Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Krzysztof Kołaczyk o Błaszczykowskim: Kuba to jedyna szansa, że Wisła się odbuduje

Justyna Krupa
Jakub Błaszczykowski
Jakub Błaszczykowski Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Wisła Kraków. Krzysztof Kołaczyk, były prezes Rakowa Częstochowa, opowiada nam, dlaczego dołączył do ekipy Jakuba Błaszczykowskiego w Wiśle Kraków. Obaj już raz wspólnie podjęli się misji ratowania klubu – wtedy Rakowa. Czy teraz wspólnie wyciągną z tarapatów „Białą Gwiazdę”? - Myślę, że do końca roku wszystko powinniśmy wiedzieć. Na pewno, jeśli nie pójdzie to do końca po naszej myśli, to ja sam nie wyobrażam sobie pewnych scenariuszy. Jest granica – nie chcę użyć słowa „wariacji” – i Kuba tę granicę zna. I jeżeli będzie naprawdę źle, to powie „pas” - mówi nam Kołaczyk.

- Jeszcze niedawno pracował pan w Rakowie Częstochowa w roli koordynatora Klubu Biznesu. To już jednak przeszłość. Wrócił pan do trenerki – dołączył pan do sztabu kadry Polski U-16. Z gabinetów ciągnie jednak na boisko?

- Jestem w kadrze u boku Darka Gęsiora praktycznie od początku września. To dla mnie zaszczyt pracować z reprezentacją. Z Darkiem znamy się jakieś sto lat. Całe życie byłem przy piłce, grałem w piłkę, a dopiero w ostatnim czasie zajmowałem się ratowaniem Rakowa jako działacz. Moim życiem jest jednak boisko, trenerka, a kiedyś – gra. Oczywiście, tempo szkolenia tak idzie do przodu, że wypadnięcie na rok, dwa, oznacza, że trzeba odświeżać wiedzę. Ale ja z tym nie mam problemu. Założyłem buty, wyszedłem na trening. Człowiek się musiał na nowo w tym odnaleźć, ale wszystko szybko wróciło. Kocham to, brakowało mi tego w ostatnich latach.

- Pan był właśnie w wieku swoich obecnych podopiecznych, gdy na dobre wskoczył pan do seniorskiej piłki.
- Z Darkiem poznaliśmy się właśnie w wieku 16 lat, w kadrze juniorskiej. Teraz, gdy przedstawiał mnie chłopakom, przypomniał, że byłem swego czasu jednym z większych talentów w ich wieku. I mam nadzieję, że będziemy umieli wraz z Darkiem przekazać im pewne podpowiedzi. Tak, by ich kariera potoczyła się w dobrym kierunku.


Akademia Piłkarska Wisły Kraków. Jak to działa i dlaczego milion z ministerstwa jest tak ważny?

- W Rakowie doświadczył Pan pracy w wielu rolach – trenera, prezesa, ostatnio koordynatora Klubu Biznesu. A przede wszystkim zaczynał Pan tam karierę piłkarską. Która z tych ról dawała najwięcej satysfakcji?

- Granie w piłkę i trenerka. Jako dzieciak mieszkałem tuż obok siedziby klubu z Częstochowy. I prawie nie było mnie w domu. Na początku rodzina się martwiła, gdzie ja chodzę, ale potem już wiedzieli, że przeskoczyłem znowu przez płot i byłem na stadionie Rakowa. Jak miałem 8 lat, tata mnie zaprowadził do klubu bym zaczął treningi. Wtedy najmłodsza grupa to były dzieciaki starsze o 3-4 lata ode mnie, ale i tak dawałem radę. To był mój pierwszy etap w Rakowie. Natomiast moja ostatnia historia związana z częstochowskim klubem to już historia działacza. Zostałem poproszony o pomoc - by coś zrobić, bo Raków w 2009 roku był w sytuacji katastrofalnej. Zadzwoniłem do Jurka Brzęczka, zaczął nam też pomagać Jakub Błaszczykowski. Plus grupa ludzi, o których już dziś się zapomniało i to mnie boli najbardziej. Jak wariaci rzuciliśmy się na ratowanie klubu, bo się w nim wychowaliśmy. Zrobiliśmy wówczas audyt, wyszło, że jest półtora miliona długu.

- Porównując do długów niektórych klubów ekstraklasy, to nie tak źle.
- Ale to był inny poziom. Byliśmy wtedy w II lidze. Huta Częstochowa była sponsorem w ponad dziewięćdziesięciu procentach, ale po roku walki i nadziei Huta nam powiedziała, że jednak wycofuje się ze wspierania klubu. Bo jest kryzys światowy. Zostaliśmy totalnie bez pieniędzy. A budżet w II lidze musiał wtedy liczyć przynajmniej półtora miliona, żeby przetrwać. My nie mieliśmy nic. Jak na tamten moment, to była totalna „kaplica”. Dzisiaj wiem, że Jasna Góra działa, bo nie mam pojęcia, jak przeżyliśmy te pierwsze dwa lata. Szczerze? Z Jurkiem rozmawialiśmy o tym nie raz i przyznajemy, że mając wtedy wiedzę o tym, co będzie nas czekało, to nie wiem, czy drugi raz byśmy się rzucili na tak głęboką wodę.

Wisła Kraków. Kadra na wiosnę 2020. Piłkarze "Białej Gwiazdy...

- Tym bardziej, że Pan pełnił funkcję prezesa Rakowa. A to już wielka odpowiedzialność i ryzyko.
- Wcześniejszy prezes złożył dymisję, klub został bez sternika. Ale w 2010 roku Jurek zdecydował się przyjąć pracę w roli trenera pierwszej drużyny Rakowa, po wdrożeniu planu restrukturyzacji. A ja zdecydowałem, że biorę to jako prezes. I to z „dobrodziejstwem inwentarza”, czyli razem z długami. Moja żona wtedy wiedziała o pięciu procent tych spraw, dziś wie o może dwudziestu. Udało mi się załatwić układy ratalne w ZUS, w Urzędzie Skarbowym. A gdyby się nie udało, to ja – jako prezes - bym za to odpowiadał. Po trochu spłacaliśmy należności, sami nie pobierając wypłat przez chyba 8 miesięcy. Nie będę mówił skąd i od kogo na Boże Narodzenie dostaliśmy po tysiąc złotych dla rodzin. Tak to wyglądało w 2010 roku. Myślę, że o tym trzeba czasem mówić, bo w Częstochowie już trochę o tym zapomniano.

- Jak pan teraz widzi Raków w ekstraklasie, to pewnie czuje dumę, że tak daleko udało się temu klubowi zajść? Z drugiej strony, we wrześniu musiał pan się rozstać z częstochowskim klubem, ponoć z powodu „innych wizji rozwoju klubu”.

- Tu nie chodzi o to, że klub poszedł w innym kierunku. Raków idzie w dobrym kierunku, w tym sensie, że zrealizowano zaplanowany awans do ekstraklasy. Może nie ze wszystkim bym się tam zgodził, ale tak jest w życiu, że nie musimy się ze wszystkim zgadzać. Mam tylko lekki żal, bo dla mnie w życiu szacunek i relacje międzyludzkie postawione są bardzo wysoko. Klub się powinno budować na historii. Nie można żyć tylko dniem dzisiejszym i zapomnieć całkowicie o ludziach, którzy byli w tym klubie w najgorszych momentach. Wiadomo, nie wszyscy nadają się później do tej dynamiki rozwoju klubu. Ja to wszystko rozumiem, ale nie do końca zgodzę się z tym, że tak łatwo zapomnieliśmy o tym, co było przed kilkoma laty. Mam więc mieszane uczucia. Raków dla mnie zawsze będzie miejscem, które mnie wychowało. I zawsze życzę mu jak najlepiej.

Wszystko ma swoje granice, również granice tego ryzyka. Dlatego teraz prowadzone są przez Wisłę bardzo ważne rozmowy

A z drugiej strony, jest nieco żalu, bo podjąłem decyzję, że nie mogę dłużej być przy klubie. Nie mogłem się z pewnymi rzeczami pogodzić. Sam zostałem za bardzo zmarginalizowany - odsunięty całkowicie od tematów piłkarskich, których mi bardzo brakowało. Aczkolwiek chciałbym podziękować wszystkim tym, z którymi współpracowałem przy budowie Klubu Biznesu Rakowa. Podpisaliśmy ok. 140 umów w ciągu dwóch i pół roku. Poznałem przy tym wielu wspaniałych ludzi, kryjących się za poszczególnymi firmami. Zbudowaliśmy kapitalne relacje międzyludzkie. Ja tak pracuję i tych właśnie relacji zabrakło mi na koniec w klubie.

- Kiedy ratowaliście Raków z Jerzym Brzęczkiem i Błaszczykowskim, to udało się przede wszystkim osiągnąć sukces sportowy. To była baza?

- I o tym pamiętają już tylko pojedyncze osoby w Rakowie. Tak jak powiedziałem, półtora miliona długu, zero pieniędzy. Podpisywaliśmy umowy na kwoty 300 czy 500 złotych z zawodnikami, bo coś było trzeba przedstawić PZPN. Przy okazji dziękuję działaczom z PZPN, że zaufali nam w tym trudnym dla Rakowa czasie. Dali nam duży kredyt zaufania, który udało nam się w pełni spłacić. Natomiast Jurek Brzęczek został wtedy z kim? Z młodzieżą. Z poprzednio grającymi w Rakowie zawodnikami musieliśmy porozwiązywać kontrakty. Jurek bazował na wychowankach, na juniorach. Pojawili się tacy zawodnicy, jak Mateusz Zachara czy Maciej Gajos. Ludzie mi mówili: Krzychu, bierzcie ten Raków, bo nawet jak spadniemy z ligi, to klub przynajmniej przetrwa. Zaczęliśmy walczyć. I okazało się, że Jurek z tymi dzieciakami utrzymał ligę, a na dokładkę wypromował tych graczy. Zachara poszedł w końcu do Górnika Zabrze, później Artur Lenartowski do Korony Kielce, a Gajos do Jagiellonii Białystok. Sprzedaż była konieczna, bo po pierwsze były to pieniądze dające szansę przeżycia klubowi na kolejne miesiące. A po drugie – dawała możliwość rozwoju tych młodych chłopaków w lepszych klubach.

Wisła Kraków. Za kulisami toczą się negocjacje z Tele-Foniką


- Po Zacharę sięgnęła potem nawet Wisła.
- Dokładnie. Dlatego mówię: Jurek wykonał niesamowitą pracę. Później odszedł do Lechii Gdańsk. Też miałem wówczas dylemat, czy nie odejść wraz z nim, ale ostatecznie zostałem. Tak, by dalej odbudowywać klub. A Jurek zaczął trenerski marsz w górę.
- Mówił Pan o roli Brzęczka, swojej. A jaka w ratowaniu Rakowa tak naprawdę była rola Jakuba Błaszczykowskiego? Wiadomo, że wspierał ten projekt, pełnił rolę „ambasadora” nowego Rakowa.

- Kuba był z nami. Jak tylko mógł, to pojawiał się na meczach Rakowa czy na naszych „Piłkarskich Gwiazdkach”. Zawsze był otwarty na dzieciaki, dawał całego siebie. A ja w rozmowach z partnerami klubu zawsze mogłem się powołać na Kubę – mówić, że jest z nami, że nas wspiera. Jeździliśmy do Dortmundu na mecze. Ta współpraca na polu „marketingowym” była bardzo szeroka. Kuba był otwarty na pomoc, również pod kątem zarządzania klubem. Nie wyobrażam sobie, jak by to miało wyglądać bez Kuby, skoro nawet z jego pomocą było nam momentami masakrycznie ciężko. Bez Jurka, bez Kuby to by się nie udało, nie ma szans.

- Czyli zadziałał podobny mechanizm, jak ostatnio w Wiśle – łatwiej jest przyciągnąć do klubu partnerów, jeśli daje temu projektowi twarz ktoś, kto wzbudza takie zaufanie, jak Kuba Błaszczykowski.

- Ostatnio w Klubie Biznesu mogłem obserwować, że obecnie obowiązuje jedna zasada: ludzie szukają w biznesie wiarygodności. I bezpieczeństwa. Boimy się, czy nas ktoś nie oszuka w interesach, więc stawiamy na ludzi wiarygodnych i uczciwych. To, że Kuba budzi zaufanie było kluczowe i pomogło Rakowi przetrwać. Dlatego dziś, gdy Kuba jest przy Wiśle, to oznacza to wiarygodność i jest to tak naprawdę jedyna szansa, że Wisła się odbuduje.

- Co popycha Błaszczykowskiego do tego, by brać na siebie tak wielkie wyzwania i misje ratunkowe? Najpierw Raków w beznadziejnej sytuacji, teraz Wisła.

- Raków Częstochowa to miejsce, gdzie zaczynał, a Wisła to klub, który był dla niego „trampoliną” do góry. Ludzie, którzy mają duże serce i potrafią doceniać to, co w życiu im pomogło, nie zapominają. Zarówno Raków, jak i Wisła jest w sercu Kuby. Jest to wyzwanie, ale Kuba nigdy nie szedł łatwą drogą. Ta jego droga życiowa również była bardzo trudna i tylko ciężką pracą doszedł do tego miejsca, gdzie jest. Dlatego on nie zostawi nikogo w potrzebie. Jeśli ktoś zasłużył na to, by mu pomóc, to Kuba to zrobi. A jeśli klub potrzebuje pomocy, a Kuba wie, że to dzięki temu klubowi coś osiągnął, to pomoże. To jest taki człowiek.

Moim pierwszym zadaniem w Krakowie jest zaudytowanie działalności Akademii Piłkarskiej Wisły. Na razie jestem zaangażowany w to do końca roku, aż reszta spraw wokół Wisły wyjaśni się poprzez prowadzone obecnie rozmowy

- Pytanie jednak, czy te obciążenia w przypadku Wisły nie są już zbyt duże i czy to wyzwanie nie jest jednak ponad siły - nawet Błaszczykowskiego. To nie jest półtoramilionowy dług, jak w przypadku Rakowa.

- Wszystko ma swoje granice, również granice tego ryzyka. Dlatego teraz prowadzone są przez klub bardzo ważne rozmowy. Myślę, że do końca roku wszystko powinniśmy wiedzieć. Na pewno jeśli nie pójdzie to do końca po naszej myśli, to ja sam sobie nie wyobrażam pewnych scenariuszy. Jest granica – nie chcę użyć słowa „wariacji” – i Kuba tę granicę zna. I jeżeli będzie naprawdę źle, to powie „pas”. Ja natomiast wierzę głęboko, że te rozmowy idą w dobrym kierunku.

- Czy pana zdaniem w tej trudnej sytuacji finansowej, w jakiej znalazła się Wisła, powinna pójść śladem pańskiego Rakowa i mocniej postawić na młodzież, niż w tej chwili?

- Muszę powiedzieć, że od ponad dwóch lat w Rakowie budżet na szkolenie młodzieży jest bardzo duży. Wydaje mi się, że Raków mieści się pod tym względem w polskiej czołówce. Mogę temu tylko przyklasnąć. Nie jest to jednak łatwa droga, bo tu na efekty trzeba czekać i nie ma gwarancji, że one przyjdą.


Cracovia kontratakuje i włącza się do konfliktu Wisły SA z TS Wisła. Echa wywiadu z Tomaszem Jażdżyńskim


- Od niedawna pełni pan w Wiśle rolę doradcy w sprawach szkolenia młodzieży. Przygląda się pan uważnie Akademii pod skrzydłami TS Wisła?

- Moim pierwszym zadaniem w Krakowie jest zaudytowanie działalności Akademii Piłkarskiej Wisły. Na razie jestem zaangażowany w to do końca roku, aż reszta spraw wokół Wisły wyjaśni się poprzez prowadzone obecnie rozmowy. Pracuję, by sprawdzić jak funkcjonuje Akademia. Badam, co można byłoby tu zorganizować za mniejsze bądź większe pieniądze, w zależności od scenariusza. Po to, by to wszystko było jeszcze lepsze, by Wisła mogła jak najmocniej stawiać na szkolenie młodzieży.

- Z jednej strony, w Akademii Wisły w ostatnich latach wykonano kawał dobrej roboty, zwłaszcza biorąc pod uwagę relatywnie niewielkie fundusze. Z drugiej, formalne pozostawanie Akademii pod egidą TS może rodzić praktyczne problemy. Pytanie, jak wypracować kompromis?

- Dlatego też ostrożnie podchodzę do tej sprawy, bo wiem, że dotykam delikatnych tematów. Spotykaliśmy się w ostatnim czasie z Rafałem Wisłockim dość często. Tworzę powoli raport dotyczący Akademii, a także w drugiej kolejności – propozycje usprawnienia pracy Akademii w przyszłości. Muszę jednak przyznać, że chłopaki z Akademii robią naprawdę fajną robotę. Powiem szczerze, że jak się zapoznałem z tym w praktyce, to się ucieszyłem. Obawiałem się początkowo, że może to wyglądać słabo, że różnie może być. A tymczasem funkcjonuje to naprawdę dobrze, w sposób zorganizowany. Trzeba docenić, to, co chłopaki z Akademii robią w tym niełatwym dla wszystkich czasie i z tym budżetem. Choć widzę też pewne minusy i rzeczy, które powinny funkcjonować lepiej to myślę, że moja ocena będzie pozytywna. Natomiast najważniejsze są dla Wisły obecnie inne, bardziej strategiczne tematy i rozmowy, a to co ja w tej chwili robię – jest wobec tego drugorzędne.

Tomasz Jażdżyński z Wisły Kraków odpowiada na zarzuty Cracovii


- Z Akademii do pierwszego zespołu Wisły trafili w ostatnim roku m.in. dwaj utalentowani 16-latkowie: Daniel Hoyo-Kowalski i Aleksander Buksa. Pan w ich wieku też błysnął w seniorskiej piłce. Jakie ma pan rady dla tych 16-latków - czego powinni się wystrzegać na początku kariery? Panu zaszkodziły duże obciążenia nałożone na młody organizm.

- Ja akurat nie miałem szczęścia. W wieku 18 lat musiałem się praktycznie na dwa lata położyć do łóżka z powodu problemów z kręgosłupem. Wyleczyłem się, wróciłem do piłki jako 20-latek, ale to zrobiło swoje. Ja byłem za ambitny, za bardzo chciałem. Nie mówię że to było złe, ale nie było odpowiednio kontrolowane ze strony medycznej. Znalazłem się w Górniku Zabrze w wieku 16 lat. A tam byli tacy goście, jak Waldemar Matysik, którzy szykowali się do wyjazdu za granicę i biegali dodatkowo nie wiadomo ile po treningu. To mówiłem: ja też pójdę sobie dodatkowo pobiegać! Jasiu Urban mi powtarzał: młody, przystopuj! A ja na to: nie, jest OK. Okazało się, że to Jasiu miał rację. Zresztą już wcześniej dużo trenowałem. Świętej pamięci Zbigniew Dobosz, którego mega szanuję, wykonał ze mną wielką pracę, ale miała ona też swoje minusy.

Wisła Kraków. Milionowe przychody i zyski z transferów

- Przeciążenia?

- Trenowaliśmy po cztery razy dziennie, miałem po 500 treningów w roku. Kręgosłup później nie wytrzymał. Ale to już materiał na inną opowieść. Nie da się jednak patrzeć na dzisiejszych piłkarzy z tej perspektywy. Oni mają robić swoje, iść przebojem. Jurek Brzęczek zawsze powtarzał, że piłkarz w wieku młodzieżowym musi być mentalnie bardziej dojrzały tak o trzy lata od swojego rówieśnika. Wtedy wykorzysta szansę, którą dostaje. Jeśli nie dorosną mentalnie do tego, gdzie się znaleźli, potraktują to zbyt swobodnie, to obudzą się za późno.

Nie ukrywam – dla mnie największym dowodem wiarygodności tego projektu jest Kuba. I dlatego jestem w Wiśle Kraków

- W Górniku spotkał Pan Andrzeja Iwana, inną ważną postać dla krakowskiej piłki.
- Obok Andrzeja siedziałem w szatni. Miałem te 16 lat i pamiętam, jak dziś, jak trener nas podzielił na pary. Mówi: Iwan z Kołaczykiem! Pomyślałem sobie: ja pierniczę! Odwróciłem się do niego i mówię: panie Andrzeju, jakby coś tam mi nie wyszło, to może przymknie Pan oko. A on: Młody! „Ajwen” jestem, ostatni raz mi powiedziałeś na „pan”! Świetny człowiek, wraz z Jasiem Urbanem tworzyli taki duet, że hej.

- Teraz pan Andrzej współtworzy nowy projekt – rozwoju Wieczystej Kraków. Plany mają ambitne.
- I dobrze. Znając historię Andrzeja, to dobrze, że ma taki projekt. To, że walczy o swój cel, jest najważniejsze. To jest sportowiec, on musi mieć taki cel i robić wszystko, by go osiągnąć.

- Podsumowując Pana misję w Krakowie: na ten moment koncentruje się Pan na szkoleniu młodzieży, ale rozumiem, że w przyszłości pana rola w Wiśle może być szersza?
- Na dziś mam wykonać to zadanie, o którym wspominałem. Co będzie później, zobaczymy. Nie chcę wybiegać zbyt daleko. Jak będzie pozytywnie w tych rozmowach, o których wspominałem, to jestem przekonany, że później będzie już bardzo dobrze.

- Te rozmowy się toczą na kilku frontach: z TS Wisła, miastem, Tele-Foniką.
- To wszystko są naczynia połączone. Myślę jednak, że strony się ostatecznie dogadają. Nie ukrywam – dla mnie największym dowodem wiarygodności tego projektu jest Kuba. I dlatego tu jestem. Pamiętam, jak niedawno na telefonie wyświetliło mi się: Kuba dzwoni. „Krzychu, ty już nie jesteś w Rakowie?” Mówię: nie, już starczy. „Krzychu, bo ja potrzebuję w Krakowie wiarygodnych ludzi. Nie jest łatwo. Wchodzisz w to?” Mówię: jasne. I czekam, co tu będzie. A czas pokaże, czy warto było ryzykować, czy nie. Ja jednak wierzę , że podjąłem słuszną decyzję.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska