W wadowickim ratuszu trwa rekrutacja nowych pracowników. Ich poprzednicy nie przedłużyli umów o pracę.
Z pracy w urzędzie miejskim po niespełna roku odeszła np. dwudziestoparoletnia pełnomocniczka burmistrza do spraw dialogu społecznego Joanna Malinowska. Wcześniej zwolniła się też osoba kierująca sekretariatem i pracownik do spraw kontaktów z mediami.
Rozczarowany
Dla wielu osób, które odeszły z urzędu miasta była to pierwsza praca po studiach. Na takie właśnie osoby stawiał do tej pory burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski ( rocznik 1978). - Obiecałem, że w Wadowicach dam szansę młodym, a jednym z moich priorytetów będzie stworzenie miasta przyjaznego do życia z miejscami pracy i mieszkaniami dla młodych ludzi - przyznaje burmistrz.
Tymi, które zatrudnił, najwyraźniej się jednak rozczarował. W wywiadzie dla Portalu Samorządowego Klinowski przekonuje, że młode pokolenie, tzw. milenialsi, ma bardzo duże wymagania, a mało angażuje się w pracę. - Tu jest kłopot, bo oni chcą nieźle zarobić, ale o 15 iść do domu, bez względu na to, co by się w urzędzie nie działo. Trudno nawet wyszkolić fajnych pracowników, bo oni wcale nie chcą się szkolić. Chcą mieć spokój - zaznaczył burmistrz Wadowic.
Nadal mają szanse
Zapewnia jednak, że nie przestanie teraz stawiać na młodzież.
"W drodze konkursu wybraliśmy grupę studentów, która od początku lipca pracowała w ramach płatnych praktyk studenckich. Płatne praktyki nie są standardem w naszym kraju i to też próbujemy zmienić" - zauważa Klinowski. W październiku wadowicki magistrat szukał m.in pracownika zajmującego się konsultacjami społecznymi i budżetem obywatelskim oraz strażnika miejskiego. W sierpniu rekrutowano też planistę, specjalistę do spraw projektów inwestycyjnych, ewidencji mienia komunalnego i na stanowisko urzędnicze do spraw przeznaczenia terenu.
Słowa o rozpuszczonych młodych ludziach odbiły się w mieście szerokim echem.
- W większości urzędów wymagania są nieadekwatne do zarobków. Jeśli żąda się dyspozycyjności i zaawansowanej wiedzy od kandydatów, to nie ma sprawy, ale nie za 2200 - 2400 zł brutto - przekonuje Mateusz Musiał, który po studiach do rodzinnych Wadowic już nie wrócił. - Zarabiam w stolicy dwa razy więcej, niż mi tutaj oferowano - dodaje. Takich, jak on, jest więcej. Dlatego przy rekrutacji na urzędnicze stanowiska w gminach nie ma już mowy o przebieraniu spośród kilkuset kandydatów.
Bartosz Kaliński (rocznik 1984), starosta wadowicki, wtrącił się w spór. Jak twierdzi słowami burmistrza czuje się urażony, bo jak zaznacza, sam jest „milenialsem”.
- Jako millenials czuję się w obowiązku odpowiedzieć Burmistrz Klinowski w obronie mojego pokolenia, które tak niesprawiedliwie ocenia.Nie rozumiem, dlaczego pracownik nie miałby mieć wymagań w stosunku do pracodawcy, jakim jest na przykład burmistrz. I tak jest lepiej niż wtedy, gdy my wchodziliśmy na rynek pracy, bezrobocie zbliżało się do 20 procent i pracodawca był panem.
WIDEO: Barometr Bartusia (odc. 7)
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
