Zdania te przywołuje się dziś rzadko, bo stały się coraz mniej zrozumiałe. Nie dlatego, że brzmią cokolwiek patetycznie, tylko dlatego, że odnoszą się do rzeczywistości nieobecnej w kulturze, jaka nas otacza. W zamian dostajemy dość podejrzane erzatze. Np. apologię ciała permanentnie chętnego do miłości, jeśli miłością nazwiemy spółkowanie. Na kilku telewizyjnych antenach emitowane są teraz programy, w których trzepoczące doklejonymi rzęsami malowane lale oraz podobni faceci rywalizują by znaleźć sobie kogoś do łóżka. Nawet nie chce mi się domyślać kim są odbiorcy niewyszukanych rozrywek.
A po drugiej stronie skali mamy wyrafinowanych adeptów wszechmiłości kierowanej zarówno do osób ludzkich, jak ‘osób nieludzkich’. Mówienie o miłości tylko do człowieka jest określane mianem szowinizmu gatunkowego. W tej sytuacji niesamowitą karierę robi pojęcie ‘osoby nieludzkiej’. Jeśli komuś ta zbitka językowa zgrzyta, jeśli uzna ją za non-sensowną, jest w dobrym towarzystwie filozofów działających przez ostatnie 2 tysiące lat, dla których osoba była bytem rozumnym, była istotą mającą świadomość przyszłości i przeszłości, zdolną do dokonywania wyborów i ponoszenia za nie odpowiedzialność. Żadne przypadki losowe, jak np. wyłączająca te zdolności choroba, nie odbierają człowiekowi statusu osoby. Dla ludzi religijnych ważny jest jeszcze jeden aspekt: osoba jest istotą posiadającą duszę.
Czyżby z pojawieniem się terminu ‘osoba nieludzka’ ten wielowiekowy namysł miał wylądować w koszu?
Status osoby ‘nieludzkiej’ nadaje się zwierzętom, roślinom, rzekom, a nawet minerałom. Koniec z antropocenem – mówią. W tej logice antropocen był szkodliwą epoką dominacji człowieka nad światem. Pora wyzwolić osoby nieludzkie z niewoli człowieka. Czas najwyższy zrozumieć i zaakceptować wszelkie byty jako pełnoprawne i… równoprawne. Czas otoczyć je rozumiejącą miłością.
Czy to źle? Gdyby chodziło tylko o uwrażliwienie na ich istnienie i znaczenie, przyklasnęłabym. Kiedy jednak słyszę, że nie powinno się mieć dzieci, bo ludzie szkodzą planecie, zaczynam się niepokoić.
W tekstach naukowców (!) roślinom nadaje się cechy ludzkie i przekłada to na politykę lub ideologię. Np. pojawienie się w Europie roślin pochodzących z Afryki jest porównywane do
historii imigrantów transportowanych w nieznane im kraje, a dostosowanie roślin do nowych warunków ma być argumentem w dyskusji z postawami antyimigranckimi i ksenofobicznymi. Tok tej opowieści przypomina czułą czytankę dla dzieci, ale z nauką nie ma wiele wspólnego.
Bywa, że deklarowana miłość do zwierząt przybiera nieoczekiwany charakter. Tendencję tę świetnie ilustrują niektóre działania artystyczne. Np. projekt „K-9 topology” Mai Smrekar. Artystka w happeningu który zatytułowała „rodzina hybrydowa”, po odpowiedniej stymulacji, karmiła piersią szczeniaka o imieniu Ada. Mówi, że czuła się matką i miała objawy urojonej ciąży, co farmakologicznie wspierała. Następnie dążyła do zapłodnienia swej komórki jajowej komórką somatyczną pochodzącą od jej psa. Została nagrodzona Prix Ars Electronica, a jurorzy tłumaczyli, że Smrekar wykazała „całkowite poświęcenie dla sztuki”. K-9 topology został uznany za „hybrydową pracę artystyczną z głębokim przesłaniem biologiczno-politycznym”.
