Tworzą się potężne korki, mimo, że manifestanci co jakiś czas przepuszczają część samochodów. Kierowcy nie szczędzą klaksonów, jedni w geście poparcia, inni wręcz przeciwnie. - Do roboty się weźcie - krzyczy jedna z pasażerek w sznurze oczekujących aut.
- Gdyby w tym miejscu wywróciła się cysterna z gazem i doszło do eksplozji mogłoby zginąć 30 tys. ludzi, m.in. z okolicznych osiedli - grzmiał przez megafon Tadeusz Mazur, radny miejski. - Gdyby była obwodnica z aut tutaj jeździłoby z pięć procent - dodał. Największy problem mają kierowcy karetek jeżdżący na sygnale do pobliskiego szpitala. Grzęzną w korku dopóki ciężkie tiry nie znajdą miejsca, aby im zjechać z drogi. Równocześnie policja musi przeganiać protestujących ze skrzyżowania.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+