Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Wojtyła. Dobry wikariusz i wujek

Tadeusz Pieronek
fot. archiwum
Chyba ani Karol Wojtyła, ani wielu Polaków, bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej, nie zdawało sobie sprawy, że świat wkracza w nową erę. Zakończenie wojny napawało nadzieją na lepsze czasy. Rzeczywistość pokazała, że duża część ludzkości znalazła się w krainie niewyobrażalnego mroku. W miejsce wojennej pożogi, okupacji, pogardy dla ludzkiego życia pojawiła się nieludzka ideologia komunizmu z całym jej zniewoleniem.

Karol Wojtyła przyjął święcenia kapłańskie wcześniej od swoich kolegów, w kaplicy metropolity krakowskiego Adama Stefana Sapiehy w uroczystość Wszystkich Świętych 1946 r., a już dwa tygodnie później wyjechał przez Paryż na dwuletnie, teologiczne studia doktoranckie do Rzymu.

Uwieńczył je doktoratem na dominikańskim uniwersytecie "Angelicum". Wolny czas poświęcił zwiedzaniu Włoch, Francji, Belgii i Holandii, nawiązywaniu kontaktów z profesorami i studentami, głównie w Kolegium Belgijskim, w którym mieszkał, ale także na podjęcie w czasie wakacji pracy duszpasterskiej wśród górników. Kiedy wrócił do Polski, już innej od tej, którą przed dwoma laty opuścił, posłano go na wikarego do Niegowici. Przychodząc do parafii ucałował ziemię, zakasał rękawy i zabrał się do pracy: katechizował w kilku szkołach pobliskich wsi, wspierał inicjatywy świeckich, którzy powołali komitet budowy nowego kościoła, założył kółko dramatyczne, a równocześnie, pełniąc wszystkie posługi kapłańskie, nostryfikował swój rzymski doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim i kontynuował zainteresowania naukowe. Po ośmiu miesiącach został przeniesiony na wikarego parafii św. Floriana w Krakowie, gdzie rozwinął w sposób nadzwyczajny swoją aktywność kapłańską, w warunkach, które system komunistyczny stworzył w tym celu, by zepchnąć działalność Kościoła do zakrystii i stopniowo ją zdławić. Ksiądz Wojtyła pokazał, że wielkich dzieł można dokonywać nawet w najtrudniejszych czasach, posługując się dostępnymi, ubogimi środkami, działając dyskretnie, konsekwentnie, bez rozgłosu, prezentując dobro z życzliwością i miłością. Nie porzucił żadnej ze swoich pasji życiowych, miał kontakt z teatrem, pisał poematy i dramaty, zajmował się nauką.

Młody wikary prowadził całe serie rekolekcji, konferencji, organizował spotkania z ministrantami, z młodzieżą, z chorymi, pielgrzymki, wycieczki w góry, przejażdżki na rowerach, spływy kajakowe, które nie tracąc swego charakteru, dawały uczestnikom okazję do nawiązywania znajomości i przyjaźni, do dobrej zabawy, a księdzu do przekazywania młodzieży wiary, kształtowania ich sumień i chrześcijańskich postaw moralnych. Żyjąc w systemie, który używał wszystkich możliwych środków, z siłą fizyczną włącznie, by zniszczyć wiarę i wymazać Boga z ludzkiego serca, warto było mieć takiego przewodnika, jakim stał się ksiądz Wojtyła dla wielu parafian, zwłaszcza dla młodzieży akademickiej. Stał się i dla wielu pozostał. Udało mu się namówić studentów, by nauczyli się wykonywać po łacinie śpiew gregoriański podczas liturgii. Z czasem z tej grupy powstało tzw. "Środowisko" - złożone początkowo ze studentów, potem z par małżeńskich, które "wujek" błogosławił, a następnie także z ich dzieci i wnuków, z którymi jako biskup, kardynał i papież utrzymywał kontakt aż po ostatnie swe dni.

Od września 1951 r. zajmował się przede wszystkim nauką. Był ostatnim pracownikiem naukowym, który się habilitował na Wydziale Teologicznym UJ przed jego likwidacją przez władze komunistyczne w 1954 r. Wkrótce podjął wykłady z etyki społecznej na ostatnich latach studiów teologicznych w Krakowie i z filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pozostał sobą, nie wycofał się z pracy kapłańskiej, ale angażował się w nowe jej dziedziny, czego przykładem może być zajęcie się duszpasterstwem służby zdrowia. Studenci i ludzie nauki byli mu bliscy, stąd trudno się dziwić, że musiał w pewnym momencie przerwać spływ kajakami na Łynie i udać się do prymasa Polski, kardynała Wyszyńskiego, by przyjąć nominację na biskupa pomocniczego w Krakowie.

Pytając o sekret tej niecodziennej aktywności ks. Wojtyły trzeba się odwołać do jego pokładów religijności, które stanowiły podstawową motywację jego działań, ale trzeba też uwzględnić coś, co charakteryzowało go przez całe życie. On nigdy nie tracił czasu. On zawsze pracował, ciągle się uczył. Wydaje się, że najlepiej określił to jeden z jego kolegów ze studiów uniwersyteckich, charakteryzując sposób zdawania przez niego egzaminów na uniwersytecie. Zdawał je nieco inaczej niż jego rówieśnicy. Nie odwoływał się do treści wykładów czy podręczników, ale do o wiele szerszego kontekstu pytania, co spotykało się u profesora z aprobatą, a u kolegów budziło pytanie, skąd on to wie. Wyjaśniał im, że natrafił na szerszą literaturę w tej materii i zapoznał się z nią. I nie dotyczyło to tylko wyjątkowych tematów. Tę poszerzoną wiedzę miał bardzo często.

Zobacz także: Tak się robi pączki w Krakowie na tłusty czwartek! [VIDEO]

Zagłosuj na Najbardziej Wpływową Kobietę Małopolski
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Ostry seks w Krakowie: szpital i więzienie
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Pawła Kołodzieja jeszcze nikt nie pokonał. Jak będzie teraz?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska