Wieczysta Kraków - Świdniczanka Świdnik 1:0 (1:0)
- Bramka: 1:0 Kiedrowicz 33
- Wieczysta: Letkiewicz - Faworow, Kasolik, Pazdan, Pietrzak - Torres (71 Danielak), Swędrowski, Góralski (57 Pakulski), Łysiak (80 Skrobański), Kiedrowicz - Jankowski (71 Fidziukiewicz).
- Świdniczanka: Socha - Bartoszek, Szymala, Pielecki, Koźlik - Kotowicz (71 Morenkow), Futa (86 Koper), Kutyła (71 Sikora), Czułowski, Zuber - Paluch.
- Sędziował: Przemysław Burliga (Katowice). Żółte kartki: Kasolik, Łysiak, Jankowski, II trener Jędrszczyk, Pakulski - Futa; czerwone kartki: Kasolik (79), Pakulski (90+5). Widzów: 1000.
Wieczysta na gola czekała ponad pół godziny
Goście zaczęli odważnie, ale animuszu starczyło im tylko na kilka minut. Później głównie się bronili, dobrze im to wychodziło przez ponad pół godziny. Mieli szczęście (słupek w 6 min po strzale Łysiaka z kilku metrów) i grającego z niesamowitym wyczuciem bramkarza, który w 21 min w nieprawdopodobny sposób obronił uderzenie z 8 m Łysiaka (po zagraniu z boku Kiedrowicza), a jeszcze zdołał wybić piłkę w zamieszaniu. Z kolei w 23 min zachował zimną krew po atomowym uderzeniu Kasolika z ponad 30 m.
W 33 min golkiper niewiele jednak mógł pomóc. Kiedrowicz w okolicy narożnika pola karnego "zakręcił" obrońcą, po czym kopnął precyzyjnie w dalszy róg, zaskakując zasłoniętego bramkarza.
Po przerwie Świdniczanka postraszyła Wieczystą
Po 20 minutach II połowy to świdniczanie w bramkowych okazjach byli lepsi: na początku niemrawy strzał wyszedł Paluchowi, w 64 min po kontrze blisko wyrównania był Kotowicz (Letkiewicz obronił nieprzyjemny strzał z ostrego kąta).
Goście najwyraźniej poczuli, że jeszcze mogą coś ugrać, bo w ciągu kilku minut jeszcze dwukrotnie kotłowało się pod bramką rywali.
A Wieczysta w tym czasie? Swędrowski minimalnie spudłował po rozegraniu krótkimi podaniami (63 min), strzał Kiedrowicz. Jak na potencjał zespołu lidera i "niepewny" wynik - trochę mało. Co więcej, w końcówce wrosły szanse gości, bo w 79 min drugą żółta kartkę dostał Kasolik i krakowianie grali w osłabieniu. W doliczonym czasie nawet w podwójnym (wyrzucony został Pakulski). Przyjezdni jednak dobrej okazji na wyrównanie nie stworzyli.
