Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorlice 1915. Zapomniana bitwa, która zmieniła losy I wojny światowej na wschodzie Europy

Mateusz Drożdż
Rekonstrukcja Bitwy pod Gorlicami
Rekonstrukcja Bitwy pod Gorlicami fot. Marcin Makówka
Fragment przygotowywanej przez Wydawnictwo Polska-Press Oddział w Krakowie i autora artykułu książki pt. „Małopolska w ogniu Wielkiej Wojny” oparty na artykule „Przełomowa bitwa gorlicka 1915” z „Naszej Historii” z maja 2014 r.

Prasa krakowska z przełomu kwietnia i maja 1915 r. donosiła przede wszystkim o toczącej się na całym globie wojnie. „Walki w Karpatach i w Królestwie”, „Zdobycie stanowisk rosyjskich pod Suwałkami”, „Nowe ataki Anglików we Flandryi”, „Sukcesy Niemców we Francyi” głosiły tytuły. Donoszono także o walkach w Dardanelach i na Bukowinie, ofensywie wojsk niemieckich na Łotwie, rozbiciu ataków rosyjskich, alianckich atakach lotniczych na Ostendę i niemieckim ostrzale artyleryjskim Dunkierki, bombardowaniu Wielkiej Brytanii, atakach okrętów podwodnych. O tym, że front znajduje się ledwie kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Krakowa przypominały inne informacje - donoszące o poborze nowych roczników żołnierzy oraz o przyprowadzaniu pod ocenę komisji wojskowych koni, które też mogły trafić do armii – jako zwierzęta wierzchowe, lekkie i ciężkie pociągowe, czy juczne. Krakowianie wzięci do niewoli w Przemyślu za pomocą prasy donosili rodzinom, że żyją w obozach jenieckich. Padały nazwy: Omsk, Sybirsk, Orenburg, Saratow…

O groźbie powrotu Rosjan pod mury Krakowa donosiły niepokojące czytelników informacje pod tytułami „Ewakuacya” i mówiące o trwających pracach przygotowawczych do wysłania, nawet siłą, mieszkańców Krakowa, Podgórza i gmin podmiejskich gdzieś na dalekie tyły. Dobrowolną chęć wyjazdu z miasta-twierdzy zgłosiło tylko tysiąc osób, w tym ponad 700 Izraelitów. „Czas” donosił także o nowych porządkach w okupowanej przez Rosjan Galicji – tamtejszy carski gubernator zapowiedział, że utworzono już trzy nowe gubernie – lwowską, tarnopolską i czerniowiecką, a czwarta – przemyska – miała powstać wkrótce, ogłosił także, że po wojnie uniwersytet ze Lwowa zostanie przeniesiony do Warszawy, a nauka w szkołach już odbywa się po rosyjsku.

Wszystkie te carskie plany musiały ulec zmianie, gdy na rosyjskie pozycje niedaleko Gorlic w niedzielę 2 maja 1915 r. w ciągu czterech godzin spadło 700 tys. pocisków artyleryjskich, a w ślad za nimi do ataku ruszyli żołnierze wojsk niemieckich i austro-węgierskich.

„Szósta! Wystrzał 120-mm działa na wzgórzu (…) stanowi sygnał, na który wszystkie baterie, od armat polowych po ciężkie moździerze, otwierają ogień na pozycje rosyjskie. Rozlega się grzmot i huk, trzask i jęk, gdy 700 dział miota w powietrze syczący grad żelaza i stali. Pociski wybuchają na ziemi, wznosząc grudy ziemi, odłamki drewna i inne szczątki na wiele metrów w powietrze” wspominał burzę ogniową niemiecki gen. Hermann von Franҫois.

Sam ostrzał zaczął się dzień wcześniej, artylerzyści z wojsk niemieckich i austro-węgierskich otrzymali listy celów rosyjskich rozpoznanych przez zwiad powietrzny i zaczęli strzelać niespiesznym pojedynczym ogniem. Miał on pozwolić na wstrzelanie się w cele oraz szarpać nerwy obrońców. Rankiem pojedyncze strzały przeszły w huraganowy ogień, tak silny, że jeszcze nikt na froncie wschodnim go nie doświadczył. Przez cztery godziny tysiąc dział na 32-km froncie od Ropicy Ruskiej (obecnie: Ropicy Górnej) do Rzepiennika Strzyżewskiego, wyrzucało ze swoich luf pociski różnych kalibrów i wag w kierunku linii rosyjskich.

„Ziemia drżała w posadach, pociski armatnie, wyjąc, warcząc i jęcząc, darły powietrze, jakby ścigając się wzajem w szatańskim pędzie” opisywał sytuację jeden z oficerów. Płk Franciszek Latinik, dowódca 100. Pułku Piechoty z Cieszyna wchodzącego w skład 12. Dywizji Piechoty z Krakowa, obserwował teren, który miał zaatakować jego oddział: „Pociski przerzynają powietrze z sykiem i szumem, skowytem i gwizdem, a wbiwszy się w pozycje przeciwnika, z piekielnym hukiem cisną w górę na kilka metrów ziemię, kamienie, belki, deski, karabiny i ciała ludzkie. Chmury gryzącego dymu zalegają coraz większą przestrzeń”.
Po czterech godzinach w wielu miejscach ogień ucichł. Kurz i dym zasłaniały okolicę, pociski zapaliły domy w Gorlicach oraz rafinerię i zbiorniki ropy na przedmieściach. Miasto wyglądało – jak określił jeden ze świadków – jak przedsionek piekła.

O godz. 10 zaczął się szturm. „Z małych ziemnych skrytek, z rowów przydrożnych, z zagłębia potoków, zza murów cmentarza, zza ścian chałup wiejskich wylała się szara masa, coraz liczniejsza, coraz więcej zwarta, coraz więcej koncentrycznie zmierzająca ku okopom moskiewskim” wspominał jeden z żołnierzy z 12. Dywizji. Niektórzy padli od wybuchów min lub ognia karabinów maszynowych, ale większość parła naprzód jak wzbierająca szara fala.

Operację i jej miejsce wymyślił szef sztabu generalnego armii Austro-Węgier gen. Franz Conrad von Hötzendorff, a Niemcy wsparli go 8 dywizjami. Dowódcą operacji został Niemiec – zwycięski weteran walk pod Tannenbergiem i w Polsce centralnej gen. August von Mackensen. Same Gorlice zaznały już wojny. Rosjanie zajęli je jesienią 1914 roku, gdy podążali na wschód, w grudniu w wyniku bitwy o Kraków i operacji limanowsko-łapanowskiej zostały odbite, jednak ponownie zajęto je tuż przed Bożym Narodzeniem, a linia frontu ustabilizowała się wówczas na zachód od Tarnowa i Gorlic. Gdy w marcu podjęto próbę przebicia się do oblężonej twierdzy w Przemyślu przedmieścia tego małopolskiego miasta znów stały się areną walk. Akcja nie powiodła się, twierdza w Przemyślu upadła.

Rosjanie już w kwietniu dowiedzieli się o planowanych ataku, choć nie wiedzieli, gdzie dokładnie może on nastąpić. Nie poczynili więc większych przygotowań do obrony, również dlatego, że brakowało im sprzętu saperskiego i amunicji do dział. Choć pierwsza linia obrony na przedpolu Gorlic była zabezpieczona okopami, zasiekami z drutu kolczastego i w niektórych miejscach polami minowymi, umocniono wzgórza oraz ruiny domów i cmentarze na przedmieściach, to druga i trzecia linie obrony były nieprzygotowane do walki.

Oddziały niemieckie i austro-węgierskie miały przewagę. W Galicji 360 tys. do 220 tys. żołnierzy, a pod Gorlicami - 220 tys. do 60-80 tys. Dominowały też siłą artylerii. W noc poprzedzającą atak grupy saperów przecinały zasieki, a specjalne grupy szturmowe zbliżały się skrycie ku okopom rosyjskim. Rano po 4 godzinach ostrzału austriaccy, węgierscy i niemieccy żołnierze ruszyli do ataku. Choć pokaz siły ognia zrobił wrażenie na Rosjanach i zadał im duże straty, to jednak przeniesienie ognia dalej poza pierwszą linię spowodowało, że rosyjscy żołnierze, którzy przeżyli ostrzał, obsadzili okopy i zadawali poważne straty atakującym.

Wyjątkiem było strategiczne wzgórze Pustki na północ od Gorlic, które atakowały polskie pułki z 12. Dywizji gen. Paula Kestranka. Dywizyjną artylerią dowodził tam płk Tadeusz Jordan-Rozwadowski, który jako jeden z pierwszych w tej wojnie zastosował nową metodę prowadzenia ognia artylerii, którą później Niemcy nazwali Feuerwalze – walcem ogniowym. W momencie szturmu nie przerwał ostrzału, lecz przenosił go stopniowo tuż przed atakujących piechurów, co nie dawało nieprzyjacielowi czasu na obsadzenie stanowisk bojowych.

Ogień kroczący przed żołnierzami pozwolił Polakom w ciągu 5 minut zająć pierwszą linię okopów u stóp wzgórza, a zanim upłynęła godzina i mimo rosyjskiego oporu – całe wzgórze Pustki dominujące nad wsią Wola Łużniańska. Sukces był tak niespodziewanie szybki, że dowództwo austriackie widząc schodzących powoli z góry licznych żołnierzy myślało, że atak się nie udał, a w rzeczywistości byli to rosyjscy jeńcy. Ogień dział był tak celny, że dowódca 12. Dywizji raportował po bitwie: „Jeńców wzięto zaledwie 1700 (…), gdyż wszystko prawie legło w okopach zabite. (…). Okopy to kupa gruzów, kryjąca tysiące trupów”. Zwycięzcy Polacy wsparli potem atakujących po sąsiedzku Niemców i Węgrów.

Na południe od Gorlic bawarska piechota po kilku krwawych szturmach po południu zdobyła umocnione wzgórze Zamczysko. Brakło tam tak dobrze współpracującej z piechotą artylerii i Rosjanie mogli użyć swoich karabinów maszynowych. Walki trzeba było stoczyć także o same Gorlice, a zwłaszcza o umocnione cmentarze. Miasto po ostrzale z ciężkiej artylerii przypominało morze „ruin byłego miasta, które od 500 lat zwało się Gorlicami” jak zapisał przerażony widokiem tamtejszy burmistrz ks. Bronisław Świeykowski.

Dowodzący całą operacją gen. von Mackensen wizytujący później miasto dodał: „Prawie żaden dom nie nadawał się do mieszkania. (..) W całej miejscowości nie widziałem bodaj tuzina całych szyb”. Jednak mimo zniszczeń mieszkańcy byli szczęśliwi, że Moskale zostali wypędzeni. Pokazali to, gdy o godz. 15.30 na rynku gorlickim pojawił się pierwszy patrol Bawarów. „Chlebem i solą tych trzech witając bohaterów składam im w najserdeczniejszych słowach podziękowanie za ocalenie nas z niewoli i niedoli (…) Okrzyki „es lebe hoch!” [Niech żyją!] i „hura” zabrzmiały w całym Rynku, który zalegli prawie w komplecie wszyscy ówcześni mieszkańcy Gorlic” wspominał koniec 126-dniowej okupacji ks. Świeykowski.

Już w poniedziałek 3 maja krakowski wieczorny „Czas” zamieścił na pierwszej stronie artykuł o operacji pod wszystko mówiącym tytułem „Zwycięstwo”, a Wilhelm II nakazał ogłoszenie sukcesu biciem dzwonów kościelnych w Berlinie. W stolicach Austrii i Niemiec wywieszono flagi, zamknięto szkoły, na ulice wyległy tłumy podnieconych zwycięstwem ludzi.

Front został przełamany. Na zachód maszerowały kolumny jeńców, a w rejon Gorlic wysyłano kolejne jednostki, by wzmacniały idącą na wschód szpicę uderzenia i poszerzały wyłom. Koło Biecza na rosyjskiej drugiej linii Rosjanie stawili poważniejszy opór, ale drogę wojskom niemieckim i austro-węgierskim znów utorowała ciężka artyleria. 5 maja atakujący przekroczyli Wisłokę, a 6 maja zakończyła się bitwa gorlicka. I choć Rosjanie wysadzili część mostów, to tempo ofensywy nie zmalało, wyzwolono Tarnów i Jasło, następnie Krosno i Rzeszów. Rosjanie stracili 100-150 tys. żołnierzy, a przed całkowitą klęską uratowało ich to, że potrafili cofać się szybciej niż nacierali przeciwnicy.

Ofensywa gorlicka była pierwszym i jednym z nielicznych udanych przełamań frontu w czasie I wojny światowej, które miało skutki strategiczne. Pomogła przewaga w artylerii, a i front wschodni nie był tak mocno nasycony wojskiem i umocnieniami jak zachodni, ale von Hötzendorf i von Mackensen świetnie rozegrali bitwę. Skoncentrowali swoje wojska na wybranym i rozpoznanym wcześniej odcinku frontu, zapewnili sobie przewagę liczebną, wzmocnili swoje siły ciężką artylerią, przygotowali materiały wojenne i odwody. Rosjanom brakło rozpoznania, odwodów, amunicji, przygotowanych do obrony 2. i 3. linii.
W walkach na froncie po raz kolejny spotykali się także Polacy. Zarówno walcząc ramię w ramię w sprzymierzonych dywizjach austriackich i niemieckich, ale niestety także bijąc się bratobójczo przeciwko polskim poborowym w rosyjskich oddziałach. Po bitwie wybudowano 378 cmentarzy wojennych dla poległych obu stron.

Rosjanie Galicji już nie zagrozili. Przełamanie frontu pozwoliło odbić smutne pozostałości twierdzy przemyskiej i stołeczny galicyjski Lwów. Rosyjska porażka w Galicji zagroziła za to Rosjanom w Królestwie Polskim, którzy stanęli w obliczu niebezpieczeństwa ataku na ich skrzydło lub tyły. Jednocześnie szybkie postępy ofensywy spowodowały, że rosyjskie oddziały znajdujące się już po drugiej stronie Karpat nie zdążyły się wycofać i trafiły do niewoli. Z kolei wojska carskie na północ od Galicji zdążyły przeprowadzić manewr odwrotu ze swoich pozycji, co pozwoliło w następnych miesiącach Niemcom i Austro-Węgrom zająć Królestwo Polskie, z trzecim co do wielkości miastem Cesarstwa Rosyjskiego – Warszawą.

Utrata tej ostatniej spowodowała, według naocznych świadków, że „car był biały jak kreda i dłonie mu drżały”, bo aż tak go zabolała ta strata. Potem Rosjanie utracili także Litwę z Wilnem, Kurlandię, część Białorusi z Brześciem Litewskim i Grodnem oraz część Wołynia. W październiku linia frontu przebiegała od Rygi i Dźwińska (Dyneburga) na północy przez błota Polesia po wschodnią część Galicji – front przesunął się o ponad 500 km na wschód. Żadna inna ofensywa w czasie I Wojny nie przyniosła tak spektakularnych zdobyczy terytorialnych.

Historię piszą zwycięzcy, a jak wiadomo I Wojna Światowa była klęską zarówno dla zwycięzców, jak i przegranych spod Gorlic. Być może dlatego ta batalia została skazana na zapomnienie i w powszechnej wiedzy przeciętnego miłośnika historii czy militariów Gorlice nie są wymieniane w jednym szeregu razem z takimi miejscami bitew jak Marna, Dardanele, Verdun, Ypres, Passchendaele, czy Tannenberg. Choć niewątpliwie bitwa gorlicka i jej następstwa na pamięć zasługują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska