Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halo, jest tu ktoś!? Ponoć to okazja czyni złodzieja

Artur Drożdżak
Oskarżony Dominik Ch. poddaje się karze półtora roku więzienia
Oskarżony Dominik Ch. poddaje się karze półtora roku więzienia Artur Drożdżak
Uchylone okno w galerii, odcisk buta i brak obrazów za pół miliona złotych - to był początek sprawy. Sądowy finał już blisko

Wersja Dominika Ch.: w kamienicy przy ul. Józefa na krakowskim Kazimierzu mieszkał przed laty, u matki. Wiosną 2015 roku odwiedził ją ponownie. Wyszedł, by w podworcu zapalić papierosa i usiadł na parapecie koło zamkniętej od dawna galerii sztuki, która mieściła się na parterze.

Okno jakoś tak samo się uchyliło, więc je przymknął. Dopiero następnego dnia z ciekawości zajrzał do lokalu, gdy nikt nie odpowiedział na jego wołanie: „Halo, halo, jest tu ktoś?”... W środku panował półmrok i pachniało stęchlizną. Wszędzie stały, oparte o ściany, pomarszczone od wilgoci obrazy. Na niektórych było widać zieloną pleśń. W sumie, jak szacował, dzieł było ze sto.

***

Najpierw wyniósł jeden obraz i ukrył go w bramie pod schodami. Potem powtarzał ten zabieg przez kilka tygodni. Dzieła były współczesnych twórców: pejzaże, kreski bez składu i ładu, kwiatki, widoczki. Nowatorskie techniki wykonania i różnorodna tematyka.

Sprzedawał je co niedziela pod halą targową przy ul. Grzegórzeckiej w Krakowie. Ważnym odbiorcą był kolekcjoner, który według jego relacji, przyjeżdżał drogim mitsubishi pajero, kolor srebrny metalic, rejestracja kielecka. Brał obrazy za 450 - 800 zł, ale nie wszystkie.

Dlatego Dominik Ch. zaczął szukać nabywców w antykwariatach, m.in. w tych znajdujących się na Kazimierzu, i oddawał kradzione dzieła w komis. Opowiadał, że je znalazł na śmietniku lub dostał je od nieżyjącego już właściciela składu makulatury w Nowej Hucie

Jacek B. antykwariusz, który od 18 lat handluje dziełami sztuki, potwierdził potem w śledztwie, że kupił część obrazów: akwarele i tempery.

- Mężczyzna opowiadał, że jest w trudnej sytuacji materialnej i nie ma pieniędzy na utrzymanie dziecka, które mu się urodziło - zeznał.

Dominik wzbudzał litość, ale z ostrożności antykwariusz wylegitymował go z paszportu. Gdy policja wpadła na przeszukanie do antykwariatu i mieszkania Jacka B. miał jeszcze niektóre kradzione dzieła. Inne sprzedał na aukcjach internetowych z dużym zyskiem.

Tłumaczył się, że kupił obrazy, bo nie miały znaków galerii, pieczątek, a niektóre i ram, więc trudno było wywnioskować, że mogły pochodzić z kradzieży.

- Uwierzyłem w bajkę tego człowieka, że to jego własność. Nie miałem świadomości, że przedmioty mogą być z przestępstwa. My jesteśmy wyczuleni w środowisku na takie rzeczy - usprawiedliwiał się

Od Jacka B. niektóre obrazy trafiły mieszkańca z Ostrołęki. U miłośnika sztuki z Chełmna znalazła się z kolei czapla z brązu, rzeźba autorstwa prof. Bronisława Chromego. Jej wartość szacowano na 3 tys. zł, kolekcjoner kupił ją za 100 złotych.

Gdy sprawa zrobiła się głośna w środowisku na policję zgłosiło się dobrowolnie dwóch nabywców eksponatów, w tym jeden z Tarnobrzega. Oddali kradzione obrazy, choć kupili je w dobrej wierze.

***

Sprawa kradzieży wyszła na jaw przez przypadek. Dominik Ch. cztery obrazy oddał w komis do galerii sztuki Attis na ul. Starowiślnej. Jej właściciel skontaktował się z Patrykiem L., autorem jednego z dzieł. Artysta był zdziwiony, że ktoś próbuje sprzedać jego obraz.

Zadzwonił do właścicielki nieczynnej galerii przy Józefa, z której złodziej regularnie podbierał dzieła sztuki.

Kobieta zjawiła się na miejscu i stwierdziła, że okno do pomieszczeń jest otwarte.

Zawiadomiła policję o włamaniu. Wstępnie straty wyceniła na 500 tys. złotych. Dominika Ch. ujęto po kilku dniach w jego mieszkaniu w Nowej Hucie. Nie było to trudne, bo w galerii Attis wylegitymował się swoimi dokumentami i podał telefon.

Przed prokuratorem przyznał się do winy i sprzedaży 20 obrazów i dwóch figurek. Zarobił na tym, jak wyliczył, 6500 zł. Wydał je na życie, opłaty, a 1500 zł na klocki Lego dla syna.

Śledczy w akcie oskarżenia, który wysłali do sądu zarzucili mu kradzież większej ilości dzieł na łączną kwotę 130 tys. zł. Odzyskano w sumie 33 obrazy.

Maria L., właścicielka okradzionej galerii Arti do Tuum, regularnie przegląda aukcje internetowe i znajduje kolejne zaginione dzieła, ale sprawy o paserstwo są umarzane. Kobieta działa na rynku dzieł sztuki od 40 lat i przez lata promowała artystów, robiła wystawy, wydawała katalogi współpracowała z innymi galeriami.

Jej problem polega na tym, że nie miała najlepszych relacji z gminnymi urzędnikami z zarządu budynków komunalnych. Gdy dostawała przydział na lokal, robiła tam remont, po czym okazywało się, że... musi opuścić pomieszczenia.

Nie miała też szczęścia z ostatnią lokalizacją galerii przy ul. Józefa. Zainwestowała dużo w renowację wnętrz, zadbała o okna i drzwi antywłamaniowe, ale z powodu remontu popadła w tarapaty finansowe. Dlatego część pomieszczenia podnajęła na kawiarnię. Gmina wytoczyła jej sprawę o eksmisję z lokalu, bo zdaniem urzędników złamała warunki umowy najmu.

Jesienią 2014 roku notarialnie spisano wyposażenie jednej części pomieszczenia, tam, czyli tej, gdzie była kawiarnia. Przejście do lokalu Marii L. zatarasowano pilśniową płytą. Kobieta pozbawiona możliwości zarobkowania zamknęła galerię i dopiero jeden telefon uświadomił jej, że padła ofiarą złodzieja.

W zamkniętej galerii były obrazy, które otrzymała w komis do sprzedaży od kilkunastu polskich artystów lub właścicieli dzieł sztuki.

Dziś twierdzą, że od chwili zamknięcia galerii próbowali odzyskać swoje dzieła, ale nie mogli się porozumieć z Marią L. Kobieta odpowiada, że cały czas była dla nich dostępna. Obrazy czekały na lepsze czasy, ale w końcu padły ofiarą złodzieja.

Prokurator uzgodnił z Dominikiem Ch. karę półtora roku więzienia i 1500 złotych grzywny. Oskarżony był cztery razy karany, więc odpowiada w warunkach recydywy. Koniec zaległych kar wyliczono mu na 2023 roku.

Dominik Ch. na co dzień żyje z zasiłku i pensji konkubiny, kucharki w bistro na Kazimierzu. Na pierwszej rozprawie, z przyczyn proceduralnych, wyrok nie zapadł.

***

Gdzie jest reszta obrazów nie wiadomo. Niepewna jest też przyszłość Marii L., która toczy z miastem cywilny proces o bezumowne korzystanie z lokalu przy ul. Józefa i zwrot koszt poniesionych za jego remont, ale to już inna historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska