Nie pomogły nawet zdwojone wysiłki ekip telewizji informacyjnych, które o siódmej rano stanęły dzielnie na torach, by relacjonować na żywo komunikacyjny Armagedon. A końca świata znowu nie było.
Nie pierwszy to i zapewne nie ostatni strajk kolejarzy, ale piątkowe wydarzenia powinny im dać do myślenia. Nie dość, że pasażerowie jakoś nie przejęli się niedolą kolejarskich rodzin i emerytów, na których święte przywileje zamachnął się pracodawca, to nawet żaden poważniejszy polityk opozycji nie zażądał dymisji ministra transportu, co w takich razach czyni się zwyczajowo. Polacy pogodzili się z tym, że polska kolej nie jeździ. Punktualny, czysty, tani i nieprzepełniony pociąg nie jest już artykułem pierwszej potrzeby. Da się żyć bez kolei pasażerskich i kolejarzy.
Gdy już skończą się wszystkie te remonty linii i dworców, okaże się, że do szczęścia i tak brakuje pasażerów. Z drugiej strony to może dobrze, bo dworce się pozamyka, puste pociągi przestaną kursować i dzięki temu wagony, tory i budynki się nam nie zniszczą. Trzeba będzie tylko wytłumaczyć dzieciom, o co chodziło Tuwimowi z tą lokomotywą. Że stoi na stacji, ciężka, ogromna i pot z niej spływa, sapie, dyszy i dmucha. Może zabrali jej ulgowe przejazdy?
Przedwojenne cukiernie Krakowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!