Jesteś naturalną blondynką?
Tak. Mam włosy blond.
Mężczyźni wolą blondynki?
Wszystko zależy od gustu. Mnie się podobają blondynki i brunetki (śmiech).
Kiedy pojawiłaś się w The Voice of Poland, jeden z jurorów, Tomson, aż walnął głową z wrażenia o blat stołu. Mężczyźni zawsze reagują tak na Ciebie?
(śmiech) To byłoby zbyt piękne i niebezpieczne jednocześnie. Przyznam jednak, że dowcip Tomsona był bardzo miły. Do tej pory, kiedy oglądam to nagranie, podoba mi się ten moment.
Uroda pomaga Ci w życiu?
Być może są takie momenty. Ale ja nie potrafię tego świadomie wykorzystywać. Weźmy taki przykład: zapominam przedłużyć bilet miesięczny na tramwaj, łapie mnie kontroler, a ja nie umiem go zagadać, żeby wywinąć się od kary (śmiech).
Masz jednak świadomość swych atutów, bo kilka lat temu uczestniczyłaś w wyborach miss Polski.
Mój dziadek był wielbicielem konkursów piękności (śmiech). Dlatego u nas w domu zawsze oglądało się takie widowiska. Mama interesowała się z kolei znanymi gwiazdami - aktorkami i piosenkarkami. Przesiąkłam więc tą fascynacją wielkim światem od małego. W pewnym momencie postanowiłam spróbować swych sił w konkursach piękności - trochę dla bliskich i znajomych, a trochę dla samej siebie.
Jak oceniasz tę przygodę?
Zobaczyłam, że nie wszystko jest takie kolorowe, jak z zewnętrznej strony ekranu. Jako dziewczynka myślałam, że kobiety w wyborach miss nic nie robią, tylko pięknie wyglądają i pachną. Tymczasem naprawdę jest zupełnie inaczej. Codziennie musiałyśmy dojeżdżać na próby na szóstą rano, a potem biegać w szpilkach do dwudziestej drugiej. Trwało to trzy tygodnie. Potem pojawił się stres, bo wiadomo, że finał w telewizji będą oglądać wszyscy bliscy i znajomi. A wyjście na scenę w kostiumie kąpielowym wcale nie jest takie proste.
Wiele osób uważa, że wyniki takich konkursów są z góry ustawiane.
Najczęściej mówią tak osoby, które mają problem z poczuciem własnej wartości. Bo już kiedy się przyjeżdża na zgrupowanie kandydatek, od razu widać, które dziewczyny się wyróżniają. Dlatego naturalne jest to, że organizatorzy mają swoje faworytki.
Między uczestniczkami konkursu możliwa jest przyjaźń?
To zależy od charakteru i podejścia. Ja staram się cieszyć sukcesami innych i znajdować w nich inspirację do własnego rozwoju. Na konkursach zawsze trafiają się dziewczyny, które się wzajemnie wspierają i szukają ciekawych znajomości. Ale są też takie, które czują się niedowartościowane, co często nie jest też ich winą, ale wynika z wcześniejszych doświadczeń i otoczenia, w którym dorastały. I one stawiają na rywalizację a nie na koleżeństwo.
Jak zostałaś modelką?
Najpierw zgłosiłam się do telewizyjnego programu "Supermodelki". Jednak byłam wtedy, delikatnie mówiąc, trochę pełniejsza niż przeciętna modelka, więc dość szybko odpadłam (śmiech). Wtedy zaczęłam chodzić na siłownię i zmieniłam dietę, dzięki czemu szybko schudłam. Złożyłam potem swoją ofertę w agencji dla modelek - i zostałam zaangażowana.
Nie obyło się bez sukcesów, bo pracowałaś w Mediolanie.
Kiedy wyjechałam do Mediolanu zrozumiałam, że modeling to nie jest to, co naprawdę chcę robić. Wiedziałam, że jeśli tam zostanę i zacznę regularnie pracować, trudno mi będzie zrezygnować i zająć się tym, co najbardziej kocham - śpiewaniem. Postanowiłam więc rzucić wszystko i wrócić do Polski.
Świat mody to szampan, tańce i przystojni faceci?
Praca wygląda tak: rano dostaje się listę castingów, na których trzeba się pojawić i reszta dnia mija na bieganiu po mieście i szukaniu pracy na sesjach, na wybiegu, w magazynach. Może to być wymarzoną pracą, jednak trzeba to lubić - siedzenie i czekanie na castingach potrafi być również męczące. Jest jednak bardzo dużo plusów - ciekawi ludzie, spotkania, miejsca. Ja trafiłam do Mediolanu latem i wspominam to jako bardzo inspirujący czas.
To prawda, że zawód modelki ma swoje ciemne strony?
Są różne zagrożenia. I odczułam je na własnej skórze. Wszystko jednak zależy od dojrzałości dziewczyny. Jeżeli zostaje się profesjonalną modelką, trzeba umieć od początku wyznaczać granice. Niestety, czasem do tego zawodu bierze się bardzo młode osoby, nawet 13-14-latki. I nimi łatwo jest manipulować. Dlatego ważne jest, aby dziewczyny były otaczane opieką rodziców i agencji.
Rodzice bardzo martwili się o Ciebie?
Tak. Ale z czasem udowodniłam im, że kiedy zechcę coś osiągnąć, będę ciężko pracować, aby tak się stało. Jestem jednak jedyną tak artystyczną duszą w rodzinie. Nic więc dziwnego, że tata nalegał, abym skończyła "normalne" studia, a śpiewała sobie "na boku". No i uległam jego sugestii - właśnie kończę Wydział Administracji i Nauk Społecznych na Politechnice Warszawskiej. Ale nie żałuję tego. Dzięki studiom na pewno się rozwinęłam.
Chodziłaś jednak już od dziecka do szkoły muzycznej.
To zasługa mamy. Zawsze chciała, żebym grała na fortepianie. I trafiła w moje potrzeby. Nie skończyłam jeszcze pięciu lat, a już dawałam w domu koncerty, śpiewając do szczotki do włosów (śmiech).
Po raz pierwszy zobaczyliśmy Cię, kiedy zaczęłaś wrzucać do internetu filmy, na których śpiewasz covery Rihanny. To dobry sposób na autopromocję?
Wydaje mi się, że tak. Po pierwsze - internet ciągle się rozwija, więc coraz więcej osób może trafić na nasz film. Po drugie - nabywa się doświadczenia z kamerą. Kiedy dziś patrzę na swoje pierwsze filmy, widać że byłam strasznie zestresowana. A na późniejszych - już znacznie mniej. Dzięki temu realizując dzisiaj profesjonalne teledyski czy występując w telewizji śniadaniowej jestem bardziej ze wszystkim obyta.
Tak naprawdę zaistniałaś dzięki The Voice of Poland. Jak talent-show wygląda od środka?
Jest ciekawie. Wspominam ten występ bardzo dobrze, chociaż dosyć szybko mnie wyrzucili (śmiech). Spotkałam się niedawno z Kasią Kalinowską, z którą miałam w programie bitwę, i obie stwierdziłyśmy, że to była przygoda życia i tęsknimy za nią. Pamiętam, kiedy pojawiłam się w telewizji, od razu dostałam lawinę próśb o zdjęcia i autografy. A przecież nie czułam, że zrobiłam cokolwiek, aby ktoś chciał mieć mój podpis! Nie wiedziałam więc, jak reagować na takie sytuacje. To przygotowało mnie jednak na to, co teraz się dzieje.
No właśnie, nagrywasz obecnie swój debiutancki album pod okiem znanego producenta Rafała Malickiego. Czego możemy się spodziewać po tej płycie?
Nieskromnie powiem, że staramy się, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Chcemy zrobić nowoczesny i szlachetny pop. Jest dużo elektroniki, ale pojawiają się też akustyczne instrumenty. Refreny są melodyjne, lecz w zwrotkach próbujemy przekazać głębsze emocje i historie. Tak jak w debiutanckiej piosence "Tam, tam" - jeśli się w nią wsłucha jest w niej tęsknota za chwilami, które uleciały, a były cudowne. Każdy coś takiego przecież przeżył.
Widziałem na Twoim profilu na Facebooku, że oglądałaś film "Amy". Nie przeraził Cię tym, co show-biznes może zrobić z młodą dziewczyną?
Wyszłam z tego filmu cała spłakana. I długo się nad nim zastanawiałam. Zauważ, że Amy już na samym początku mówi takie słowa: "Gdybym miała zostać gwiazdą, chyba bym umarła". Bo ona nigdy nie chciała popularności. Tymczasem ja od dziecka marzyłam o byciu popową wokalistką, o występach na wielkich scenach. Patrzyłam na Edytę Górniak i myślałam: "Ależ ona ma cudowne życie!". Dlatego nie boję się tego, co mnie czeka. Wręcz przeciwnie - czuję się coraz bardziej podekscytowana (śmiech) .
Możesz liczyć na wsparcie bliskich osób?
Tak. To nie jest duża, ale sprawdzona grupa. Przede wszystkim rodzina i przyjaciele wspierający mnie już od kilku lat, ale także ludzie z wytwórni. Choćby wspomniany Rafał Malicki, z którym spędzam w studiu tyle czasu, że już traktuję go jak rodzinę, czy Piotrek Smoleński, z którym robię wideoklipy. Cieszę się, że są ze mną, bo dzięki nim mogę śmiało iść do przodu.