Podziwiam białe ptaki. Słońca tyle co na lekarstwo. Gniazdo, gdzie przesiadują nocami smaga zimny wiatr. Okoliczne łąki dotknięte suszą są ubogie w pokarm. Dżdżownic tyle co na lekarstwo, owadów podobnie. Zostało im jeno polowanie na gryzonie i padlina.
Od kilkunastu dni jeden z ptaków przesiaduje stale na gnieździe. Dokładnie mówiąc, pewnie na zmiany, ale odróżnienie jednego od drugiego jest raczej niemożliwe. Siedzą non stop, co oznacza, że prawdopodobnie samica zniosła pierwsze jajo. Pewnie będzie ich ze trzy lub nawet cztery znoszonych w dwudniowych odstępach. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Jaja są prawie dziesięciocentymetrowej długości. Zawierają sporo substancji odżywczych. Białka, tłuszcze, wapień skorupek. Wszystko z ciała samicy, która niedawno wróciła z długiej podróży ze środka Afryki.
Tymczasem z aprowizacją na polach i łąkach krucho. Zerknąłem do poważnej książki o życiu bocianów. Taki mają kalendarz. Jaja muszą pojawić się w najpóźniej do połowy kwietnia, tak aby cykl wychowania młodych i zdolnych do lotu ptaków zakończył się w pierwszej dekadzie sierpnia. Inaczej młode ptaki nie dolecą na zimowisko do Afryki.
