Nie mam nic przeciw, a nawet jestem za. Jeż w ogrodzie to dobra rzecz. Kolczasty stwór szeleścił w żywopłocie. Potem sprowadził drugą połówkę. W sierpniu koło domu buszowały już trzy małe kolczaste stwory.
Chwilę później przy kociej misce, którą latem trzymam na tarasie i zawsze pełnej suchej karmy doszło do awantury. Piski, syki, posapywanie. Przyłapałem jeżyki na spóźnionej kolacji. Przychodziły regularnie przez tydzień wyjadając każdego rodzaju pokarm. Żadnych grymasów. Jeden z nich pewnej nocy trafił na mleko. Była to nagroda dla kota za wydajną pracę z gryzoniami. I popadł biedak w nałóg. Ma w nosie ślimaki, dżdżownice i inne insekty. Teraz jako pierwszą sprawdza miseczkę z napojami. Jeśli pusta, zaczyna fukać i mlaskać. Mamrocze tak długo, aż doleję mu napitku. Wodą gardzi. Wiem, wiem.
Jeże nie powinny dostawać mleka. Zakładam, że dzikie jakby nie było zwierzę powinno wiedzieć co dla niego dobre a co zakazane. Czasem ulegam. To nie żebractwo, ale wymuszenie. Na mój widok nawet nie zwija się w obronną kule. Nie protestuje, gdy układasz go na wadze. Co tu kryć, rośnie w oczach. Ja zaś nalewam mu kolejną porcję i przemyśliwuję nad postępami domestykacji. Kto tu właściwie kogo udomowił?
