70 km po górach w upale. Cieszy bardziej zwycięztwo, czy to, że kilkadziesiąt osób w ogóle nie dobiegło?
Sam start to było wielke wyzwanie. Szacunek dla wszystkich, którzy podjęli rękawice.
Dla ceprów takie bieganie to czyste szaleństwo.
Za wariatów mają nas ludzie, którzy siedzą tylko z piwem przed telewizorem, a przecież my po prostu zdrowo spędzamy wolny czas. Bieganie to najtańszy sport. Ubierasz trampki i lecisz przez las.
Ale to nie tylko las, ale i strome góry!
Jak się puściłem z górki to jedna dziewczyna z boku krzyknęła, że będzie musiał zbierać mnie helikopter.
Sił dodawało to, że pan - Zakopiańczyk - nie mógł oddać zwycięstwa drugiem na mecie Hiszpanowi?
Byłem u siebie w domu. Jestem przewodnikiem tatrzańskim. Znam każdy kamyk, strumyk. Sam wydeptałem te szlaki. Rywalizowali ludzie ze światowej czołówki, ale dwie trzecie trasy biegłem sam.
Z samym kremem do opalania?
Nie. Krem zatyka pory. Ale skóra już przyzwyczajona do słońca. Wody na trasie wypiłem tylko jakieś 3,5 litra. Był szwedzki stół dla zawodników, ale ograniczyłem się do tego co miałem w plecaku. M.in. krakersów. Lepiej nie biegać z żabami w brzuchu. Rozmawiał Piotr Rąpalski