Tłumaczenie, że może zbłądzili, że zgubiła ich młodość i chęć zdobycia łatwych pieniędzy, szybko odstawiono na półkę, gdy okazało się, że narazili życie człowieka i teraz, gdy okazało się, że w budynkach gospodarczych przez ich „zabawy” zginęło 176 zwierząt domowych.
FLESZ: Jak działają oszuści na rynku wynajmu mieszkań?
Prawdziwe ptasie cmentarzysko zastali strażacy, którzy w Korczynie pracowali przygaszeniu jednego z budynków gospodarczych, ale też niezamieszkałego domu.
Wszystko to posesja pana Jana, który tutaj właśnie hodował drób i króliki, był też hodowcą gołębi. Był, bo jednej nocy z dymem poszedł niezamieszkały drewniany dom i budynek gospodarczy, a w nim 53 kury, 80 gołębi, 38 kaczek i pięć królików.
- Trzech z zatrzymanych sprawców podpaleń pustostanów, działających wspólnie i po wcześniejszym porozumieniu, doprowadziło do pożaru, w którym padło ptactwo domowe i króliki. Wszystkie straty, które poniósł właściciel gospodarstwa, sięgnęły 100 tys. złotych - mówi prokurator Tadeusz Cebo.
Tym samym poza artykułem 288 paragraf 1 kodeksu karnego, przestępcy będą odpowiadać za swoje czyny również w obliczu art. 35 ustawy o ochronie zwierząt.
- Odpowiedzą nie tylko za podpalenia, ale też za zabijanie zwierząt ze szczególnym okrucieństwem. Grozi im za to od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności - dodaje prokurator.
Sprawa podpaleń w powiecie gorlickim wypłynęła po dużym pożarze, który wybuchł w halach Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Bystrej.
To wówczas okazało się, że w gronie podpalaczy są również strażacy ochotnicy.
Po tymczasowych aresztowaniach, w toku sprawy wychodziły kolejne fakty. W jednym przypadku zarzut został rozszerzony o narażenie życia ludzkiego.
- Podczas podpalenia jednego z budynków w środku znajdował się człowiek, który poważnie ucierpiał - mówił nam kilka miesięcy temu prokurator Cebo.
Mężczyzna właściwie otarł się o śmierć, a spowodowanie takiego zagrożenia, może skutkować dla dwóch zatrzymanych karą wiezienia od trzech nawet do piętnastu lat.
Jeszcze do niedawna koledzy aresztowanych strażaków, do tej pory są w szoku. Druhowie nie mogą pogodzić się z faktem, że przez głupotę 20-latków „szambo” wylało się na wszystkie ochotnicze straże w naszym regionie.
Rozczarowanie braci strażackiej jest tym większe, że o aresztowanych druhach złego słowa do tej pory trudno było usłyszeć. Wszyscy uczestniczyli w akcjach, jeździli do każdego pożaru.
Można się tylko domyślać, że uczący się i bezrobotni druhowie w ten sposób chcieli wysupłać parę groszy na swoje potrzeby. Bo jak inaczej nazwać fakt, że za godzinę służby podczas akcji akurat w Gminie Gorlice strażacy otrzymują 9 zł. W tej sytuacji gaszenie traw, które zwykle kończy się po kilkunastu minutach, to gratyfikacja ledwie przekraczająca 2 złote. Ale już płonący budynek, przy gaszeniu i zabezpieczaniu którego spędza się czasem kilkanaście godzin, może dać kilkadziesiąt złotych ekwiwalentu.
