Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton naczelnego. Krajobraz po bitwie (medialnej)

Wojciech Mucha
Wojciech Mucha
Bycie rzecznikiem prasowym potrafi być i owszem, przyjemnym zajęciem. Spokojnie miał do niedawna np. rzecznik Ministra Koordynatora Służb Specjalnych, którego praca przez lata sprowadzała się do tego, że na każde pytanie odpowiadał coś w stylu: „służby specjalne nie informują o prowadzonych przez siebie działaniach, które zgodnie z ustawą mają charakter niejawny”. Ot, cała robota.

Od czasu jawnej rosyjskiej agresji na Ukrainę i to się pozmieniało. Obecny rzecznik Służb, Stanisław Żaryn, jest jednym z najbardziej zapracowanych i aktywnych rzeczników w Polsce, a może i na świecie. Jako państwo graniczące z wojną jesteśmy narażeni na wiele zagrożeń, w tym dezinformację, dywersję i temu podobne. To wiąże się z koniecznością zajmowania stanowiska także przez służby specjalne, bo poza wszystkim ludzie chcą wiedzieć, że te są i działają.

Są jednak krzesła bardziej gorące od tego, na którym siedzi Żaryn. Np. to, na którym zasiadł z początkiem miesiąca Filip Szatanik, obecny rzecznik miejskiej spółki Kraków5020. Rzeczona spółka, znana Czytelnikom z naszych (także dzisiejszych) łamów jest bowiem typowym barejowskim misiem. Nikt nie wie, po co powstała, jest droga w utrzymaniu i kłuje w oczy rozmachem. W przeciwieństwie do kwestii misia są jednak tacy, którzy mimo wszystko pytają „po co powstała?”

I tu pojawia się problem, ponieważ odpowiedzi na to pytanie nie ma. No chyba, że wystarczają Państwu komunały jak ten, że „jest spółką miejską powołaną przez prezydenta miasta Krakowa, wydzieloną zgodnie z prawem z Krakowskiego Biura Festiwalowego i działa zgodnie z prawem”.

Albo, że „kosztuje, bo musi, ale z racji tego, że kosztuje, to płaci podatki, więc budżet zyskuje, a że sporo zyskują też ludzie do spółki podczepieni, to już w ogóle naturalna rzecz, bo ktoś musi w spółce pracować, więc trzeba mu płacić, a prowadzona przez nią bogato wyposażona i nieoglądana przez nikogo telewizja telewizją wg definicji telewizji nie jest, bo tych definicji jest zresztą tak wiele, że każdy ma swoją”. Nie, nie zwariowałem, powyższe tłumaczenie to nieco złośliwa trawestacja wypowiedzi na temat „Krakowa5020”, jakiej udzielił dziennikarzom prezydent Krakowa, Jacek Majchrowski.

Że to tłumaczenia niewystarczające? Cóż wie to chyba on sam, stąd pojawienie się wizerunkowego wunderwaffe, jakim miał być dla spółki Filip Szatanik, znany swoim znajomym jako „specjalista od PR”. Wczoraj Szatanik zwołał w Magistracie swą pierwszą konferencję prasową, mającą „rozwiać wątpliwości wokół Krakowa5020”.

Cóż jednak zrobić, jeśli w zderzeniu z dziennikarzami „Dziennika Polskiego”, portalu interia.pl i serwisu Krowoderska.pl owa Tajna Broń Magistratu okazała się równie skuteczna, jak skuteczne będą przydzielane rosyjskim poborowym karabiny z II wojny światowej w starciu z będącymi na wyposażeniu Ukrainy Krabami, Bayraktarami i Himarsami? Rzecznik i towarzyszące mu ekspertki (w tym jedna jak mówią złośliwi, ściągnięta do Krakowskiego Biura Festiwalowego ze sklepu z serami) nie potrafili wyjaśnić dziennikarzom w zasadzie niczego, a prezydent Krakowa opuścił konferencję już po kilkudziesięciu sekundach.

Nic więc dziwnego, że ludzie prezydenta Majchrowskiego posunęli się do „opcji atomowej” i nie dość, że odmówili dziennikarzom legitymacji nadanej im przez krakowian (że nie reprezentują mieszkańców usłyszeli reporterzy serwisu Krowoderska.pl), to reportera Interii nawet na konferencję prasową nie wpuszczono. Sam rzecznik usiłował po wszystkim ratować sytuację w mediach społecznościowych, ale przecież jako ekspert od medialnych bitew musi wiedzieć, że po „opcji atomowej” nic już nie będzie tak samo. I byłoby mi go nawet szkoda (bo odcinek frontu ma naprawdę beznadziejny), gdyby nie fakt, że przecież do jego obrony zgłosił się na ochotnika.

Ps. Filip Szatanik jeszcze przed konferencją prasową zarzucał tropiącym nieprawidłowości społecznikom, że „działają na zlecenie”. Szkoda, że Specjalista, który miał wnieść „nową jakość”, postanowił sięgnąć do Magistrackiej Zbrojowni Argumentów po najbardziej wyrobiony cep, pt. „NAPISANE NA ZLECENIE”. Przypomnę tylko, że gdy chwilę po pożarze Archiwum Miejskiego ujawniłem, że spłonęło niemal wszystko, to ówcześni miejscy specjaliści od komunikacji, również zarzucali mi to samo - kłamstwo na zlecenie. Gdy czas przyznał rację moim ustaleniom, nie przeproszono mnie, a obrażający mnie wpis dalej wisi jako oficjalny komunikat Miasta Krakowa.

Ps. 2. Do sklepu z serami wrócimy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Felieton naczelnego. Krajobraz po bitwie (medialnej) - Plus Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska