Drużyna, którą przed rokiem wprowadził do IV ligi, zakończyła rozgrywki na 12. miejscu. Do ostatniego spotkania przystępowała ze świadomością, że musi je obronić, by zagwarantować sobie utrzymanie (zespół z 13. pozycji pozostanie w lidze, jeśli awans w barażach wywalczy jej mistrz - Wiślanie Jaśkowice).
Wiącek otrzymywał w trakcie meczu z Michałowianką wiadomości, co dzieje się w innych spotkaniach z udziałem zagrożonych ekip: Pcimianka - Dalin i Orzeł Piaski Wielkie - Beskid Andrychów. W II połowie mógł już być dość spokojny, wiedząc, że zespół z Pcimia przegrywa 1:3. W tej sytuacji węgrzcanie mogliby sobie pozwolić nawet na porażkę.
- Wiedzieliśmy, jak wyniki się układają, natomiast ja nie do końca jestem zadowolony, bo uważam, że powinniśmy byli utrzymać nasze prowadzenie 2:1 i wtedy nie patrzeć na to, co dzieje się gdzie indziej - komentuje szkoleniowiec. - Ale taka jest piłka, przeciwnik bardzo fajnie rozegrał stały fragment, strzelił bramkę. Czy był spalony, czy nie - ciężko mi ocenić.
Z utrzymania Wiącek ma satysfakcję tym większą, że już na starcie sezonu spotykał się z opiniami skazującymi jego zespół na spadek.
- Po awansie nastąpiła ogromna zmiana kadrowa, odeszło 11 zawodników, z czego siedmiu podstawowych. Zespół w trakcie pierwszej rundy się krystalizował. Konkretną pracę wykonaliśmy w zimie i to dało pożądany efekt. Tym bardziej cieszymy się, że udało nam się udowodnić, iż nie wygrywają mocniejsze "na papierze" nazwiska, tylko kolektyw, pomysł na grę, plan taktyczny - podkreśla trener TS Węgrzce.
Follow https://twitter.com/sportmalopolskaAutor: Tomasz Bochenek