- Takie młokosy. Skąd mogłem wiedzieć, co im siedzi w głowach - opowiadał nam po zdarzeniu Marian P. 63-letni rencista, który pracował w miechowskim skupie złomu. 29 grudnia 2006 r. przyszedł jak co dzień do pracy, zauważył, że w pobliżu kręcą się dwaj młodzi chłopcy. Okazało się, że 18-letni Krzysztof M. i o rok młodszy Łukasz K. planowali zabójstwo, jeden został na czatach, drugi zaatakował mężczyznę.
- Złapał mnie za głowę i ciach nożem po szyi. Zacząłem wzywać pomocy, krwawiłem, chciałem dogonić małolata, ale uciekł. I dobrze, bo jakbym go złapał to nie wiem...- emeryt nie kończy. Napastnicy rzucili się do ucieczki, ujęto ich dopiero w pociągu, gdy jechali do Krakowa. Przy zatrzymanych znaleziono nóż, który posłużył do dokonania zbrodni.
Już podczas pierwszych wyjaśnień nastolatkowie przyznali się, że obserwowali wcześniej skup i planowali zabójstwo z zimną krwią, aby zdobyć pieniądze z utargu. Okazało się też, że wcześniej dokonywali drobnych włamań na terenie powiatu miechowskiego, m.in. do domków letniskowych.Trafili za kratki. Przyznali się do winy, przeprosili za swój czyn, wyrazili skruchę.
- Potrzebowaliśmy pieniędzy na zabawę sylwestrową - nie kryli. Skazano ich za usiłowanie zabójstwa z rozbojem. Dostali po 25 lat więzienia. - Wybaczyłem im, ale kara musi być. Niech im w więzieniu nie będzie jak w sanatorium, bo wielu za kratkami tak się czuje. Wykarmią ich, ubiorą, dadzą dach nad głową, podleczą. Na wolności nie jest im tak dobrze - opowiada rencista.
Gdy sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Krakowie, sędziowie zdecydowali się wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego, by ten sprawdził, czy tryb uchwalania przepisu o zbrodni kwalifikowanej i sam przepis są zgodne z konstytucją. Okazało się bowiem, że sędziowie nie mogą swobodnie orzekać o karze dla obu oskarżonych. Zgodnie z przepisami można im było wymierzyć tylko i wyłącznie jedną karę, właśnie 25 lat więzienia. Sędziowie uznali, że to godzi w niezawisłość sądu.
Ostatecznie Trybunał Konstytucyjny zlikwidował ten przepis prawny wprowadzony za rządów PiS, a sprawa napadu i usiłowania zabójstwa Mariana P. wróciła ponownie na wokandę krakowskiego sądu.
Podczas powtórnego procesu Łukasz K. nie przyznał się do winy. - Nie chciałem nikogo zabić, poszliśmy tam z kolegą, by tylko okraść pracownika złomu. Ja zostałem na zewnątrz, a Krzysztof M. z nożem wszedł do środka - wyjaśniał niski, szczupły 18-latek.
Twierdził, że w śledztwie przyznawał się do udziału w zbrodni, bo namówił go do tego jeden policjant. - Obiecywał, że będę odpowiadał za rozbój i dostanę wyrok w zawieszeniu. Dlatego mówiłem, że stałem na czatach, gdy Krzysztof M. poszedł zabić i okraść mężczyznę - tłumaczył się. Przyznał się tylko do włamania i kradzieży z domu w Uniejowie Rędziny.
- Zabrali mi telewizor, DVD, płyty z filmami - potwierdza 62-letni Jan Zięba, emeryt z Miechowa, który przyjechał na proces. Zrabowane rzeczy odzyskał i uważa, że teraz sąd powinien sprawiedliwie ukarać oskarżonych. - Ale moja krzywda jest niczym w porównaniu z tym, co spotkało mężczyznę, który omal nie stracił życia - opowiada. Marian P. przeżył zamach, bo, jak opowiadał potem Krzysztof M., nóż, którym chciał podciąć gardło ofierze, był zbyt tępy. Wyrok na Krzysztofa M. i Łukasza K. nie jest prawomocny, miechowska prokuratura zapowiada apelację.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?