Byłaś (-eś) świadkiem bulwersującego wydarzenia? Daj nam znać! Czekamy na informacje, zdjęcia i nagrania wideo! Przyślij je na adres [email protected]. Do Twojej dyspozycji są też nasze profile na Facebooku: Mój Reporter Kraków | Gazeta Krakowska
Krystyna już raz przeszła zawał, jest też po operacji wszczepienia by-passów. Oprócz tego ma nerwicę, jest ogólnie schorowana. Więc kiedy w czwartkowe południe źle się poczuła, ona i jej rodzina wiedzieli: to może być coś poważnego. Wezwali karetkę. Wcale nie chciała jechać do Żeromskiego, ale należy do tego rejonu. Lekarz w karetce powiedział, że to prawdopodobnie zawał.
Krystyna została przewieziona na SOR około godz. 13. Pielęgniarka zrobiła (kilka razy) EKG, ale na podstawowe badanie potwierdzające lub wykluczające zawał (na troponinę) kobieta czekała aż do 17.
Dr Marek Szymański, specjalista chorób wewnętrznych i ratownictwa ze Szpitala im Żeromskiego w imieniu SOR-u tłumaczy (choć to nie on przyjmował pacjentkę), że musiało to trwać tak długo, bo w pierwszej kolejności przyjmuje się pacjentów z bezpośrednim zagrożeniem życia. A badania EKG wskazały, że w przypadku pani Krystyny tego zagrożenia nie było. - Procedury diagnostyczne, niestety, trwają - mówi.
Lecz Zielińska doskonale pamięta, że kiedy siostra w podobnym stanie trafiła do Szpitala im. Jana Pawła II, badanie na troponinę zostało wykonane natychmiast. Na pierwszy kontakt z lekarzem w Żeromskim kobieta czekała zaś aż do 18.30. I to siedząc. - Dlaczego przynajmniej jej nie położyli, nie podali wody, nikogo przy niej nie było? - pyta Elżbieta Zielińska. - Tylko pielęgniarka przechodząc, od niechcenia rzucała "trzeba czekać". Czy tak traktuje się pacjenta przywożonego karetką, w ciężkim stanie, którego może spotkać najgorsze? - rozgoryczona kobieta zadaje kolejne pytania.
Dodaje, że w czasie kiedy jej siostra czekała na badanie, a ona przy niej czuwała, pozostali członkowie rodziny bezskutecznie próbowali dodzwonić się na SOR, dowiedzieć się, co się dzieje. - W tym czasie recepcjonistka radośnie gawędziła przez telefon z jakąś znajomą, udzielając jej porad kulinarnych odnośnie frytek i kotletów. Wciąż odchodziła też od stanowiska - opowiada. - Na koniec okazało się, że to rzeczywiście nie zawał, ale te godziny były horrorem.
Dr Szymański: - Proszę przeprosić tę pacjentkę, że czekała. Ale taką mamy procedurę i takie możliwości.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+