W pewnym sensie jest to normalne, ponieważ działania człowieka niekoniecznie są konsekwencją jego doświadczenia, a często bywają skutkiem ambicji, realizującej jakiś idealny plan, jakiś projekt modelu, nieliczącego się z ludzką słabością.
Dyskryminacja językowa jest zabroniona w Unii Europejskiej - oficjalnymi językami Unii są wszystkie języki krajów do niej należących
Przykładem takiej sytuacji stała się obecność polskiej emigracji zarobkowej w Irlandii i w krajach języka angielskiego. Polacy, zatrudnieni w instytucjach czy w zakładach pracy posługujących się językiem angielskim, muszą władać nim tak, by spełniać standardy wymagane do właściwej obsługi klientów w biurach, lokalach obsługi i wszędzie tam, gdzie ich obecność jest służbą dla społeczeństwa, mówiącego w tym języku. Jest też zrozumiałe, że w kontaktach prywatnych, między sobą, łatwiej im rozmawiać po polsku, bo jest to ich język ojczysty, znak tożsamości narodowej i często jedyny sposób precyzyjnego wyrażenia swoich myśli i emocji.
ie budzi to żadnych wątpliwości, dopóki Polacy mówią swoim językiem poza miejscem pracy. Jeśli jednak pracodawcy zatrudniający Polaków żądają, by także w kontaktach prywatnych, między sobą, pracujący w tej samej firmie posługiwali się tylko angielskim, to trudno byłoby uznać taki zakaz za słuszny. Jeśli pracownicy dobrze spełniają obowiązki i w kontaktach zawodowych mówią po angielsku,
to musiałaby istnieć jakaś racja uzasadniająca zakaz posługiwania się innym językiem w miejscu pracy,
a jeśli jej nie ma, to trudno wykluczyć, że jest to rodzaj dyskryminacji.
aka dyskryminacja jest zabroniona w Unii Europejskiej, do której Polska należy na równych prawach
z Wielką Brytanią i Irlandią. Oficjalnymi językami Unii są wszystkie języki krajów do niej należących. Posługując się argumentacją skrajną, a więc w zasadzie nierealną, można by powiedzieć, że jeżeli pracodawcom nie odpowiada korzystanie przez pracowników z własnego języka, to albo powinni zrezygnować z siły roboczej Polaków, albo powinni się nauczyć języka polskiego. Każde z tych rozwiązań jest trudne do przyjęcia, zarówno przez Polaków, którym na pracy zależy, jak i dla pracodawców, dla których polski nie musi być zbyt przydatny.
Kraje, o których mowa, cieszą się opinią państw demokratycznych, a więc tolerancyjnych. Czyżby i tam byli równi i równiejsi? A swoją drogą, dobrze byłoby zapytać, czy w Polsce, uczącej się demokracji, cudzoziemcom zatrudnionym u nas nie grożą podobne praktyki dyskryminacyjne.