https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Bückleina to dla Krakowa miejsce-legenda. Eksperymentalne spektakle, słynne koncerty Maleńczuka i Świetlików oraz... walka z gangami

Paweł Gzyl
Teatr Bückleina - kawał historii współczesnej krakowskiej kultury. Stworzył go Adam Kwaśny w budynku obok hotelu Europejskiego przy ul. Lubicz. Duże zdjęcie - tak to miejsce wygląda dziś.
Teatr Bückleina - kawał historii współczesnej krakowskiej kultury. Stworzył go Adam Kwaśny w budynku obok hotelu Europejskiego przy ul. Lubicz. Duże zdjęcie - tak to miejsce wygląda dziś.
Teatr Bückleina był w Krakowie w połowie lat 90. centrum tego, co najciekawsze w młodej kulturze. Ale też popularnym klubem, gdzie przebalowano niejedną noc. Dziś wspominamy to miejsce w rozmowie z jego niegdysiejszym twórcą – Adamem Kwaśnym.

Skąd wziął się Teatr Bückleina?

Dziś jest pan znanym i cenionym pisarzem, scenarzystą i podróżnikiem. A kim był Adam Kwaśny na początku lat 90.?

Początkującym pisarzem. Właśnie ukazała się moja debiutancka powieść „Potrawy”. Zaczynałem również reżyserowanie w teatrze – zrobiłem spektakl „Katarzy” o średniowiecznych heretykach. Zagrał w nim między innymi Maciek Maleńczuk. Wystawialiśmy to przedstawienie w Teatrze STU i w nieistniejącej już hali Wawelu przy ul. Zwierzynieckiej. Spektakl reklamowała chyba pierwsza w Krakowie kampania billboardowa: w mieście zawisły wielkie bannery z napisem „Katarzy” na czarnym tle. I ludzie zastanawiali się, co on oznacza. (śmiech)

Jak wpadł pan na pomysł powołania jednego z pierwszych teatrów prywatnych w nowej Polsce - Teatru Bückleina?

Po premierze „Katarów” w Teatrze STU okazało się, że jego ówczesna dyrekcja nie bardzo chce z nami pracować. A ja planowałem kolejny spektakl, na który dostałem fundusze od mecenasów. I trafiliśmy na niezwykłą salę na tyłach Hotelu Europejskiego. Za czasów Peerelu była ona magazynem czy pralnią. Ale wcześniej naprawdę mieścił się tam teatr. Pomiędzy Dworcem Głównym a Wawelem, wzdłuż dzisiejszej ul. Westerplatte znajdowało się w XIX w. kilka takich niedużych teatrów. Do dziś zachowały się jeszcze dwa: w jednym mieści się mała scena teatru Bagatela przy Sarego 7, a w drugim Muzeum Przyrodnicze przy ul Sebastiana. Sala w Hotelu Europejskim była zrujnowana, ale w przedziwny sposób udało się nam ją wyremontować. I w czerwcu 1993 roku otwarliśmy nasz teatr.

Teatr Bückleina był miejscem koncertów, spektakli, a także kawiarnią, barem i klubem nocnym
Teatr Bückleina był miejscem koncertów, spektakli, a także kawiarnią, barem i klubem nocnym
Materiały prasowe

Kim był Samuel Bücklein, od którego nosił nazwę?

To tajemnicza postać. Niektórzy twierdzą, że fikcyjna, a ja twierdzę, że prawdziwa. To mój mistrz: artysta, podróżnik, filozof i antropolog, osoba, od której wiele się nauczyłem. Wiele jego myśli i idei przeniknęło do współczesności, ale tylko nieliczni o tym wiedzą. I jeszcze o nim usłyszycie. (śmiech)

Jak się panu udało znaleźć odpowiednie fundusze na uruchomienie teatru?

To były trudne czasy, początki kapitalizm w Polsce. Tak się złożyło, że na premierze „Katarów” pojawił się prezes niemieckiej firmy, która ma swój oddział w Polsce. Był biznesmenem, ale również koneserem sztuki. I tak mu się spodobał spektakl, że przysłał do mnie swojego asystenta z informacją, że szef jest zachwycony przedstawieniem i chce mi dać pieniądze na kolejne.

To wystarczyło?

Kiedy znalazłem salę w Hotelu Europejskim, zapytałem owego prezesa czy mogę otrzymane od niego pieniądze przeznaczyć na remont. Prezes przyjechał i spytał: „A jak długo to będziesz remontował?”. „Miesiąc” – odpowiedziałem bez namysłu. „Tak? To się załóżmy: jak wyremontujesz tę salę w miesiąc, to ja za to zapłacę” – rzucił. I proszę sobie wyobrazić, że przy tej ustnej umowie zrobiliśmy remont w miesiąc. Górale pracowali dzień i noc. To był zupełny obłęd. I prezes zapłacił, a mógł przecież powiedzieć: „Przepraszam, ja tylko żartowałem”. (śmiech)

Wejście w oficynę, gdzie znajdował się Teatr Bückleina, było tuż obok Hotelu Europejskiego, przy ul. Lubicz.
Wejście w oficynę, gdzie znajdował się Teatr Bückleina, było tuż obok Hotelu Europejskiego, przy ul. Lubicz.
ppg

Podstawą repertuaru teatru stały się awangardowe spektakle Becketta i Ionesco. Mimo to ludzie na nie tłumnie przychodzili. Jak to możliwe?

To było pierwsze takie miejsce w Krakowie. Ogromny wpływ na repertuar i spektakle miał znakomity aktor Marek Kalita. Wspólnie szukaliśmy sztuk, które są pod prąd tego, co się gra na innych scenach w Polsce. Nawiązaliśmy kontakt z ludźmi, którzy kiedyś współpracowali z Beckettem – choćby ze znakomitym tłumaczem Markiem Kędzierskim. I faktycznie tych beckettowskich spektakli był u nas dużo, wręcz nazywano nas przez pewien czas „Domem Becketta”. Mnie z kolei bardzo wówczas fascynowało średniowiecze – stąd w programie teatru znalazły się trzy moje sztuki „średniowieczne”.

Teatr miał też bogaty program muzyczny. Kto mógł zagrać na jego scenie?

Pamiętam, kiedy przyszło do mnie słynne dziś akordeonowe Motion Trio. Wtedy byli jeszcze kompletnie nieznani. „Nigdzie nie chcą nas wpuścić, żebyśmy pograli” – żalili się. „To zagrajcie u nas” - zaproponowałem. I tak rozpoczęli pełną sukcesów wędrówkę przez różne sceny świata. Kraków był wtedy nieduży, ludzie się znali, więc mniej więcej wiedzieliśmy, kto i co gra.

Teatr był szczególnie ważnym miejscem dla trzech zespołów: Homo Twist, Püdelsi i Świetliki. Dlaczego akurat oni czuli się tam, jak u siebie?

Bo wpuszczaliśmy młodych ludzi, którzy zaczynali coś ciekawego robić. Były u nas lokalne sławy – ale też debiutanci. Grały więc w teatrze zespoły, które funkcjonowały gdzieś w przysłowiowych garażach. To był nie tylko rock. W sali teatru odbywał się też Studencki Festiwal Piosenki czy eksperymentalny festiwal Audio Art. Mieliśmy również gości z zagranicy: zaśpiewał u nas Fish z Marillion, a swój performans zaprezentował Blixa Bargeld z legendarnej grupy Einsturzende Neubauten.

Teatr, klub, nocne imprezy

Część koncertów w Teatrze Bückleina zostało nakręconych i trafiło na antenę telewizyjnej Dwójki. Jak to możliwe?

- Drugi program TVP był wówczas ambitną anteną promującą dobrą sztukę. Do dziś te koncerty są emitowane w TVP Kultura. Mieliśmy u nas całą scenę yassową, Tymańskiego i Możdżera, Voo Voo, a nawet Liroya.

Tak wygląda dziś miejsce przy ul. Lubicz, w którym znajdował się Teatr Bückleina. Zamknięte na głucho.
Tak wygląda dziś miejsce przy ul. Lubicz, w którym znajdował się Teatr Bückleina. Zamknięte na głucho.
ppg

W teatrze też ostro się imprezowało – szczególnie podczas tzw. „balów”. To był dobry pomysł, by połączyć sztukę z imprezowaniem?

Musieliśmy przecież zarabiać na spektakle. Dlatego poza sceną w teatrze istniał klub – pierwszy tego rodzaju lokal w Krakowie poza obrębem Plant. Bawiło się w nim bezpiecznie przy dobrej muzyce co sobotę jakieś 300 osób. Wszyscy mówili mi: „Adam, poza Plantami to się nie uda”. Tymczasem stało się na odwrót. Szybko poza Krzysztoforami i Roentgenem właśnie nasz teatr stał się ulubionym miejscem zabawy dla młodych ludzi pod Wawelem.

Teatr i klub działały bezkonfliktowo?

Było w tym coś fajnego. Kiedy kończył się spektakl, otwieraliśmy bar. Czasem zostawialiśmy scenografię i ludzie wchodzili do dziwnego, odrealnionego miejsca. Któregoś razu zastali wysypane na sali kilka ton piachu, ponieważ była to wystawa archeologiczna. Z głośników szumiał wiatr, a z barmanem można było porozmawiać po arabsku. Nic więc dziwnego, że ludzie zapadali tam w dziwne stany. (śmiech)

Bohema artystyczna Krakowa: nowe pokolenie

Wokół teatru skupiła się ówczesna bohema artystyczna Krakowa. Bardzo różniła się od tej z Piwnicy pod Baranami?

To było zupełnie inne pokolenie. Ale mieliśmy też piękny koncert Grześka Turnaua, którego konferansjerkę prowadził już dosyć schorowany Piotr Skrzynecki. Pamiętam, że podszedł do mnie i powiedział kilka miłych słów, cieszył się, że ktoś kontynuuje tradycję krakowskiej bohemy artystycznej. Bardzo to było dla mnie ważne, bo wychowałem się w Piwnicy pod Baranami: jako licealista w czasie stanu wojennego właściwie stamtąd nie wychodziłem. Czuło się w Piwnicy powiew wolności, a na Rynku czekali zomowcy, dokładnie przyglądając się, kto wchodzi i wychodzi z kabaretu. W Bückleinie mogliśmy już mówić, co tylko nam przyszło do głowy. Z tym, że ta wolność była czasem bolesna, bo po prostu oznaczała biedę.

Nie były to lekkie czasy: okolice dworca, dilerzy narkotyków, szemrane towarzystwo. Jak sobie z tym radziliście?

Mieliśmy długi epizod walki z handlarzami narkotyków. Nasza ochrona ich wyłapywała i spuszczała towar do toalety. To spowodowało interwencję gangów. Było kilka krwawych jatek, o których nawet klientela nie wiedziała, bo nasza ochrona była bardzo sprawna i potrafiła dać odpór gangsterom. Ale w zemście podłożyli nam bombę.

To był górniczy ładunek wybuchowy, który eksplodował w bramie Hotelu Europejskiego. Chwała Bogu, że nikt nie przechodził i nie został pokiereszowany. Nie chodziłem wtedy w ogóle po mieście, tylko zaprzyjaźniony taksówkarz woził mnie z domu do teatru. Z kamienicy obok nas policja w kominiarkach i z ostrą bronią wyciągnęła raz jakiegoś gangstera. Takie to były czasy. Współpracowaliśmy oczywiście z policją i bywało tak, że na sali siedziało dwóch-trzech funkcjonariuszy po cywilnemu. Chodziło o to, żeby na mieście wiedziano, że teatr jest pod ochroną.

Tak wygląda dziś miejsce przy ul. Lubicz, w którym znajdował się Teatr Bückleina. Zamknięte na głucho.
Tak wygląda dziś miejsce przy ul. Lubicz, w którym znajdował się Teatr Bückleina. Zamknięte na głucho.
ppg

Kazimierz, jaki dziś znamy zaczął się od Bückleina?

Bücklein zakończył działalność imprezą sylwestrową wieńczącą XX wiek. Dlaczego nie mógł dalej funkcjonować?

Nie mieliśmy już siły. Skończyły się pieniądze, które mieliśmy. Znajomy prezes zakończył swoją kadencję w niemieckiej firmie, wspierająca nas fundacja Pro Helvetia przeniosła się na Litwę, a Miasto Kraków, które miało podpisać z nami kontrakt na stałą dotację, wycofało się, twierdząc, że jednak nie ma pieniędzy na ten projekt. Straciliśmy więc kolejne źródła finansowania, a był czynsz i koszty. Gdybyśmy mieli prowadzić tylko klub, to byłoby OK. Ale my chcieliśmy robić teatr. Wszystkie pieniądze zarobione w klubie wkładaliśmy w spektakle. Nie byliśmy przy tym jakimiś wielkimi menedżerami i biznesmenami. Uczyliśmy się wszystkiego na własnych doświadczeniach. Miałem już więc w pewnym momencie dość. A że akurat klub Pod Jaszczurami zaproponował mi współpracę, przeniosłem się z całym teatrem w 2000 roku na Rynek Główny. Prowadziłem tam potem przez cztery lata Teatr 38, który kontynuował tradycję wyznaczoną przez Bückleina.

Prowadzenie teatru Bückleina rezonuje nadal w pana życiu i twórczości?

Oczywiście. Działałem tam jako dramaturg – wystawiłem trzy spektakle oparte na swoich tekstach. To ważna cegiełka, ba! cegła! w mozaice mojej różnorodnej działalności, której nie można wyjąć. To było ważne, choć bolesne doświadczenie. Pozwoliło mi potem pisać z powodzeniem scenariusze telewizyjne i powieści. A dziś odbija się też echem w atelier, które prowadzimy z Marcinem Olesińskim przy Wawrzyńca 32 w Krakowie. Są tu moje książki, rysunki piórami wiecznymi i niezwykłe fotografie Marcina.

Widzi pan w dzisiejszym Krakowie podobne miejsce do Teatru Bückleina?

Dziś wszystko jest inne. Na pewno jest łatwiej, nie ma już takich piratów, walczących o przetrwanie, jakimi my byliśmy. Kontynuatorami tradycji Teatru Bückleina na pewno są dziś Alchemia i Hevré, z tym, że oni bardziej stawiają na muzykę. To przecież Jacek Żakowski i Olek Wityński, którzy działali ze mną w Bückleinie, zrewitalizowali de facto krakowski Kazimierz. To dzięki nim i Singerowi ta dzielnica stała się modna. Ale na miejsce najbardziej podobne do mojego dawnego teatru trafiłem dwa miesiące temu daleko stąd – w Hawanie. Nazywa się Fabrica De Arte Cubano. To centrum sztuki, założone przez artystów w starej opuszczonej fabryce. Weszliśmy tam o drugiej w nocy – i trafiliśmy na lekcję rumby. W drugiej sali wystawiano awangardowy spektakl, w trzeciej – performans, a w czwartej – trwał wernisaż malarstwa. Teraz na Kubie też jest przejściowy czas, jak wtedy w Polsce, w Krakowie. Może takie miejsca, jak Teatr Bückleina, rodzą się właśnie wtedy, kiedy ludzie zaczynają poznawać gorzki smak wolności?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska