Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kern: mistrz ostatniej strony

Redakcja
Polskapresse
Wiosna 1948 roku. Krakowskie Planty ogrzewają się w promieniach kwietniowego słońca. Młody mężczyzna kroczy alejką, sycąc oczy skrzącymi się barwami. Nagle zauważa idącą z naprzeciwka znajomą sylwetkę. Na jego twarzy pojawia się uśmiech, a ręka ściska mocniej trzymany w kieszeni tomik wierszy.

Młodym mężczyzną, spacerującym tego pięknego przedpołudnia po Plantach, był Ludwik Jerzy Kern. Książką, którą miał schowaną w płaszczu, był tom zawierający "Zaczarowaną dorożkę". Ujrzanym z daleka człowiekiem był jej autor Konstanty Ildefons Gałczyński. Jak się miało niebawem okazać, to przypadkowe spotkanie pociągnęło za sobą daleko idące konsekwencje nie tylko dla poezji polskiej.

Ludwik Jerzy Kern przyjechał wtedy do Krakowa na delegację z Łodzi. Jako pracownik PAP-u , a dokładniej zastępca kierownika działu rolnego, jeździł po całym kraju, donosząc o sukcesach klasy pracującej w nowo powstałych PGR-ach. Nie przepadał za tym, więc służbowy wyjazd pod Wawel musiał sprawić mu przyjemność. Pewnie tym większą, że udało mu się wejść w drogę poecie, którego wierszami był od lat opętany.

Konstanty Ildefons Gałczyński znał już Kerna. W końcu to Kern na łamach Szpilek sympatycznie powitał poetę, który właśnie wrócił z Zachodu. Teraz Gałczyński wziął Kerna pod pachę i zaprowadził do redakcji Przekroju. Ówczesny naczelny pisma Marian Eile spojrzał na młodego człowieka zza zawalonego papierami biurka i machnięciem ręki wyraził zgodę, żeby został przez tydzień na próbę. Ta próba przeciągnęła się na... 54 lata.

Odszedł Ludwik Jerzy Kern

- Kiedy przyszedłem do Przekroju, tę historię opowiadało się jak legendę. Kern był już wtedy filarem pisma, jego seniorem. Ale szybko nawiązaliśmy współpracę. Miałem świadomość rangi ostatniej strony redagowanej przez Kerna, jego cotygodniowego wiersza i tych wszystkich drobiazgów, z których się ona składała, tych "Wacusiów", "Falczaków" - opowiada były redaktor naczelny Przekroju Mieczysław Czuma.

Jednak zawsze na ostatniej stronie najważniejszy był wiersz. - On te swoje wiersze przynosił do redakcji z wyjątkową punktualnością, w każdy poniedziałek o godzinie 11. Nawet jak wyjeżdżał w długą podróż, zostawiał zapas wierszy. Był naprawdę niesamowicie sumienny - mówi Mieczysław Czuma. - Regularnie bywał też na kolegiach, brał udział w omawianiu numeru. Ale jego kolumnę zawsze traktowaliśmy jako coś autonomicznego, w co nikt nigdy nie ingerował.

Redakcyjne życie Ludwika Jerzego Kerna opierało się na rytuałach. Jak wspomina jego Przekrojowy kolega, Andrzej Ruchałowski, w powszedni dzień, zanim poszedł do pracy, musiał wypić kawę w Klubie pod Gruszką. Zasiadał wtedy w doborowym towarzystwie m.in. Tadeusza Kwiatkowskiego, Brunona Miecugowa, Mariana Cebulskiego. - To była grupa ludzi, którzy umieli stawiać trafne diagnozy. Pod Gruszką rozmawiało się o wszystkim: o tym, co się zdarzyło w Krakowie, co w Polsce - wymienia Czuma.

- Oczywiście podsumowywane było to często prześmiewczymi komentarzami. - Właściwie nigdy nie było wiadomo, po co myśmy się spotykali. Ale właśnie na tym polegał urok tych spotkań - dodaje aktor Marian Cebulski. - Z czasem skład znajomych się zmieniał. Coraz więcej osób ubywało od naszego stolika. Przenieśliśmy nawet te nasze spotkania do Bunkra Sztuki. Ale ostatnio znowu wróciliśmy w dawne miejsce.

Gdzie odleciał Czarny Anioł?

Na to spotkanie Ludwik Jerzy Kern przyjechał, jak to często bywało, z żoną Martą Stebnicką. Byli małżeństwem od 60 lat. Poznali się w Gdowie, podczas Dni Oświaty, Książki i Prasy. W tych dniach władze rozsyłały artystów po domach kultury, by edukowali mieszkańców prowincji. Ona jako aktorka Starego Teatru recytowała Mickiewicza, on czytał swoje wiersze. Bardzo szybko zdecydowali się, że będą razem, choć ona była jeszcze żoną kogoś innego, a on mężczyzną po rozwodowych przejściach.

- W tym związku spotkały się dwie niesamowite indywidualności. Tam musiało nieraz iskrzyć. Ale nad nimi unosiła się aura wzajemnej tolerancji, choć to zdaje się Marta mocniej stąpała po ziemi - przypomina sobie zaprzyjaźniony z Kernami, Mieczysław Czuma. Długo państwo Kernowie mieszkali w bloku przy ulicy Rzeźniczej. Odetchnęli, kiedy udało im się przeprowadzić do bliźniaka na Salwatorze. Ludwik Jerzy Kern żartował, że dom ten pomógł mu wybudować Ferdynand Wspaniały, bohater napisanej przez niego bajki dla dzieci. Ferdynand stanowił kwintesencję wszystkich psów, które posiadał pisarz i które nosiły imiona zaczynające się na literę F - Fagot, Farsa…

Dzięki Ferdynandowi nieźle zarobił, bo książka została przetłumaczona na ponad 20 języków, w tym na japoński. Ostatnio zgłosili się nawet Chińczycy, którzy chcą ją także przełożyć. - Pamiętam, że u Kernów piło się znakomite, robione przez pana domu nalewki. Poza tym Jurek podawał gościom kwadratowe jaja. To były gotowane jajka, które wsadzał do specjalnej formy. Wychodziły rzeczywiście kwadratowe, czym zaskakiwał niewtajemniczonych - mówi Czuma.

- A ja bardzo lubiłem ich dom nad Jeziorem Rożnowskim. To było piękne miejsce, z zadbanym ogrodem i konfiturami, które Kernowie razem robili. Jurek uwielbiał łowić ryby. Kiedyś wsadził mnie do kajaka i kazał rozwieźć po jeziorze jakieś żyłki z haczykami. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, więc - jak się można domyślić - nic się nie złapało - wyznaje Marian Cebulski. Aktor nie zapomni też pewnego lata w Rożnowie, kiedy razem z Jerzym Skarżyńskim wybrali się na motorze po alkohol. Jechali długo do sklepu, który, jak to wiejski przybytek, nie był zbyt dobrze zaopatrzony. - Proszę wyobrazić sobie, że była tylko "Ratafia". To taka słodka wódka, którą naprawdę trudno pić. Ale Jurek zapakował do plecaka kilka butelek i przywieźliśmy je do Kerna. Jak nas z tym zobaczył, to zaczął tak krzyczeć…

Takich anegdot znajomi pisarza mogą snuć wiele. Kern pewnie je teraz przypomina tym swoim przyjaciołom, z którymi spotyka się na wysokościach. A może recytuje Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu parafrazę jego wiersza, którą napisał w Szpilkach na powitanie poety - "Więc wróciłeś oszuście, słodki szarlatanie/Któryś kochał alkohol, cygara i czaple,/ Któryś był taumaturgia, bufon i hochsztapler / Wróciłeś, a więc pijmy. Cyk. Na powitanie".

Pokaż, kogo popierasz. Już dziś oddaj głos na prezydenta Krakowa
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**
Ukradł kartę bankomatową z portfela i wypłacił całą kasęMaciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą.**Wejdź na szumowski.eu
A może to Ciebie szukamy? Zostań**miss internetu**województwa małopolskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska