium. W Monachium to nawet Pan przez jakiś czas mieszkał. Co Pana urzekło w tym mieście?
Chodziłem nawet w Monachium do szkoły, ale to było 30 lat temu. Nie jest więc tak, że pobyt tam zainspirował mnie do tego, żeby mówić o tym, jak ma zmieniać się Kraków. Zarówno Monachium, jak i Mediolan, Wiedeń, czy Barcelona są miastami, które mocno stawiają na gospodarkę, ale również na kulturę, turystykę, a co najważniejsze dostarczają swoim mieszkańcom bardzo wysoką jakość życia. Chciałem więc pokazać, że nie musimy tego stawiać w ten sposób: albo turyści, firmy i przedsiębiorcy, albo mieszkańcy. Wręcz przeciwnie, można stworzyć takie miasto, w którym rozwijamy różne sektory gospodarki. Miasta, które wskazywałem łączą to w rozsądny sposób. Barcelona miała problem z turystyką, coś tam wymknęło się spod kontroli. Pozostałe miasta też są turystyczne, ale nie mają problemów. Wskazałem stolice regionów, dobrze funkcjonujące organizmy, które są w podobnej strefie klimatycznej, w Unii Europejskiej, z powodzeniem rozwijają się jako aglomeracje i można się na nich wzorować.

Jako przedsiębiorca zajmował się Pan prowadzeniem hosteli. Jak teraz do Pana, jako prezydenta przyjdą mieszkańcy i będą narzekać, że w centrum Krakowa jest za dużo hoteli i hosteli, to jaka będzie reakcja?
Byłem zaangażowany w taką działalność, ale obecnie nie jestem, więc nie mam dylematów. Takie sytuacje zawsze trzeba wyważyć. Po pierwsze do rozstrzygania tego typu spraw nie mamy jak na razie odpowiednich narzędzi. Czekamy na ustawę w sprawie najmu krótkoterminowego. Jeżeli taka ustawa się pojawi, o co zabiegam, to będziemy mieli narzędzie do regulacji kwestii związanych z wynajmem na krótki termin mieszkań, apartamentów. Nie mamy natomiast możliwości, oprócz planów zagospodarowania przestrzennego, do tego, by uregulować kwestie powstawania hoteli czy hosteli. Mamy swobodę działalności gospodarczej, ale trzeba też robić wszystko, żeby mieszkańcy zostawali w centrum, by turystyka ich stamtąd nie wypychała. To nie jest jednak związane tylko z działalnością władz miasta, ale zależy też od samych mieszkańców, którzy mają nieruchomości w centrum, mogą w nich mieszkać albo je sprzedać. Absolutnie musimy jednak robić wszystko, by zapobiegać gentryfikacji miasta, tak by w centrum pozostawało jak najwięcej mieszkańców, były tu sklepy, place targowe. Sam jestem mieszkańcem centrum, wiem jakie są tu problemy. Miasto nie może żyć tylko turystyką, usługami i biznesem, ale też musi żyć mieszkańcami.

Jakie działania zamierza Pan podjąć, aby tak się stało?
W kampanii obiecywałem powołanie burmistrza nocnego i to podtrzymuję. Musi ktoś czuwać nad porządkiem w nocy, nad tym, żeby nie było w centrum hałasu, dbano o estetykę. Nie możemy doprowadzić do tzw. tajlandyzacji. W Krakowie nie może rozwijać się tylko turystyka. Pandemia pokazała, jakie może mieć to skutki. Trzeba też postawić na branże, które mogą być podstawą stabilizacji gospodarczej miasta. Musimy stawiać na własne usługi, nowoczesny przemysł, innowacje, współpracę z uczelniami, korporacje powinny być bardziej wyspecjalizowane. Kolejnym kierunkiem jest nowoczesny przemysł na terenach Nowej Huty Przyszłości i po kombinacie ArcelorMittal. W przypadku turystyki powinniśmy coraz bardziej stawiać na jakość klienta.

Do tego, aby miasto mogło odpowiednio funkcjonować jako organizm potrzebny jest krwiobieg, którym jest komunikacja. Co dzieje się z koncepcją budowy metra?
Tak jak zapowiadałem w kampanii, będziemy się przygotowywać do tej inwestycji. Na razie czekamy na decyzję środowiskową dla tego przedsięwzięcia. Ten dokument powinien być wydany w lipcu albo sierpniu tego roku. Po jego otrzymaniu podejmiemy dalsze decyzje.

Będzie realizowany projekt przygotowywany za poprzedniego prezydenta Jacka Majchrowskiego, czyli premetro z tunelem od Olszy przez centrum z wyjazdem w rejonie ulicy Piastowskiej?
Po analizie tego, co już zostało zaprojektowane podejmiemy decyzję. Na pewno, zgodnie z tym, co obiecywaliśmy, chcemy by w 2028 roku rozpoczęła się budowa.

Do tego, żeby zacząć drążyć tunel dla metra potrzebne są miliardy złotych. Jak je Pan znajdzie?
Będę w Warszawie rozmawiać o rządowym środkach na to konkretne zadanie. Kilka dni temu miałem okazję w ministerstwie finansów rozmawiać ogólnie o problemie finansowania samorządów, które ucierpiały podczas reform podatkowych przeprowadzanych przez Prawo i Sprawiedliwość. W pierwszej kolejności trzeba przywrócić miastom stabilność finansową. Rząd ma już pierwsze propozycje rozwiązań tego problemu.

W Krakowie nie milkną rozmowy na temat Pana decyzji personalnych, szczególnie chodzi o zamieszanie z wyborem czwartego wiceprezydenta ds. edukacji, którym została Maria Klaman z Sopotu. Jak doszło do tej nominacji?
Przez frakcje Nowej Lewicy zostały zgłoszone różne kandydatury na stanowisko wiceprezydenta. Obie frakcje nie wskazały jednej osoby, więc wybrałem tę, która moim zdaniem była najlepsza.

Rozumiem, że dla Pana nie jest problemem, iż w ramach wyboru najważniejszych osób zarządzających miastem mamy transfer i to znad morza?
Jestem szczęśliwy, że ktoś spoza Krakowa jest gotów przeprowadzić się pod Wawel i pracować tu jako specjalista. Tak jak drużyny piłkarskie wymieniają między sobą zawodników, tak jak duże korporacje ściągają dobrych specjalistów, tak uważam, że można też sprowadzić kogoś do pracy w Urzędzie Miasta, szczególnie osobę, która ma gigantyczne doświadczenie, kompetencje. Jeżeli chcemy się otwierać na nowe pomysły, rozwijać, to nie możemy się zamykać tylko we własnym gronie. Nie może być tak, że decydujące jest to, czy ktoś jest z Krakowa, czy nie, ale też nie może być to czynnik wykluczający.

W kampanii zapowiadał Pan, że nie zmieni przyzwyczajeń i do pracy w magistracie będzie dojeżdżał na rowerze. Życie nie zweryfikowało tych planów, mieszkańcy nie zatrzymują Pana, widząc, że jedzie prezydent?
Od siedmiu lat codziennie jeżdżę na rowerze. Tak też zamierzam robić jako prezydent. Oczywiście czasem muszę skorzystać z auta służbowego, jeżeli trzeba jechać gdzieś dalej, albo się bardzo spieszymy. Jak teraz jadę na rowerze, to rzeczywiście mieszkańcy zwracają na mnie uwagę, ale machają do mnie, pozdrawiają. To jest bardzo miłe. Nikt nie podkłada nóg pod koła.

Gdzie się Pan wybierze na urlop, może do Sopotu?
Nie, byłem podczas majówki trzy dni w Gdańsku.

To może do Mediolanu albo Monachium, zobaczyć jak te miasta teraz wyglądają, aby podpatrzeć, jakie rozwiązania można byłoby jeszcze przenieść z nich do Krakowa?
Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów urlopowych. Zobaczymy jak będzie z pracą. Jeżeli chodzi o urlop, to muszę też wszystko uzgodnić z żoną.

Ile godzin dziennie pracuje Pan odkąd został prezydentem?
10 do 12 godzin dziennie.

Jest już po godzinie 14, to pewnie będzie przerwa na dobry obiad?
To bardziej będzie śniadanie. Dziś tyle się dzieje, że jeszcze nie zdążyłem zjeść śniadania.

Nowi ministrowie w rządzie Donalda Tuska

od 7 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska