Skąd właściwie nazwa nowej płyty Beneficjentów Splendoru, "Tęczy wybielacz"?
Tęcza to pewna przenośnia. To ilość wszelakich bodźców, które atakują nas na co dzień. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że czuj się gwałcony przez tę całą "tęczową" pstrokaciznę reklam, okładek magazynów... Płyta jest moją reakcja na to.
Z zawodu jesteś dziennikarzem muzycznym. Komentujesz więc rzeczywistość nie tylko jako muzyk.
Tak, ale dziennikarzem zostałem zdecydowanie później, niż muzykiem. Od dzieciństwa uczyłem się gry na fortepianie, waltorni, saksofonie. Bycie dziennikarzem na co dzień w sensie finansowym umożliwia mi bycie muzykiem w wolnym czasie.
Nie bałeś się, że zbierzesz baty za nową płytę od muzyków, których wcześniej krytykowałeś? Jesteś znany z ostrego pióra.
Nie, na to po prostu trzeba się uodpornić. Jeśli jesteś muzykiem, musisz by na to przygotowany.
Twoja nowa pyta to wysmakowana, wciągająca elektronika. Gdyby nie teksty śpiewane po polsku, pomyślałabym, że słyszę muzyków rodem z Berlina. Ale to właśnie o słowa chcę zapytać Mam wrażenie, że w dobie zalewających nas miałkich tekstów oferujesz słuchaczom coś zupełnie innego.
Bardzo bym chciał, żeby tak było! (śmiech) Mam wrażenie, że od czasów Kabaretu Starszych Panów, Ciechowskiego i Nosowskiej tak niewiele dobrego dzieje się w wiecie polskich tekściarzy, choć minęło już sporo lat od debiutu wszystkich trzech wymienionych artystów. Będę pisać po polsku, bo angielski to język dla leni. Oczywiście, polski jest trudny, ale co z tego? Nie chcę, żeby muzyka była neutralna, a tak odbieram teksty śpiewane przez Polaków po angielsku. Utwór ma mnie poruszyć! To właśnie robił Ciechowski, czy dziś Pablopavo. To muzyka, wobec której nie przejdę obojętnie!
Czy właśnie z chęci poruszenia słuchaczy zamieniłeś małą oficynę wydawniczą na wielką wytwórnię, czyli Sony?
Powiedzmy sobie to jasno: nie chcę i nie będę siedzieć w głębokim artystycznym podziemiu! Ze wszystkich wytwórni, z którymi rozmawiałem, to Sony dał mi możliwość pracy na dogodnych zasadach. Ale uwierz mi, kontrakt nie czyni ze mnie milionera. To jakiś mit. Chcę się sprzedać, chcę dać ludziom moje piosenki. Bez typowego dla polskiej muzyki nadęcia... Choć w gruncie rzeczy mówię o poważnych rzeczach, tylko że w niepoważny sposób. Mogą mnie nazywa jak chcą, proszę bardzo! (śmiech)
Dwa lata temu popularność zdobyła twoja piosenka pt. "Ręce pełne robota", gdzie śpiewałeś "Jestem robotem, zap... w sobotę. Jestem robotem, nie ma później, nie ma potem". Mimo zabawnego języka, powiedziałeś kilka słów prawdy o tym, jak wygląda dziś system pracy dla wielu ludzi.
To prawda. A to dlatego, że sposobem na ocalenie siebie w tej całej sytuacji jest śmiech.To moja recepta. Jeśli czegoś brakuje w polskiej muzyce, to właśnie dystansu. Mam dość tego polskiego patosu, który nakazuje artystom zbawiać świat swoją muzyką. Nie znoszę słowa "artysta". Traktuję je wręcz jak obelgę. Chcę być kimś na wzór Woody'ego Allena - oswajać poważne tematy poprzez śmiech. On jest w tym mistrzem. Na nowej płycie raczej nie usłyszmy kabaretowych kawałków, w stylu "Robota". Takie utwory to "jednorazowe strzały". Ważne, ale raczej nie do powtórzenia.
A dasz nam szansę usłyszeć siebie na żywo w najbliższym czasie?
Raczej nie (śmiech). Pod koniec nagrywania "Tęczy wybielacza" nie mogłem już słuchać tych utworów, musiałem od nich odpocząć a koncerty oznaczałyby kolejnych parę miesięcy babrania się w tym materiale. Mogę za to zdradzić, że pracuję już nad muzyką na nową, trzecią płytę. Jest już część tekstów, trochę muzyki... Ale na razie to tajemnica! Więcej szczegółów zdradzę za jakiś czas.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!