Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrowia i marzeń życzę

Jan Poprawa
Jan Poprawa
Jan Poprawa fot. archiwum
Brakowało mi jakiegoś wspólnego poczucia radości z tego, co nadejdzie. Jakby się materializowała myśl smutna, niczym tango: wszystko już było.

Dziś mija jedna z najpiękniejszych jesieni, jakie pamiętam. Po ostatnią swą chwilę pogodna i ciepła, jeśli nawet zamglona - to dlatego, by w mlecznej bieli skryć się mogły brzydactwa i okropieństwa pozostałe po ludziach. O ile bowiem przyroda dopisała, to ludzie nie bardzo.

Tę jesień da się zapamiętać nie tylko dla jej urody, ale i niezliczonych polskich głupstw narodowych. Zwłaszcza w polityce. To właśnie teraz w Warszawie i Brukseli grupce ambitnych czterdziestolatków, przedstawiających się rodakom jako młodzież - nabrzmiały hormony władzy. Ta nieco postarzała "młodzież" nie baczy, że w innym kąciku naszej politycznej sceny mocno dojrzali faceci sprzątają właśnie po sennych młodych królewiczach, którzy sporą grupę rodaków jakiś czas temu wyprowadzili na manowce. W trzecim kącie ktoś nieustannie tupie nóżkami, pełen nieudawanej, choć niezdrowej złości na wszystko i do wszystkiego. A w tłumie jaki kłębi się za piecem jakiś otyły jegomość, co dawno temu zatrzymał Anglię - marzy o jakimkolwiek nowym sukcesie, niechby tak prostym jak odejście lata (Lato musi odejść!)…

Nic dziwnego, że polityka polska, zwłaszcza jej oświetlone przez media szczyty - nie fascynują większości rodaków. To dość nowa sytuacja. Wszak ulica nasza, stolik kawiarniany i zatłoczony autobus - były do niedawna pełne polityki. Gadało się o niej, kłóciło o nią. Ledwie trzydzieści lat temu legitymacje przynależności do frontu politycznej odnowy na ochotnika przyjęła jedna czwarta Polaków. Gdy się dwie dekady temu przyjmował u nas ustrój niesprawiedliwości społecznej (zastępując poprzedni, o równie "precyzyjnej" etykiecie) - nie było innego tematu w sklepowej kolejce, ani w kabarecie. Gdyśmy wdzierali się do NATO czy Unii - zawodzenia sceptyków zagłuszano zbiorowym śmiechem.
Było, minęło. Wyrosło nowe pokolenie, którego nie zainfekował wirus władzy. Polityka, której ów wirus jest fundamentem - coraz częściej uważana jest za towarzyski obciach. Kabaret polityczny nie istnieje. Bardowie śpiewają co prawda wciąż o miłości i nienawiści, ale w imieniu własnym, nie naszym wspólnym.

Gdy się przyjrzeć światu, łatwo zauważyć co jest dziś ważne. Taniec, nie rozmowa. Sukces, nie sztuka. Demarczyk przez dziesięciolecia zgromadziła mniej "fanów" niż Loska. Tischner nigdy nie zaznał takiej rozpoznawalności, jak Wojewódzki. Prawo Kopernika wciąż działa. Marne - wypiera to co ważne.
Przejrzałem najnowsze i najgorętsze internetowe doniesienia: Angelina O. w areszcie. Naga Bellucci po porodzie. Anja Rubik na czwartym miejscu. Siostry Krupa planują wieczór panieński w Meksyku. Wodzianka Zaniewska jara się Nergalem. Pavlovic ma suknię w groszki. Michalina Manios czuła się śmieciem. Szpaka sponsoruje milioner.

Jeszcze koniec minionego wieku jawił się odległy jak Kamczatka (choć akurat tam można się było szybko dostać, dzięki wyspecjalizowanym agendom), gdy w tekstach pieśni śpiewanych w przyjacielskim gronie jawił się strach przed tym wymiarem globalnej wioski, jaki dziś nas zdominował. Jonasz śpiewał do starszego kolegi Artura: "zbyt dobrze wiemy co nas czeka, kanalizacja to nie rzeka…".
Jesień była piękna. Nie zagłuszyły jej nawet kwękania pogodynek i stękania czcicieli śniegu, niezadowolonych z pogody wciąż i niezłomnie, niczym poseł Błaszczak z polskiego parlamentu. Ostatni tydzień przed Świętami Wielkiej Nadziei, przychodzącymi już pojutrze - upłynął na ciągłych spotkaniach, na zeświecczonych ze szczętem "opłatkach", na korporacyjnych zebraniach i zebrankach.

Przed tygodniem obiecałem o nich opowiedzieć. Ale obietnicy nie dotrzymam. Odczułem bowiem w tych współczesnych obrzędach polskich nutę swoistego smutku, smugę nienazwanej tęsknoty. I wtedy, gdym stał w tłumie anonimowej dla mnie jeszcze dziennikarskiej młodzieży, i wtedy gdym się wymieniał życzeniami z kolegami, których znam niczym łyse konie - brakowało mi jakiegoś wspólnego poczucia radości z tego, co nadejdzie. Jakby się materializowała myśl smutna, niczym tango: wszystko już było…
Na święta biorę więc szczepionkę, książki. Pod choinką będę wertował opasłe tomiszcze materiałów poświęconych "kulturze studenckiej", fenomenowi polskiego życia kulturalnego w drugiej połowie XX wieku. Księga ukazała się właśnie w Fundacji STU, dzięki wsparciu Instytutu Książki i wielkiej pracy dr. Edwarda Chudzińskiego. Ale nie tylko to danie mam na świąteczne dni: panie Iwona Grabska i Diana Wasilewska wydały właśnie niewiele od "Kultury studenckiej" cieńszą księgę "Lekcja historii Jacka Kaczmarskiego". Fascynujący pomysł! Zaś na deser mam rarytasy: przegryzał będę smażonego karpia i słuchał głosu śpiewającego Jurka Satanowskiego, z pierwszej jego płyty, dołączonej do wydanej prywatnym sumptem książeczki "Biała lokomotywa". Ta nieduża książeczka to wydarzenie większe, niż się mogli spodziewać nawet ci, którzy Satanowskiego i Stachurę nie tylko cenią, ale i kochają.
Wszystkim zaś życzę zdrowia i marzeń.

***
Autor: historyk, publicysta, krytyk muzyczny, członek rad artystycznych i juror wielu festiwali.

Sylwester w Krakowie: sprawdź, gdzie możesz go spędzić i porównaj ceny!

Wybieramy najpiękniejszą sportsmenkę Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

"Super pies, super kot"! Zobacz zwierzaki zgłoszone w plebiscycie i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska