WIDEO: Trzy Szybkie
26 października Centrum Kongresowe było pełne po brzegi. Na scenie Olga Tokarczuk opowiadała o swoich literackich przyjaźniach, fascynacjach i o tym, w jaki sposób tworzy swoje powieści i opowiadania. Z trybun słuchało jej prawie dwa tysiące osób. I choć spotkanie zostało opisane w dziesiątkach medialnych relacji, mało kto zdaje sobie sprawę, że na widowni wśród dziennikarzy, krytyków i literaturoznawców siedzieli również osadzeni z Aresztu Śledczego w Krakowie.
Nie ma czegoś takiego jak "trudna literatura"
Udział w spotkaniach autorskich to dla lokatorów placówki Montelupich rzadkość. Jednak same dyskusje o literaturze już nie. W areszcie od dwóch lat prowadzone są zajęcia „Szkoła Czytania”, w ramach których osadzeni w spotykają się w kilku – kilkunastoosobowych grupach, by porozmawiać o przeczytanych książkach.
Co to za książki? Na liście znalazły się tytuły, których nie powstydziłby się wytrawny klub dyskusyjny. Oprócz wspomnianej Tokarczuk: Joseph Conrad, Doris Lessing, Peter Handke, James Baldwin czy William Faulkner. Sami osadzenie też proponują lektury, ostatnio: „Kadysz za nienarodzone dziecko” Imre Kertész.
- Jesteśmy przekonani, że przestrzeń więzienia nie jest przestrzenią uproszczonej myśli - mówi Grzegorz Jankowicz, z działu literackiego Krakowskiego Biura Festiwalowego, który prowadzi zajęcia w areszcie śledczym przy ul. Montelupich.
Sformułowanie „trudna literatura” wyniesione ze szkoły czy studiów, przestaje obowiązywać w sytuacji, w której po prostu otwieramy się na literaturę. Spory, dyskusje i interpretacje czasem są nawet ciekawsze, niż te prowadzone na wolności, bo życie w zamknięciu pobudza umysł do nieoczywistych skojarzeń.
Wiersze zza kratek
Pomysł, by więzienie uczynić miejscem literackich debat jest mniej egzotyczny niż się wydaje. Jak wynika z badań Fundacji „Zmiana” więźniowie czytają o wiele więcej niż ci, którzy przebywają na wolności (8 na 10 osadzonych przynajmniej jedną książkę rocznie). Nierzadko sami też tworzą literaturę: W areszcie śledczym w Gdańsku kilka lat temu wydano antologię poezji„Powiew wolności” , organizowane są też adresowane do więźniów konkursy literackie (jurorem jednego z nich był w tym roku Graham Masterton).
Choć inicjatyw kulturalnych adresowanych do osadzonych jest coraz więcej (dość wymienić: ogólnopolską akcję Książka za kraty, czy audycje w radiowęźle w Areszcie Śledczym w Gdańsku), nadal budzą one sceptycyzm części społeczeństwa. Bo jak to? Przecież więzienie jest za karę. Jankowicz przestrzega jednak przed takim myśleniem i tłumaczy, że po pierwsze: karą jest pozbawienie wolności, ale nie dostępu do literatury, a po drugie na skutecznej resocjalizacji powinno zależeć nam wszystkim. - W tej chwili mamy 90 tysięcy osadzonych, spośród których jakieś pół procenta zostało skazane na dożywocie. Pozostali prędzej czy później wyjdą na wolność i wrócą do społeczeństwa, powinno więc zależeć nam na ich skutecznej resocjalizacji, a literatura jest do tego doskonałym narzędziem – mówi Jankowicza. - Książki pozwalają umieścić siebie wobec świata w trochę innym miejscu i trochę innej roli niż dotychczas, przemyśleć jeszcze raz swoje czyny.
O roli i miejscu literatury w więzieniu dyskutowano w tym tygodniu w Pawilonie Wyspiańskiego, podczas konferencji „Literatura w więzieniu”.
