Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice muszą dać dzieciom szkołę

Przemek Franczak
Pierwszy września to smutny dzień dla wielu rodziców, bo chyba nikt nie lubi okłamywać własnego dziecka. "Kochanie, szkoła jest fajna, będziesz się tam dobrze bawić" - wpierają w pacholęta matki i ojcowie, jakby ktoś usunął im z pamięci cały segment dotyczący ich edukacji.

Szczerze? Nie jestem wyjątkiem. Spojrzałem w ufne oczy - prawie - siedmiolatki i ordynarnie, choć w dobrej intencji zełgałem jak wszyscy. Pierwszy raz. Dotychczas nie ściemniałem, nawet wtedy gdy zostałem zapytany, co to jest seks kotów.

Utrata dziewictwa lekko mnie zabolała, ale niby co miałem powiedzieć? Że tatuś tych kilkunastu lat stresów, obcowania z pozbawionymi pasji nauczycielami oraz dziesiątek nieudanych prób zrozumienia fizyki i matematyki, szczerze nienawidził? Pewnie, że nie. No więc łgam jak najęty, po cichu, bardzo po cichutku wierząc, że szkoła przez ostatnie dwie dekady choć trochę się zmieniła i indywidualności niszczy mniej intensywnie niż maszynka do mielenia uczniowskiego mięsa z "The Wall" Pink Floydów.

Wiara to nie jest jednak moja mocna strona, więc patrzę na to tak: wcisnąłem dziecku do głowy kit, do ręki tornister (na kółkach, z wyciąganą rączką; za moich czasów byłbym z takim królem osiedla) i wysłałem prosto w szpony SYSTEMU. Oddałem do ostatecznej obróbki w procesie SOCJALIZACYJNYM. Groza ogarnia mnie na samą myśl. Teraz muszę się nagłowić, jak ułatwić dziecku przejście przez edukacyjny układ trawienny, który wydala obywatela zupełnie nieprzygotowanego do życia (gdzie prowadzone na serio wychowanie seksualne, gdzie testy predyspozycji, gdzie nacisk na kreatywne działania, gdzie rozwój indywidualnych talentów).

Rodzice przeżywają szkolne debiuty dzieci bardziej niż własne. Stopień przejęcia narodu zdrowiem Nergala jest niczym w porównaniu z emocjami tłoczących się w odrapanych salach gimnastycznych na rozpoczęciach roku matek i ojców pierwszoklasistów. Tak, tak, to ważne wydarzenie. Jednak czy jest się z czego cieszyć?

Sztandar wprowadzić! Do hymnu! Sztandar wyprowadzić! Żegnajcie wakacje, witaj szkoło! Hip, hip, hurra!

Nie pamiętam dokładnie, ale w 1982 było chyba tak samo. Różnicę zauważyłem jedną: teraz hymn odśpiewano z playbacku. Przynajmniej było równo i zagłuszono przechodzących mutację. Entuzjazm niczego nieświadomych dzieci, wiwatujących na cześć nauczycieli, sztuczny już jednak nie był. 28 lat temu sam tak robiłem. Teraz jednak w szkolnych murach dopada mnie jakiś nieokreślony niepokój, wokół fruwają raczej demony, a nie sentymenty. Nawet na zebraniach dla rodziców czuję się nieswojo. Jak uczeń. Kiedy pani T., wychowawczyni mojego dziecka, oświadczyła, że "ci, którzy mnie znają, wiedzą, że dużą wagę przykładam do pisma", to aż mnie przeszedł prąd i sparaliżował ośrodek nerwowy. Spojrzałem na wypełnioną własnoręcznie przed chwilą ankietę i zrozumiałem, że u T. mam już przechlapane. Każda litera sterczała w inną stronę i nawet Champollion rozszyfrowywałby mnie dłużej niż hieroglify. Bo ja, drodzy moi, ładnie piszę tylko na klawiaturze. Tylko tak się nauczyłem, i to sam, a nie w szkole.

O, dziecko wraca po pierwszych lekcjach. "Tato, tato, było super!"

Taaa... "Mówiłem ci przecież, kochanie, że szkoła jest bardzo fajna". Na początku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska