Gazety donoszą, że kryzys trwa. Zawodowi i amatorscy opisywacze świata zgodni są w tym twierdzeniu nadzwyczajnie, choć przyznać trzeba, że różnią się znacznie w określaniu przyczyn owego kryzysu. Odnieść można wrażenie, że najczęściej sugerowaną przyczyną naszego zbiorowego nieszczęścia jest "opcja polityczna".
Oczywiście, sprzeczna z poglądami komentatora…
Przyjmując, że jest kryzys, z niejakim strachem udałem się w wakacyjne wojaże. Co roku kanikuła bywała dla mnie czasem wytężonej pracy. Zajmując się rozrywkami, majstrując przy najróżniejszych przeżyciach duchowych Polaków, znajdowałem latem mnóstwo okazji do spotkania z narodem zrelaksowanym, wypoczętym, chętnym. Jakże więc będzie tym razem - myślałem - gdy kryzys?
W środku pewnej gazety, referującej właśnie okropności kryzysowej sytuacji, znalazłem listę wakacyjnych festiwali piosenki. Listę imponującą. Wynikało z niej, że właściwie wszędzie, jak Polska długa i szeroka, organizowane są tego lata plenerowe występy mniejszych i większych gwiazd.
Czasem kosztownych zgoła niekryzysowo. Niektóre z nich, nim wystąpią, już budzą wielkie zainteresowanie. Na wiadomość o występach pani Madonny tłumek jej polskich rówieśniczek wszczął modły przed jakimś kościołem. Co prawda były to modły o śmierć nagłą lub stos, ale przyznać trzeba, że nawet bez kryzysu niełatwo się piosenkarce wspiąć na kościelne schody.
Gazety polskie mają jednak umiar i poczucie taktu. Stanowczo nie przesadzają z wiadomościami o niefrasobliwych, nieprzystających do powagi kryzysowej koncertach, festiwalikach, nawet festiwalach. Odnoszę wrażenie, że starają się nie wspominać o niczym, czego nie otoczyły swą "opieką medialną". Ma to głęboki sens, dzięki temu wiemy, kto będzie głosił chwałę pseudowoodstocku na gdańskich Kaczych Dołach, kto pochwali "cudowną atmosferę" mrocznego deszczowiska pod Wawelem (dawniej Wianki), itp.
Jest też, a jakże, wiele przedsięwzięć przemilczanych starannie i szeroko. To rozmaite festiwale czy widowiska z dziedzin określanych słówkiem "niszowe". Nisza interesuje ludzi, którzy się w niej mieszczą. Na gazety w niszach miejsca brak . Bo i po co miałyby się tłoczyć w tłumie, który wie, kiedy klaskać, a kiedy milczeć? W niszach nie ma celebrytów, niewiele też bywa skandali. Nuda…
Z przekory (ale i własnego spaczonego gustu) powędrowałem więc śladami owej niechcianej w gazetach jednej czy drugiej mniejszości. Niestety, kosztem nieobecności na moich faworytnych wakacyjnych cracovianach. Na Letnim Festiwalu Jazzowym dyrektora Witolda Wnuka w Piwnicy pod Baranami (i nie tylko).
Na wakacyjnym festiwalu Opery Krakowskiej. Na uroczym festiwalu Krakowski Teatr Faktu i Jego Goście, niezmordowanie organizowanym przez dyrektor Ninę Repetowską.
W tej sprawie muszę jeszcze słówko: ze zdumieniem stwierdziłem, że temu uroczemu festiwalowi monodramów zmieniono nazwę, w zapowiedziach zaś niemal wymazano nazwisko jego twórczyni, aktorki wybitnej, choć zapewne kontrowersyjnej. Za to kilkanaście razy pojawiło się nazwisko jakiegoś tłustego amatora, najwyraźniej szukającego swego miejsca. Dopisana została też jakaś chałtura dyletantów udających "gwiazdy musicali". Wstyd!
Wybrałem wojaże. Byłem w Zamościu, gdzie ślicznie czczą swego Grechutę. Potem odwiedziłem Olsztyn. Tam 36. Spotkania Zamkowe "Śpiewajmy poezję" - których idea rodziła się przecież przed laty w Krakowie, w Piwnicy i na Studenckim Festiwalu Piosenki - przyniosły sporo nowego.
Najważniejsze to udana próba przeniesienia na olsztyński Rynek krakowskich "lekcji śpiewania". W trzy dni Stefan Brzozowski z przyjaciółmi z Czerwonego Tulipana zrobił więcej dla popularyzacji pięknych poetyckich piosenek niż niejedna gazeta przy pomocy "patronatu medialnego"! A sam konkurs śpiewanej poezji pokazał kilka talentów nadzwyczajnych, że wspomnę choćby laureatki-licealistki: Patrycję Zisch z Krzyżanowic pod Raciborzem czy Elizę Banasik z Gdańska. Obie zobaczymy jesienią w finale Studenckiego. Zwróćcie na nie uwagę, warto.
Lato dopiero się zaczęło. Wczoraj rozpoczęły się w Pęzinie na Pomorzu wielkie warsztaty dla najzdolniejszej młodzieży estradowej.
W najbliższych dniach w Grochowicach koło Kotli trwać będzie Stachuriada - to przecież dla miłośników Steda rok szczególny, jubileuszowy. W lipcu też jeszcze rozkwitną "Ogrody piosenek" w Lublinie, w Kołobrzegu zaś po raz kolejny pojawi się "Nadzieja", festiwal upamiętniający Jacka Kaczmarskiego,
Ale o tym w następnych czwartkowych felietonikach. Jak kryzys, to kryzys! Wszak mówił mądry Francuz -: ,,Bawmy się, skoro nie wiadomo, czy świat potrwa jeszcze dwa tygodnie!".