U nas gniazduje mniej więcej 360 gatunków ptaków. Tyle można naliczyć od wiosny do końca lata. Budują gniazda, znoszą jaja, wychowują pisklaki. Na zimę zostaje ich ledwo sześćdziesiąt kilka gatunków. Wszystkie czarne ptaki, czyli kruki, gawrony, kawki i wrony. Sikorki, sowy, dzięcioły. Pluszcze. Kilka drozdów. Grubodzioby. Miejskie wróble i gołębie. Byłbym zapomniał: nasze gawrony odleciały. Zastąpili ich pobratymcy ze wschodu.
Są też ryzykanci: łabędzie i dzikie kaczki. Skuszone łagodnymi zimami stawiają życie na jedną kartę. Jeśli szczęście nie dopisze, to w rezerwie zostają ludzie o dobrym sercu. Będą karmić i wykuwać z lotu marznących rzek. Pożyjemy, zobaczymy. Można już wyglądać gości z północy, dla których nasz klimat to sanatorium. Z północy nadlecą poświerki, jemiołuszki, śnieguły, czeczotki, jery czy rzepołuchy. Jedne na chwilę podczas przelotów na południe, inne na całą zimę. Ile ich będzie zależy od aury. Im silniejsze mrozy na północy tym więcej przybędzie do nas
