Umiejętność przegrywania wpaja się zawodnikom od najmłodszych lat. Jest więc ona kanonem etycznym każdego sportowca. Na ten rodzaj porażki, orzeczonej przez Komitet Wykonawczy UEFA, zgody być nie może. Kraków pozbawiono szansy organizacji EURO 2012 w wyjątkowo perfidny sposób. Bukareszteńską decyzją przekreślono bowiem wiarę w czystość reguł współzawodnictwa, które sama UEFA wcześniej ustaliła i zobowiązała się ich strzec.
Przez okrągłe dwa lata utrzymywano nas w przekonaniu, że podział stawki na miasta rekomendowane i rezerwowe nie ma znaczenia dla finalnej rozgrywki. Głosili tę zasadę kolejni wizytatorzy UEFA lustrujący zaawansowanie prac w poszczególnych miastach. Nawet Michel Platini podkreślał aktualność równości szans za każdym pobytem w Polsce i na Ukrainie.
Nie inaczej zachowywali się prezesi rządowej spółki PL2012, nie inaczej ujmował kwestię wyścigu po EURO pan minister Mirosław Drzewiecki. Trudno zliczyć liczbę jego telewizyjnych wywiadów, w których jednoznacznie podkreślał, że uwzględniane będą wyłącznie realne dokonania, a nie pożałowania godne typy niesławnej komisji Gawrona posługującego się ściągawką sporządzoną przez Tomasza Lipca.
Dziś okazuje się, że najważniejsza była właśnie owa ściągawka, a nie fakty dokonane w zakresie włożonego wysiłku organizacyjnego i inwestycyjnego! Kolejne raporty sporządzane przez spółkę dowodzoną przez pana Herrę, a przede wszystkim dokumenty pokontrole wytwarzane przez ekipy wizytatorów UEFA bezdyskusyjnie wykazywały prymat Krakowa w kluczowych kryteriach stanowiących podstawę oceny, a teraz okazują się zwałowiskiem zbędnych papierów.
Co z tego, że potencjał hotelarski Krakowa nie ma sobie równych, co z tego, że komplet zadań inwestycyjnych oszacowano jako niosący najmniejsze ze wszystkich 12 miast ryzyko niewypału? Na co przydały się tak ustawione kryteria, w wyniku których komunikacyjne zagadnienia, wydolność i przepustowość portu lotniczego Balice jasno wskazywały sukces naszego miasta?
Po dwóch z okładem latach dowiadujemy się, że wszystko to jest nieważne, bo liczą się ci, których obdarzono uprzywilejowanym statusem, z pogwałceniem obiektywizmu i sprawiedliwości.
Wczorajsze rozstrzygnięcie to koniec wiary w bezstronność sterników UEFA, to wielki znak zapytania nad sensem uczciwej rywalizacji pod jej auspicjami. Potencjał Krakowa i Śląska to większość dorobku polskiego futbolu w sensie sportowym i organizacyjnym.
Niwecząc ten wielki wkład, dano wyraz arogancji i braku szacunku dla pracy pokoleń. Stało się tak, także z powodu biernej, jak się okazuje, postawy PZPN. Nie zdobył się on w ciągu całego procesu dochodzenia do decyzji UEFA na jasny komentarz dotyczący rzeczywistego stanu zaawansowania przygotowań w aspirujących miastach.
A przecież miał znakomitą orientację w materii. Wolał umywać ręce w piłatowskich gestach, uznając, że najwygodniej będzie nie narażać się komukolwiek i nie wtrącać się w nie swoje niby sprawy. To zaniechanie powinno być zapamiętane, zwłaszcza że funkcjonariusze UEFA zapowiadali, iż liczyć się będą z opiniami czynników krajowych: rządu i federacji piłkarskiej. Owe opinie w każdym aspekcie musiały być dla Krakowa korzystne, niestety, najprawdopodobniej nie zostały w ogóle wypowiedziane.