Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiedzie do zguby brak kindersztuby

Jerzy Surdykowski
Jerzy Surdykowski
Jerzy Surdykowski fot. archiwum Polskapresse
Jaki był rok 2012? Miał być niezwykły i wiekopomny, bo ukryta jest w nim szczęśliwa liczba "21" i to podwójnie. Reszta jak w zapowiedziach naszego sułtana albo jego wiernego ministra finansów: miało być wspaniale, wyszło jak zwykle. Dla mnie był nieszczególny, ale przynajmniej dla dwu osób okazał się znakomity: dla prezydenta Obamy i dla Jarosława Kaczyńskiego. Pierwszy obronił Biały Dom, drugiemu wreszcie słupki sondaży podskoczyły parę razy aż do poziomu przebrzydłej Platformy, chociaż sam niczego nowego nie zaproponował poprzestając na zwykłych pokrzykiwaniach. Widać, że coraz więcej lemingów rozgląda się za nową ścieżką, choćby prowadziła w przepaść.

A jaki będzie Nowy Rok zawierający w liczbie złowrogą trzynastkę? Ponieważ zapowiedzi wynikające nie tylko z numerologii, ale i z ekonomii prezentują się nieprzyjemnie, nie będę powiększał chóru płaczek, zazwyczaj habilitowanych. Może się okazać - z podobną przekorą jak w roku mijającym - że będzie znakomity. Unia się dogada i sypnie pieniędzmi; Angela Merkel wypije sznapsa z premierem Cameronem i prezydentem Hollande. Grecja, Włochy i Hiszpania uzdrowią chore budżety. Nasze łupki okażą się niewyczerpanym źródłem gazu. Talibowie nawrócą się na co tylko chcecie (niewierzący podpowiedzą, że na ateizm) i nasi żołnierze wrócą do domu z afgańskiej pustyni. Premier Tusk z ministrem Rostowskim zaprzestaną jałowego gadania o reformach, a wreszcie je przeprowadzą. Były premier Kaczyński wyrzuci ze swego otoczenia paru bałwanów zdolnych tylko do mizdrzenia się przed kamerami i poniżania przeciwników. Wiedzie do zguby brak kindersztuby. Wtedy może dopiero zaprezentuje rozumny program lepszego rządzenia i wygra najbliższe wybory.

I tak dalej, i tak dalej… Każdemu wedle potrzeb i nadziei. Więc miejmy nadzieję, że mężowie lub partnerzy Szanownych Czytelniczek okażą się w nadchodzącym roku przystojniejsi, czuli i serdeczni. Że Szanownym Czytelnikom wódka przestanie szkodzić, a bliskim im niewiastom przybędzie powabu i seksu. A w ogóle, że przestaniemy gadać o miłości, a zaczniemy ją wprowadzać w czyn. Wszędzie i w najszerszym rozumieniu. Bo dopiero wtedy świat może okazać się lepszy, kiedy pojmiemy, że jest to ważniejsze od pieniędzy. I dopiero wtedy okaże się, że mamy ich więcej niż przypuszczaliśmy.

A w nadchodzącym czasie będzie to wszystko potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Bo prognozy są marne. Czy jesteśmy jako państwo przygotowani na złe czasy, o tym już tutaj pisałem przed dwoma tygodniami. Nie jesteśmy. A jako ludzie? Ja, ty, on, nasza grupa, parafia, firma? Zostawialiśmy przy wigilii puste krzesło dla głodnego wędrowca, ale co rzeczywiście chcemy zrobić dla prawdziwie potrzebujących, prócz zakupienia raz do roku serduszka świątecznej pomocy u nieocenionego Owsiaka? Pokażcie mi firmę, która zrezygnowała z tak modnych opłatków albo imprez integracyjnych, aby zaoszczędzone środki przekazać na "Caritas", "PCK" albo "Szlachetną Paczkę". Nie słyszałem o takiej. Lepiej popić sobie za firmowe, poklepać po tyłkach koleżanki, niż oddać innym cokolwiek. Pokażcie mi rodzinę, która świadomie ogranicza świąteczne wydatki, aby wspomóc biedniejszych.

Pokażcie mi proboszcza, który oświadcza parafianom, że wystarczy mu na skromne życie, a za resztę nie będzie rozbudowywał rezydencji ani upiększał kościoła, lecz zrealizuje coś użytecznego. Owszem, zdarzają się tacy, ale jakże rzadko i jakże niechętnie pamiętamy o tych prawdziwych bohaterach złych czasów. Wciąż wolimy gadać o miłości, niż być miłosiernym. A co dalej? Rozpoczynający się rok jest ostatnim bez wyborów; już w połowie 2014 będziemy głosować na europosłów, potem wybory samorządowe, rok później prezydenckie i parlamentarne. Ostatnia okazja, by rząd zrobił to, co od dawna powinien, bo potem trzeba będzie tylko przymilać się do elektoratu, aby ocalić fotele.

Ponieważ angielski staje się drugim językiem Polaków, zakończę życzeniami, które ktoś wysmarował na murze w moich okolicach nieco przed Świętami: "Merry crisis and a happy New Fear". Jeśli trzeba tłumaczenia, to proszę zajrzeć do odnośnika*).
Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Ban- gkoku (1999-2003), pisarz, reporter.
Zniekształcenie popularnej anglojęzycznej formuły życzeń świąteczno-noworocznych "Merry Christmas and a happy New Year" znaczy: "wesołego kryzysu i szczęśliwego nowego strachu."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska