Dziesięć lat temu zacząłem liczyć ptaki przy karmniku na potrzeby ptakoliczenia. Przez pięć kolejnych lat miałem w ogrodzie od dziesięciu do dwunastu okazów grubodziobów. Po połowie śliczne samce i nieco bardziej w stonowanym ubarwieniu samice. Stały element zimowego dokarmiania od listopada do marca. Gniazdowały w okolicy podczas lata.
Ptaki nieco marnowały swoje zdolności na słoneczniku. Już mówię w czym rzecz. Otóż zgodnie ze swoją nazwą grubodziób ma dziób co się zowie. Specjalna konstrukcja pozwał im kruszyć z łatwością twarde nasiona wiśni czy nawet oliwek. Słonecznik to dla nich zabawa.
Wracam do sedna. Tak duże zagęszczenie zimujących na stałe grubodziobów skończyło się nagle pięć lat temu. Ptaki przepadły bez śladu. Widywałem jedynie pojedyncze okazy i to były pewnie okazy migrujące na południe. Na stałe nic. W tym sezonie (jeszcze nie dobiegł końca), nawet w najbardziej śnieżne i mroźne epizody nie uświadczyłem ni jednego ptaka z grubym dziobem. W tym samym czasie znikły mniej liczne kowaliki. Zadziałała niewidzialna ręka przyrody. Lokalny nadmiar został ograniczony. Przy okazji: nieliczne grubodzioby widuję w parku.
- Gdzie są najdroższe, a gdzie najtańsze mieszkania w Krakowie? Ranking dzielnic 2024
- Najpiękniejsze pary z krakowskich studniówek! To one przyciągały wzrok
- Pistacjowe croissanty robią furorę w internecie! Gdzie można je zjeść w Krakowie?
- Zimowe wycieczki w Tatry z dziećmi. Zobaczcie łatwe i przyjemne szlaki w górach
