Wielu komentatorów podczas wieczoru wyborczego przypominało niepochlebne słowa Dudy o ruchu LGBT. Na jednym z wieców prezydent mówił, że LGBT to nie ludzie, to ideologia.
Prezydent najwyraźniej chciał zatrzeć tamto złe wrażenie z kampanii, gdyż w pałacu prezydenckim mówił, że geje wcale mu nie przeszkadzają, pod warunkiem, że zachowują normy.
- Mówiłem również, że uważam, że każdy człowiek ma prawo do normalnego życia i chciałbym, żeby każdy mógł normalnie żyć i mnie w ogóle nie przeszkadza to, co robią moi sąsiedzi, jeżeli tylko zachowują normy, chociażby obyczajowe. - mówił. - Mnie to zupełnie nie przeszkadza, że kiedyś mieszkało obok mnie dwóch mężczyzn, co do których moja znajoma stwierdziła, że są parą, krótko mówiąc, że są homoseksualistami. Ja w ogóle na to nie zwróciłem uwagi, mnie to w ogóle nie przeszkadzało, bo to byli bardzo mili, normalni mężczyźni, którzy byli sympatyczni, kulturalni, mówili "dzień dobry", zachowywali się grzecznie, w żaden sposób się nie zachowywali prowokacyjnie. Normalni ludzie, normalni ludzie. Z wielkim szacunkiem - mówił prezydent.
Andrzej Duda na wieczorze wyborczym w Pułtusku przeprosił za zbyt ostre wystąpienia w kampanii, które mogły urazić innych. Zaprosił też Rafała Trzaskowskiego na 23 do pałacu prezydenckiego na symboliczne podanie sobie dłoni.
Trzaskowski odpowiedział, że przyjdzie podać dłoń, ale dopiero po ogłoszeniu wyników wyborów.
Duda zatem o 23 spotkał się z dziennikarzami, gdzie odniósł się do swojej chęci pojednania z Trzaskowskim.
- Chcę, żeby Polacy mogli dalej ze sobą rozmawiać, żeby sąsiad poszedł do sąsiada - mówił. I do tego kluczowym jest jego zdaniem gest pojednania kontrkandydatów.
Dopytywany przez dziennikarzy sprecyzował jednocześnie, że "nie żałuje żadnych słów" wypowiedzianych w kampanii wyborczej. - W czasie kampanii mówiłem to, co uważam. Mówiłem to, co jest napisane w polskiej konstytucji i to, co jest dla mnie ważne i jakie wartości są dla mnie ważne - powiedział.
