W pierwszym meczu turnieju finałowego kęczanie pokonali KPS Olszyn 3:1 (21:25 26:24, 25:23, 25:20).
- Na pierwszy mecz dotarliśmy prosto z podróży. Mieliśmy kłopoty z zakwaterowaniem, więc pewnie to wszystko przełożyło się na nerwowość chłopców na początku spotkania. Przegraliśmy pierwszego seta, ale potem było już lepiej – relacjonuje Marek Błasiak, trener kęckich siatkarzy.
W drugim dniu Kęczanin pokonał Milicz 3:2 (25:23, 27:25 19:25, 19:25 15:9), jednego z głównych faworytów turnieju.
- W czwartym secie prowadziliśmy już 13:10, więc mogliśmy uniknąć dogrywki – uważa trener Błasiak. - Jednak nie udało nam się skończyć kilku kontr. Rywale seriami wynoszącymi trzy lub cztery punkty, doprowadzili do tie-breaka.
W dogrywce kęczanie wyszli na prowadzenie 8:4. Potem dobrze grali blokiem. Lepiej też wytrzymali kondycyjnie trudy spotkania, a w hali było wyjątkowo duszno.
W ostatnim dniu Kęczanin rozprawił się z Koszalinem 3:0 (25:19 25:13, 25:18). - Wcale jednak nie było łatwo. Ewentualna porażka dawałaby awans ekipie z Milicza, więc także przyszło na walczyć także presją – twierdzi Błasiak. - Było na trochę łatwiej niż w drugim dniu turnieju.
„Kopciuszek” z Kęt spłatał figla faworytom, a przecież ekipy Milicza i Olsztyna zawodników z pierwszoligowym bagażem doświadczeń. - Młodości, ty nad poziomy wylatuj! Sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga – podkreśla rozluźniony Marek Błasiak. - Powiedziałem przed wyjazdem do Olsztyna, że w sporcie wszystko może się zdarzyć i faworytem jest się tylko na papierze. Olsztyński turniej tylko to potwierdził. No i data jest szczególna. 21 maja, ale pięć lat temu, awansowaliśmy na zaplecze ekstraklasy, wygrywając turniej finałowy we własnej hali. Teraz dokonaliśmy tego na wyjeździe. Ukłony i wielki szacunek dla zespołu.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska