Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzym nie jest taki święty

Redakcja
Wiadro mojito na sześciu, pite przez metrowe rurki
Wiadro mojito na sześciu, pite przez metrowe rurki Piotr Rąpalski
Rzymianie, mimo bliskości Watykanu, nie są aniołami. Lubią naciągać turystów, godzinami kląć na premiera i pić alkohol na wiadra - o weekendzie w Rzymie pisze Piotr Rąpalski.

To był męski wypad z kolegami. Po prostu impreza ze zwiedzaniem. Po półtorej godziny lotu wysiedliśmy na lotnisku w Ciampino.
Kupujemy bilety na autokar do Rzymu. Po cztery euro. Droga do dworca Termini trwa około 40 minut. Nie idzie się zdrzemnąć, Włosi gadają jak najęci. Podziwiam to, co się dzieje na ulicach. Wolna amerykanka wśród odgłosu klaksonów. Setki skuterów walczą o miejsce z samochodami. Widać też plagę graffiti.

Wysiadka i szukamy hostelu. Pod wskazanym adresem nie ma jednak nikogo oprócz wąsatego stróża. Prowadzi nas na drugą stronę ulicy do nieogolonego kolegi w czapce. Okazuje się, że to nasz gospodarz. Ma w ręku wielki plik kluczy. Od razu dostaje od nas przydomek Gerwazy.

Hostel wygląda jak dom angielskiego gubernatora na Jamajce. Przed gmachem latarnie i sadzawka z kolorowymi rybami. Wewnątrz mało różni się jednak od ciasnej kamienicy na krakowskim Kazimierzu. Dostajemy aż pięć kluczy: od kratowanych drzwi, drugich drzwi, windy, w której mieszczą się maksymalnie dwie osoby, hostelu i pokoju. Piąte piętro. Powrót po imprezie może być ciężki i długotrwały.

Pokoik jednak pierwsza klasa. 21 euro od osoby za noc. Cztery koje, łazienka i telewizor. Ze stu kanałów da się oglądać tylko sportowy i muzyczny. Na innych włoskie teleturnieje, durniejsze od tych naszych. Kuchnia w pełni wyposażona, a za ścianą słychać trzy roześmiane Hiszpanki. Zrzucamy bagaże i idziemy na włoskie piwo. Rozsiadamy się w przyjaznej kawiarence. Kelner stawia przed nami kufle.
Zanim udaje nam się cokolwiek powiedzieć ląduje przed nami misa czipsów. Piwo po 4,5 euro, ale czipsy za darmo. Tak, we włoskich pubach przekąska jest gratis. W restauracjach trzeba jednak uważać.

Okazuje się, że nasz hostel jest 15 minut drogi od Koloseum. Ruszamy. Kolejka do areny gladiatorów jak po salceson za Gierka. Wejście kosztuje kilkanaście euro. Jak krakowscy centusie obchodzimy zabytek dookoła. Co chwila zaczepiają nas hinduscy sprzedawcy. Chcą wcisnąć okulary lub zatopioną w szkle miniaturę Koloseum. Po 15 euro, ale można stargować do 3. Spod koloseum wyjeżdżąją dorożki. Mniejsze i ładniejsze niż te nasze z Rynku Głównego.

Wieczorem czas na imprezę. Kupujemy bilety na metro. Zwykły 1 euro, a całodzienny 4 euro. Rzym ma dwie linie. Jedna przechodzi pod samym Koloseum. Zagadaliśmy się i lądujemy za daleko na południu. Bierzemy autobus (ten sam bilet) i próbujemy dostać się na Zatybrze. Tam ponoć są najlepsze imprezy. Najpierw knajpa i seria piw. Pełno tutaj włoskich kibiców... rugby.

- Jesteśmy w tym tak słabi, że jak wygramy choć jeden mecz to jest święto. Włochy nie żyją tylko piłką - mówi mi Filippo, rugbysta z Wenecji.

Knajpa podobna do lokali na Kazimierzu. Włosi przy stoliku obok piją w sześciu mojito rurkami z wiadra. W toalecie we włoskich knajpach czujesz się jak w pociągu PKP. Wodę puszcza się za pomocą pedału.

Jedziemy taksówką do dzielnicy klubów Testaccio. Trzeba wlepiać oczy w taksometr, bo kierowcy lubią zdublować cenę. Gdziekolwiek byś jechał, chcą 30 euro. Starówkę Rzymu można jednak przejechać za kilkanaście euro.

Porażka. Klub na klubie, a nigdzie nie chcą nas wpuścić. Albo nie jesteśmy na wirtualnej liście, albo wpuszczają tylko pary. Chwilę bawimy się w podejrzanej tancbudzie "Kojot".

Kolejnego dnia idziemy zwiedzać. Zaczynamy od Circo Massimo, gdzie odbywały się wyścigi rydwanów. Wzdłuż Tybru brniemy do Watykanu. Po drodze wstępujemy do restauracji. Piwo z pizzą kosztuje do 15 euro. Pamiętajmy jednak, że automatycznie doliczą nam serwis 10 proc., ale i tak zrobią słodkie oczy dla napiwku.

W końcu lądujemy w okolicy Bazyliki św. Piotra. Pełno tu pielgrzymów oraz stoisk z pizzą i piwem. Kolejka do grobów papieskich spora, ale stoi się maksymalnie 20 minut. Przy grobie Jana Pawła II tłum.

Wieczorem jesteśmy na Capo de Fiori, placu pełnym knajp. W jednej spotykamy Ankę z Legnicy. Jest barmanką. - Włosi cenią nas za papieża i Popiełuszkę W pracy jest ciężej niż w Anglii. Trzeba zasuwać po 12 godzin - mówi. Zarabia ok. 60 euro dziennie. Za mieszkanie miesięcznie płaci 800.

Ostatnią atrakcją pobytu jest mecz Lazio. Przed stadionem wielka kolumna ku czci Mussoliniego. Niektórzy kibice pozdrawiają się faszystowskim ruchem ręki. Kupujemy bilety (16 euro) na trybunę, gdzie siedzą najtwardsi kibice. To nie tylko mięśniaki, ale też i starsze panie. Kiedy Lazio zdobywa gola, 30 tys. kibiców szaleje. Kiedy przeciwnicy wyrównują sypią się bluzgi.

Do Polski wracamy przeziębieni. W dzień było 20 stopni, ale w nocy temperatura spadała mocno poniżej zera. Nie zwracaliśmy uwagi.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Matkobójca stanie przed sądem
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Korki w Krakowie - sprawdź mapę na żywo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska